Tom 3 ♦ Rozdział ♦ Czwarty (cz. 1)

217 24 15
                                    

10.12

Pytanie o moją ulubioną rybę: Lubicie karpia? 

I pytanie z innej beczki: o której wolicie, abym wstawiała rozdziały? Rano, w południe, czy wieczorem?

I pytanie z innej beczki: o której wolicie, abym wstawiała rozdziały? Rano, w południe, czy wieczorem?

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Nie rzuciła spojrzenia na stalowe drzwi, gdy usłyszała chrzęst ich otwierania. Nie uniosła nawet powiek, a wystarczyłoby tyle, by przekonać się, kto wszedł. Z połową twarzy przyciśniętą do poduszki, wymamrotała:

– Nie jestem głodna.

– To dobrze, bo to nie jedzenie niosę.

Była to nieliczna osoba, która mogła teraz zmusić ją do otwarcia oczu, ba, nawet się podniosła. A zrobiła to tak szybko, że organizm wstrzyknął w jej żyły adrenalinę, błędnie myśląc, że została uruchomiona reakcja walcz albo uciekaj.

– Wódki?

To nie prezentowana szklana butelka z przezroczystym płynem zwróciła jej uwagę. Mrugała, chcąc się upewnić, że naprawdę tu był i żadne halucynacje spowodowane brakiem snu i jedzenia czy nawet odwodnieniem, nie przejęły nad nią kontroli.

– Kallias. Ty żyjesz.

– Wątpiłaś w to?

Opierał się o drzwi, szczerząc się głupio, z rozłożonymi na boki ramionami, trzymając w jednej dłoni pół litra wódki. Gdyby nie wiedziała, że Złoci nie mogli się upić, uznałaby, że pociągnął kilka łyków etanolu ze szklanego naczynia przed przyjściem do betonowego pokoiku, innego niż wcześniej była przetrzymywana, lecz równie klaustrofobicznego.

Choć niewykluczone, że to zrobił. Wykluczone było, że się upił.

Gdy jej wzrok uniósł się na jego twarz, uwagę przykuły oczy. Zielone. Szmaragdowe jak wisior jej naszyjnika. To był pierwszy raz, kiedy widziała, że to nie złoto wzbogacało jego przystojną twarz. Nigdy wcześniej nie pokazał jej swoich ludzkich wersji tęczówek. Dobrany cedrowy garnitur tylko podkreślał ich kolor.

– Myślałam...

– Że zabił mnie Xander? – wtrącił, zanim zdołała dokończyć myśl. – Nawet nie próbował. Przeprowadziliśmy sobie pogawędkę i tyle. – Nie mając alternatywy, co do wyboru miejsca do siedzenia, podszedł do łóżka. Odłożył flaszkę na podłogę, a w tym czasie Cynthia zabrała nogi, aby mogli się zmieścić we dwoje.

– Nie był zły? – Podsunęła się do ściany i podkuliła nogi.

– Gdzie tam. – Prycza szczęknęła, gdy usiadł koło Cynthii. Przekrzywił plecy, by na nią spojrzeć. – Tryskał radością.

W obecnym stanie zajęło jej chwilę zrozumieć, że ironizował.

– Gdyby chciał mojej śmierci, nie musiałby brudzić sobie nawet rąk. – Spoważniał. – Wystarczyłoby wydać mnie radzie.

Złote ciernieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz