02.12
Zabrał ją.
Wykradł prosto z jego rąk.
Marmur pękał z każdym stawianym krokiem. Pajęczynowe skazy szpeciły złote ściany, antyki obracały się w pył. Chroniące zaklęcie uległo przed siłą sączącą się z jego ciała, a była to tylko namiastka tego, co rozrywało go od środka.
Jeśli będzie musiał, zrówna cały pałac z ziemią, byle tylko ją znaleźć.
Odzyskać.
Nie kontrolował mocy, choć mógłby, gdyby tylko chciał.
Tylko że nie chciał.
W świetle przygaszonego światła ujrzał przebiegłego, śliskiego węża.
Tego gada właśnie szukał.
– Zabrałeś ją. – Głos Xandera ział niepokojąco spokojnie. Wyraz twarzy miał nieodgadniony, jedynie jego złote oczy kryjące w sobie czeluści czerni zwiastowały losy wampira stojącego naprzeciw niego.
– Alexandrze, nie słyszę słowa „dziękuję". – Kallias prezentując sielską postawę, schował ręce do kieszeni brunatnoceglastych garniturowych spodni. – Przecież pomogłem pozbyć ci się problemu.
Czysta prowokacja. Był tego świadom. A mimo to słowa i arogancja w oczach przedstawiciela rodu Caius zadziałały na niego jak płachta na byka.
Zamierzał wykorzystać dobrze poznany sposób rozwiązywania problemów.
Siłę.
Siła była odpowiedzią na wszystko.
Znalazł się przed nim i zacisnął dłonie na śliskiej szyi, by następnie przytwierdzić gada do ściany.
– GDZIE... ONA... JEST?!
Spoglądając z tak bliska w oczy śmierci, Kallias zatracił pewność siebie. Uśmiech nieco zszedł z twarzy, choć nie pozwolił całkowicie się stłumić. Ściana za nim pokruszyła się, jednak on nie ugiął się nawet pod napierającą mocą Xandera.
– I po co ta dramaturgia? Nie słyszałeś? Złość piękności szkodzi – parsknął śmiechem wyrażającym obłęd, choć ze złotych oczu nie zniknęła zimna kalkulacja.
Samokontrola nigdy nie była cechą obecną w rodzie Xandera. Sama nazwa nie wzięła się bez powodu. Wszędzie tam, gdzie pojawiał się pierwszy przedstawiciel rodu Khaos, sprowadzał na to miejsce obłęd i cierpienie.
Sprowadzał chaos.
Chaos niewidoczny na zewnątrz, lecz zbierający swe żniwa tam, gdzie ludzie, czy wampiry byli najsłabsi.
Kontrola nad umysłami dawała władzę absolutną.
Wargi Kalliasa zadrżały nieco nerwowo. Choć był obłudny i fałszywy, nie cechował się głupotą. Bez wątpienia przewidział konsekwencje swojego szaleństwa. Miał udział w śmierci tylu Miedzianych, zaatakował radę, a co gorsza bezpośrednio uderzył w Xandera, odbierając mu Cynthię. Złoci nigdy nie walczyli za pomocą siły swoich rąk. Byłoby to przewlekłe i bezskuteczne. Po to mieli swoje umiejętności. Niektórzy powiadali, że właśnie tylko po to istniały. Powstałe przez konflikt, zniszczenia i okrucieństwa.
CZYTASZ
Złote ciernie
Vampire„Jesteś pokryty cierniami. Złotymi cierniami. Za każdym razem, gdy się do ciebie zbliżam, ranisz mnie. Przebijasz mi serce i zostawiasz ogromne dziury, których nie dam rady załatać. Boję się, że niedługo nie będzie już miejsc do przebicia." Cynthia...