05.12
Kolejne pytanie, tym razem świąteczne: Jaką choinkę wolicie? Żywą czy sztuczną?
***
Stołówka.
Sądziła nawet, że pusta, gdy niespodziewanie z boku dobiegł huk.
– Psiakość – krzyknął ktoś w akompaniamencie brzęku spadających garnków.
Gdy spojrzenie miodowych oczu powędrowało w tamtym kierunku, mimo sporej odległości bez trudu udało się znaleźć sprawcę zamieszania. Jasnoróżowe wyblakłe włosy samoistnie przyciągały wzrok, nawet kiedy było ich niewiele, a sama ich długość nie wystarczała, aby sięgnąć ramion.
Cynthia postanowiła wycofać się ostrożnie, uznając za ryzykowne starcie z nieznajomą. Pod ziemią traciła swój największy atut. Przyzwanie zniszczenia stanowiło ostateczność. Musiała dlatego za wszelką cenę uniknąć bezpośredniej konfrontacji.
Mogła przysiąc, że postawiła nogę bezszelestnie, coś jej jednak nie wyszło, skoro przywołała obce spojrzenie.
Zamarła, obserwując, jak nieznajoma wstaje. Zbliżyła się do bemarów, z przymrużonymi powiekami przyglądając się rudowłosej dziewczynie.
– Cynthia? – Pierwszy raz usłyszała swoje imię z brytyjskim akcentem.
Gdy nieznajoma ruszyła gwałtownie w jej stronę, Złota krzyknęła do niej:
– Nie podchodź!
– Psiakość, co się stało? – Potarła złączonymi palcami o swoją skórę tuż pod brodą, wbijając przerażony wzrok w Cynthii szyję. – Mam wezwać pomoc? – Dziewczyna wydająca się niewiele starsza od niej, nie posłuchała polecenia. Wyszła z kuchni i z przejęciem szybko zmniejszała dystans.
Cała stołówka była wysprzątana oprócz jednej tacy znajdującej się na stole, koło którego sterczała Cynthia. Mogło to oznaczać, że różowowłosa dziewczyna zrobiła sobie samotny wypad na stołówkę. Pod naporem paniki, zgarnęła z niego sztuciec, uznając, że nawet kuchenny nóż w tej chwili mógł się przydać. Wycelowała przedmiot w kierunku nieznajomej i z większym przekonaniem rzuciła:
– Powiedziałam, że masz się zatrzymać!
– Krwawisz.
– Podejdź jeszcze bliżej, a zaraz ty będziesz krwawić.
Dopiero czysta groźba wywołała efekt. Cynthia nie była zadowolona z odległości między nimi. Dzielił ich jedynie stół. Nie cofnęła się jednak, nie chcąc okazywać niepewności.
Była Złotą i to ona trzymała nóż. To nie ona powinna się bać. Szczególnie że dziewczyna zdawała się człowiekiem, o czym dowodziły szare oczy.
– Grozisz mi łyżką? – Powątpiewająco dźwignęła brwi, przeskakując spojrzeniem z trzymanego przez Cynthię przedmiotu na jej twarz.
– Co?
– Trzymasz łyżkę.
Spojrzała na swoje dłonie. Faktycznie między nimi znajdowała się łyżka.
Ze wszystkiego, co mogła wybrać, zgarnęła łyżkę. Drewnianą łyżkę do ramenu.
Nią co najwyżej mogła wydłubać oko, choć jak znała życie, prędzej swoje niż nieznajomej.
Mogłam wybrać pałeczki – pomyślała, zerkając na tacę, na której oprócz miski z zupą, również znajdowały się drewniane sztućce popularne w Azji.
CZYTASZ
Złote ciernie
Vampire„Jesteś pokryty cierniami. Złotymi cierniami. Za każdym razem, gdy się do ciebie zbliżam, ranisz mnie. Przebijasz mi serce i zostawiasz ogromne dziury, których nie dam rady załatać. Boję się, że niedługo nie będzie już miejsc do przebicia." Cynthia...