13.12
***
– Kochałeś Elarę? – Nie planowała się odzywać. Sama nie wiedziała, po co o to zapytała. Nie interesowała ją ta kwestia.
Umarła w niej ciekawość wobec rodziców.
– Bardzo. – Nie było w tym nic przekonującego. Choć miał przyjemny w słuchaniu głos, nie nadawał się do wyrażania emocji. Mógł służyć do wydawania rozkazów, jednak było mu obce mówienie o miłości.
Odwróciła wzrok od spostrzegawczego spojrzenia ojca. Wydawał się prześwietlać ją na wylot. Gdy wbiła wzrok w swoje ręce, dopiero zauważyła, że przez całą rozmowę nieświadomie skubała skórki przy paznokciach. Ścisnęła dłonie w pięści, nie chcąc przez przypadek doprowadzić do krwawienia. Choć wątpiła, że ojciec zaślepiony zapachem krwi rzuciłby się na nią, nie było potrzeby testować jego samokontroli. Mógł być dyrektorem, lecz przede wszystkim był wampirem.
– A ona? Kochała cię? – Kolejne pytanie wyrwało się ze ściśniętego gardła. Nie rozumiała, dlaczego w ogóle się odzywała.
Może za wszelką cenę nie chciała zostać tylko ona i obwiniająca cisza.
– Tak myślę.
Zmarszczyła brwi w niezrozumieniu. Po śmierci Nemesis Elara trafiła do rodu Sybil. Wychowywała się z wiedzą, że któregoś dnia poślubi Nereusa. Mimo to zakochała się w swojej Siostrze Panny.
– Nie byłeś zazdrosny o Arabellę?
Nawet jeśli dowiedział się prawdy po śmierci Miedzianej, nie mogła uwierzyć, że go to nie zabolało, skoro naprawdę się kochali.
– Nigdy. Nie byliśmy typowym małżeństwem. Nie wybraliśmy siebie z miłości, lecz z obowiązku. Mimo to przyrzekliśmy siebie kochać. Tak więc kochałem ją, jak powinien mąż żonę, a ona kochała mnie, jak żona powinna męża.
Zesztywniała.
Nawet jego ładny w brzmieniu głos nie mógł sprawić, że te słowa dudniły mniej przygnębiająco.
– To nie była miłość – skwitowała krótko.
Jego ostre spojrzenie ukłuło ją w kark.
– Miłość nie ma jednej definicji. Nasza oparta była na wspólnej ochronie i wsparciu.
– Jeśli wasza miłość opierała się na ochronie, dlaczego... – Zawahała się, przełykając ciężko ślinę. – Dlaczego jej nie ochroniłeś? – Cichy i nijaki głos nie umniejszał atakującemu zarzutowi. Chciała wywołać w nim jakąś reakcję. Emocję. Cokolwiek co wskaże, że jej ojciec nie był zimnym draniem. Aż pobiegła wzrokiem na niego, chcąc sprawdzić, czy maska pękła.
Zderzyła się jednak z górą lodową.
– Poród zaczął się kilka dni szybciej, niż się spodziewaliśmy. Miałem w nim uczestniczyć i dopilnować, aby Nadia bezpiecznie opuściła z tobą Norwegię. Potem planowałem uciec z Elarą. Jednak, gdy już przybyłem, było za późno. – Styl, w jakim mówił, nie uległ zmianie, nawet gdy wspominał śmierć żony. A to sprawiało, że zaczynała bać się tego mężczyzny.
Mężczyzny bez emocji.
– Ciebie nie było, Elara leżała martwa wśród ciał wiedźm z sabatu Hel.
Nie chciała płakać. Nie chciała płakać z powodu kobiety, której nawet nie poznała. Zacisnęła szczękę, a twarz napięła, nie pozwalając nawet kropli opuścić mętnych oczu.
– Dlaczego po mnie nie wróciłeś? Wiedziałeś, gdzie byłam. Przez cały czas wiedziałeś i nie przyszedłeś. – Tak bardzo nie chciała, aby wybrzmiało to, jak pretensja. Nie zdołała jednak ukryć żalu.
– Nie mogłem. Zgodziłem się na pomysł Elary i moja obietnica obowiązywała nawet po jej śmierci. Miałaś żyć jako człowiek, a moje pojawienie się w twoim życiu by to zepsuło.
Nie żałował. Nie uchwyciła nawet cienia żalu, że nie uczestniczył w jej życiu.
Po co miałby uganiać się za dzieciakiem, gdy mógł spełniać się jako dyrektor Federalnej Agencji Ochrony Ludzi.
– Więc porzuciłeś własną córkę na rzecz głupiej przepowiedni.
Może on nie żałował, lecz ona natomiast bardzo.
Żałowała, że akurat ten mężczyzna był jej ojcem.
– Nie porzuciłem cię. Jestem tutaj teraz.
Z jej gardła wydostało się prychnięcie. Nie mogła uwierzyć, że powiedział to na głos.
Zrzucił ciężką rozmowę na Kalliasa, a sam opuścił swój gabinet i przyszedł do niej pierwszy raz od paru dni.
Przekręciła głowę, by obdarzyć go ponurym jak to miejsce spojrzeniem.
– Może jesteś tu teraz, lecz gdzie byłeś przez osiemnaście lat mojego życia? – Nawet jej zbolały szept nie zdołał przedrzeć się przez bezlitosną maskę dyrektora FAHP.
– Nie mogłem się wcześniej pojawić. Miałem czekać, aż naszyjnik straci moc, a ty staniesz się na powrót Złotą.
– Nic z tego się nie wydarzyło. Naszyjnik dalej działa, a ja jestem człowiekiem mimo przemiany.
– Zgadza się. – Nie był tym zaskoczony. – Stało się coś, czego nikt nie przewidział. Twoja wampirza dusza obudziła się, mimo działania naszyjnika.
– Więc teraz tylko dlatego mi pomogłeś? – zapytała łamiącym się głosem. – Bo obiecałeś to zrobić?
– Wkroczyłem, bo nadszedł na to czas.
Pokręciła głową, bo nie była to odpowiedź na jej pytanie.
– A gdyby naszyjnik działał, jak powinien, pojawiłbyś się w moim życiu?
– Wątpię. – Szczera, brutalna prawda. – Czekałbym do dwudziestych pierwszych urodzin, aż kryształ pęknie, przywracając ci pierwotną postać.
Zabranie jej z pałacu zupełnie nie było spowodowane ojcowską troską. Pomagał jej, bo był to jego obowiązek. Wkroczył, bo plany zaczęły iść nie po jego myśli. Nie dbał o nią.
Dbał o przepowiednię. Tak jak jej matka. Jak Nemesis.
Ona sama nie miała dla nich znaczenia. Była tylko narzędziem do ich celu.
Do zniszczenia Złotych.
– I co teraz ze mną będzie? – zapytała. Odchyliła głowę i oparła ją o materac. Marty wzrok wlepiła w zwisającą żółtą żarówkę.
– Ukryję cię przed radą, gdzie przeczekasz najgorszy czas.
– I to wszystko? – Przekręciła głowę.
Spojrzenie jasnobrązowych oczu skrzyżowało się z miodowym. Patrzył na nią z góry, nie pasując do betonowego otoczenia. Prezentował się jak prawnik odwiedzający swojego klienta w celi.
– Tylko po to byłam potrzebna w twoim życiu? Żebym odbębniła swoją rolę w przeznaczeniu i zniknęła, gdy zrobię swoje?
Nie odpowiedział.
A to skruszyło jej resztki serca.
Zniszczyło ją doszczętnie.
A najgorsze było to, że miała ochotę ryczeć. Ryczeć jak małe dziecko.
– Dlaczego tak wierzycie w tę przepowiednię? – To pytanie miało jedno zadanie: zagłuszyć krzyczący ból.
CZYTASZ
Złote ciernie
Vampire„Jesteś pokryty cierniami. Złotymi cierniami. Za każdym razem, gdy się do ciebie zbliżam, ranisz mnie. Przebijasz mi serce i zostawiasz ogromne dziury, których nie dam rady załatać. Boję się, że niedługo nie będzie już miejsc do przebicia." Cynthia...