14.12
***
– Dlaczego tak wierzycie w tę przepowiednię? – To pytanie miało jedno zadanie: zagłuszyć krzyczący ból.
– Wierzę jedynie w to, co sam zobaczę. A przepowiednia była widziana tylko przez Nemesis i mojego ojca.
W dalszym ciągu zastanawiała się, jak jej babka poznała przepowiednię. Widzenie przyszłości było domeną rodu Sybil.
– Elara niepotrzebnie wciągnęła w nią ciebie.
Jego wyznanie ją zaskoczyło, a zarazem rozzłościło. Było sprzeczne z wszystkim, co dotychczas wyznał. Nie pojawił się wcześniej w jej życiu ze względu na przepowiednię, w którą natomiast nie wierzył.
– Mimo to pozwoliłeś jej na to.
– Przekonała mnie argumentami.
– Jakimi? – Nie sądziła, że miała tyle energii, aby tak gwałtownie się podnieść. Stanęła naprzeciw ojca i teraz to ona patrzyła na niego z góry. – Chętnie usłyszę argumenty przemawiające za pomysłem porzucenia własnego dziecka.
Nie skomentował jej wybuchu. Jedynie za pomocą ostrzegającego spojrzenia ukazał swoje niezadowolenie z zachowania córki. Mimo to się nie wycofała. Sterczała nad nim i oddychała ciężko z tłumionej boleści.
– Gdybyś z nami została, umarlibyśmy – wyznał, na co osłupiała. Spokój, w jaki to powiedział, zaskoczył ją najbardziej. – Deimos pozbyłby się nas, żeby zdobyć ciebie. Ród Khaos bez Złotej się skończy. Jeszcze przed twoimi narodzinami zamierzał połączyć syna z Elarą. Polował na życie mojego ojca. On to wiedział... widział. Dlatego przewidując własną śmierć, ujawnił istnienie Czerwonych. Nie miał nic do stracenia. Dał też lekcję na przyszłość Deimosowi. Życie jednego z nas będzie go wiele kosztować.
– Wtedy skłamaliście, że oczekujecie dziecka – dopowiedziała.
Przyjrzał się córce z przymrużonymi powiekami. Wydawał się nie spodziewać, że miała taką informację.
– Zgadza się. Deimos chciał zabić mnie i włączyć Elarę do swojego rodu. Musieliśmy skłamać. Wiele lat później czekałby cię podobny los. Zabiłby nas, a ciebie wziął na wychowanie i później oddałby jednemu ze swoich synów. Czy teraz rozumiesz, dlaczego zgodziłem się na pomysł Elary?
Nie chciała skinąć głową, a mimo to wykonała nią ruch. Rozumiała, choć nie sprawiło to, że ból zelżał.
– To nie była łatwa decyzja – kontynuował z opanowaniem. – Była zła, lecz do wyboru mieliśmy jeszcze gorsze. Nieważne, którą byśmy wybrali, odczuwalibyśmy jej ciernie.
Wycofała się, pochylając głowę. Wzrok wtopiła w betonową posadzkę.
– Co dokładnie ze mną teraz będzie? – zapytała bezdźwięcznie.
– Ukryjemy cię przez pewien czas.
– Mogę wiedzieć gdzie?
– Dla bezpieczeństwa nie będę zdradzał szczegółów. Mogę zapewnić, że będziesz tam bezpieczna.
Więc nawet ona sama nie będzie znała lokalizacji własnej klatki.
– I jak długo tam będę?
– Dopóki nikt się nie dowie, gdzie przebywasz. Wtedy cię przeniesiemy.
Pokręciła głową. Bezwładnie zrobiła kilka kroków w tył i wpadła na ścianę.
– Na tym teraz będzie polegać moje życie? Na ukrywaniu się? – zapytała zrezygnowana, osuwając się na ziemię.
– Przez pewien czas, tak. – Bezlitosna odpowiedź.
– Jak długo to potrwa? Rok, dwa, kilkanaście? Jestem teraz człowiekiem, starzeję się. Nie chcę spędzić życia, ukrywając się.
– Nie mogę tego określić – rzekł krótko, nie odnosząc się do całej wypowiedzi.
– A co jeśli ta cała przepowiednia o końcu Złotych to wymyślone bzdury i stracę na nią całe życie? – Spróbowała ponownie do niego przemówić.
Nie odpowiedział. Na pewno usłyszał pytanie, lecz się nie odezwał. Nawet na moment nie spuścił z niej wzroku, a jego twarz, choć przystojna, była bez charakteru jak betonowa ściana, o którą się opierała.
– Miałam życie. Byłam szczęśliwa. Miałam ciocię, miałam przyjaciółkę, miałam dom. Potem w moim życiu pojawił się chłopak, którego pokochałam – wyjawiła zbolałym głosem. – I teraz nie mam nic. Nie mam cioci, nie mam przyjaciółki, nie mam domu. I nie mam przy sobie żadnej osoby, którą kocham. Nie chcę takiego życia.
Niespiesznie podniósł się i zmniejszył między nimi dystans. Musiała zadrzeć wysoko głowę, by spojrzeć w jasnobrązowe tęczówki. Choć paliły jej oczy, nie odwróciła wzroku.
– To dla twojego dobra – odparł tylko i skierował kroki w stronę drzwi.
Zacisnęła dłonie w pięści, wbijając paznokcie głęboko w skórę.
– Czy ty w ogóle mnie kochasz? – Choć ciało było gotowe do walki, dusza już się poddała.
Znieruchomiał.
– Oczywiście. Jesteś moją córką.
Wbiła wzrok w jego plecy.
– Jak ojciec powinien kochać córkę?
– Zgadza się.
– Więc kochasz mnie ze względu na powinność. Kochasz mnie, bo musisz, a nie dlatego, że tak czujesz.
Nawet jeśli miał zamiar odpowiedzieć, ona nie zamierzała go już słuchać. Wyznała to, co leżało jej na sercu.
– To nic, że mnie nie kochasz. Akurat miłości nigdy mi w życiu nie brakowało. Ciocia dała mi jej aż tyle, że nie potrzebuję jej od ciebie. – Samo wspomnienie Bethany sprawiało, że miała ochotę jednocześnie płakać i się uśmiechać.
Nawet jeśli Nereus miał jakieś uczucia wobec własnej córki, ona tego nie potrafiła odczuć. Bethany postawiła tak wysoko poprzeczkę, że nikt nie był w stanie się z nią równać.
Nie odezwał się. Ona już również nie zamierzała nic więcej mówić. Skończyła na dziś... i na wszystkie inne dni. Stopień, na jaki poznała ojca, jej wystarczał. Nie potrzebowała wiedzieć więcej.
Myślała, że już wyszedł. Dźwięk uderzenia stali zwiastował, że znowu została sama. Nereus jednak nie opuścił małego pomieszczenia. Został, by powiedzieć jedno.
– Cieszę się w takim razie, że Nadia obdarowała cię miłością, której ja i Elara nie mogliśmy ci zapewnić.
I z tymi słowami ją zostawił.
CZYTASZ
Złote ciernie
Vampire„Jesteś pokryty cierniami. Złotymi cierniami. Za każdym razem, gdy się do ciebie zbliżam, ranisz mnie. Przebijasz mi serce i zostawiasz ogromne dziury, których nie dam rady załatać. Boję się, że niedługo nie będzie już miejsc do przebicia." Cynthia...