07.12
***
Prawie dwumetrowy gotyk z katanami przytroczonymi do pleców, pracujący dla amerykańskiego rządu, właśnie sunął ku niej, stawiając kroki lekko jak baletnica. Na to nawet Bahati jej nie przygotowała.
Zanim wraz z bestiami zniszczenia podjęła decyzję, co powinni zrobić, trzema susami Błękitny znalazł się przed nią. Pisnęła, bardziej z zaskoczenia niż z bólu, gdy szarpnął ją za ramię. Oderwała pięty z podłogi, stając na palcach, prawie zwisając w powietrzu, gdy pociągnął ją do góry.
Bestie krzyczały do niej: Wypuść nas! Wypuść!
Nawet jeśli w akcie destrukcji ucierpiałaby ona sama, była gotowa już wyzwolić je z uwięzi ciała, gdyby Ivy nie wkroczyła do akcji.
– Psiakrew. Hayes, co ty robisz? – Jego siostra zareagowała i potrzebując znacznie więcej susów niż jej brat, znalazła się przy nim i pociągnęła go za rękę. Na nic się to jednak zdało, bo nawet nie zdołała nią zadygotać.
– Jest potencjalnie niebezpieczna – burknął pod nosem.
– Potencjalnie groźne osoby nie grożą łyżką. Puść ją w tej chwili.
Nastąpiło coś, czego Cynthia nie oczekiwała. Błękitny faktycznie ją puścił, nie odsunął się jednak, oddzielając ją od siostry.
Rozmasowała ramię, krzywiąc się, bo jednak teraz poczuła to szarpnięcie. Nie taki ból mięśni chciałaby odczuwać.
– Dyrektor chce ją widzieć.
Musiała zadrzeć wysoko głowę, by spojrzeć na twarz wampira.
– Pójdę z wami.
Hayes kiwnął głową. Nie ruszył się, dopóki Ivy nie poszła pierwsza. Cynthia niby wiedziała, że chodziło o nią, ale jakoś nie mogła się poruszyć. To nie tak, że się bała, lecz raczej zaskoczyło ją, że przyjdzie jej spotkać się z Dyrektorem FAHP. Złoty czy człowiek, pełnił on ważne stanowisko. I chciał czegoś od niej, a to natomiast wzbudzało w niej mieszane uczucia.
Ivy zatrzymała się, nie dlatego że zaciekawiła się bezruchem Cynthii. Jeszcze zanim na nią spojrzała, zapytała:
– Może chcesz iść się najpierw umyć?
– Zbędne – odburkał jej brat, zatrzymując się tuż przed nią.
– Nie ciebie pytałam.
– Wiem.
– Umyć i przebrać? Co ty na to? – Wychyliła się, bo Hayes, choć dość szczupły jak na swój wzrost, zasłonił jej całkowicie widok na stołówkę.
– Dyrektor chce widzieć ją teraz.
– Dyrektor poczeka... Dla niej na pewno jest gotowy poczekać.
Coś cicho jeszcze odburknął, czego Cynthia już nie zdołała uchwycić.
– Więc do łazienki?
– Wytrzymam. Nie chcę tego dłużej przedłużać. – W końcu udało się jej odezwać. – Mimo to dziękuję, że pomyślałaś – dodała szczerze.
Ivy uśmiechnęła się delikatnie, doceniając natomiast jej wyraz wdzięczności.
– Nie jesteśmy twoimi wrogami... Dobra, może mój brat jest, ale on traktuje wszystkich jak wrogów, więc się nie przejmuj. – Wypowiedzianymi słowami nie tylko wywołała uśmiech na swojej twarzy, lecz także Cynthii. Były tak niespodziewane i trafne, że nie mogła ukryć rozbawienia, chociaż tliło się w niej pewne niezrozumienie, dlaczego Ivy wyleciała z tym akurat teraz. Natomiast jej brat uniósł brwi, wyraźnie niezadowolony z przeświadczenia siostry. – A teraz tak na poważnie – kontynuowała. – Nie jesteśmy twoimi wrogami. Widzę, że tak nas postrzegasz i rozumiem dlaczego. Znalazłaś się w nieznanym miejscu i jakaś laska z różowymi włosami każe ci zaufać na słowo, że jest po twojej stronie. Powiem to, bo czuję, że powinno to paść, a tego zabrakło. Jesteś tu bezpieczna. Nikt nie zrobi ci krzywdy.
CZYTASZ
Złote ciernie
Vampire„Jesteś pokryty cierniami. Złotymi cierniami. Za każdym razem, gdy się do ciebie zbliżam, ranisz mnie. Przebijasz mi serce i zostawiasz ogromne dziury, których nie dam rady załatać. Boję się, że niedługo nie będzie już miejsc do przebicia." Cynthia...