Tom 3 ♦ Rozdział ♦ Trzeci (cz. 2)

195 30 21
                                    

09.12

Pytanie o wigilijny stół: jaka potrawa koniecznie musi się na nim znaleźć? 

***

– Cały czas za tym stałeś? – zapytała, sama nie do końca wiedząc, jak miała się z tym czuć.

Ciocia wspominała jej o lekarce, która pomogła im dostać się do Bar Harbor, zapewniając bilety, dokumenty i pieniądze. Później po przebudzeniu musiała wysłać pocztówkę na konkretny adres, aby dostać nowe papiery. Bethany ani razu nie napomknęła, że w tej akcji brał udział Cynthii ojciec.

– My za tym staliśmy. FAHP – poprawił ją. – Wtenczas nie pełniłem jeszcze funkcji dyrektora. Współpracowaliśmy potajemnie. – Splótł palce rąk jasnych jak kość słoniowa i położył je na blacie. – Przygotowałem tę pocztówkę, bo spodziewałem się, że możesz nie uwierzyć mi na słowo. Oprócz tego dowodu i... – Jego oczy rozbłysły. – Tego. Potrzebujesz kolejnego?

Złoto w jego oczach było inne niż Xandera, Kalliasa, członków rady. Inne niż jej. Nie zaskoczyło ją to. Każde złoto, choć bardzo podobnie, jaśniało w inny, charakterystyczny dla siebie sposób. Wampira siedzącego przed nią odcień tęczówek malował się na lekko ciemniejszy, wręcz na złotobrązowy jak oszlifowany cytryn.

– A istnieje jeszcze jakiś inny dowód? – zapytała, choć już nie z powodu braku zaufania. Raczej gdzieś wewnętrznie wolała wierzyć, że ten zobojętniały mężczyzna nie był jej ojcem.

– Zapewne. – Jego postawa bliższa była negocjacji niż rozmowy z córką. – Natomiast potrzebowałbym czasu, aby go sprowadzić.

– To nie będzie konieczne. – Zaschło jej w gardle. – Wierzę, że jesteś... Jesteś... – To jedno słowo nie chciało przejść przez usta, jakby było jakimś skomplikowanym łamańcem językowym.

– Twoim ojcem – dokończył za nią. Wybrzmiało to twardo, obco.

Nie mogła pozbyć się smaku żalu. Pojawiał się na okrągło po przełknięciu śliny. Nie sądziła, że kiedykolwiek spotka ojca, mimo to miała wobec tego pewne oczekiwania. To nie tak, że wyobrażała sobie ich, wpadających w swoje ramiona i płaczących ze szczęścia. Po prostu myślała, że jej ojciec jakkolwiek pokaże wyraz radości. Może powie, że tęsknił i żałuje straconych lat. Albo zwyczajnie pragnie poznać swoją córkę. Natomiast mężczyźnie o przeszywającym spojrzeniu, siedzącym za starym, lśniącym biurku, w śnieżnobiałej perfekcyjnie wygładzonej koszuli brakowało małej, nawet minimalnej oznaki miłości do swojego dziecka.

Nie tak powinno wyglądać pierwsze spotkanie ojca z córką. I to ją zdenerwowało. Napełniało oczy łzami smutku i zawiedzenia.

Zagryzła i połknęła ziarna goryczy, nie pokazując, jak bardzo ją to zraniło. Jeśli jej ojciec zamierzał zostać na formalnych stosunkach, niech tak będzie. Może z nim rozmawiać jak z Dyrektorem FAHP. Nie z ojcem, lecz z obcym Złotym.

– Kiedy FAHP zamierza zająć się Nadią? – Użyła prawdziwego imienia cioci. Nie wiedziała, czy Nereus zdawał sobie sprawę, że później stała się Bethany. 

– Czego oczekujesz? 

Również położyła złączone dłonie na blacie i pochyliła się do przodu, podpierając się rękoma. Scena podobna do sytuacji z przeszłości: ona u dyrektora w szkole, przedstawiając pomysł na projekt. Wtedy jej się udało. Tym razem nie mogło być inaczej. 

– Nadia została w pałacu. Kiedy ją odbijecie? Mam nadzieję, że nie planujecie jej tam zostawić.

Reakcja mężczyzny kazała jej wierzyć, że tak właśnie zamierzali. Wyraz jego twarzy się zmienił. Nie była to diametralna różnica. Wargi zacisnęły, a powieki zwęziły.

Złote ciernieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz