Rozdział 59

4.3K 313 19
                                    

5 Seconds of Summer - She Looks So Perfect

-Kacper-

Biegnę właśnie  z kilkoma członkami swoje Watahy w kierunku domu tego błazna. Kiedy jestem przy granicy członek jego stada zatrzymuje mnie. Po chwili  wszyscy zamieniamy się w ludzi.

-Przepuści mnie...- Warczę ostrzegawczo.

-Nie. Mam obowiązek zaprowadzić cię przed oblicze Alfy.- Oświadcza, a we mnie zaczyna wrzeć,lecz nie mówię nic tylko zaciskam dłonie w pięści kiwając głową. Nieznany mi chłopak jest czarnowłosym dość wysokim chłopakiem i po zapachu mogę wywnioskować, że jest Omegą. (Omegi są wilkami które pełnią role służących, posłanników i atakujących jako pierwsze na polu bitwy.) Chłopak prowadzi nas w kierunku domu swego Alfy, a we mnie rośnie ekscytacja. Pierwszy raz od pięciu miesięcy zobaczę Arię, na samą myśl  o niej moje serce przyśpiesza. Może się wam wydawać, że jestem potworem bo chce odbierać ją dzieciom i temu pajacowi, ale kocham ją i mam nadzieje że z czasem ona też mnie pokocha.... Idziemy tak z pięć minut po czym docieramy do celu. 

-Aria-

Siedzę na łóżku i  karmię nasze małe maleństwa. Od porodu minął jeden dzień i jak na razie nie ma żadnej wiadomości od Kacpra. Może sobie odpuścił albo zrozumiał, że zniszczy mnie jeśli odbierze mi Luka, Maje i Nataniela? Mówiąc szczerze cieszę się, że jeszcze nic nie napisał ani że tu nie przybył. Może i jest przystojny lecz w moim sercu na wieki będzie miejsce tylko dla Luka. Wczoraj kiedy spałam maluchy poznały swoich dziadków i z tego co mi opowiadał Luk jego jak i moi rodzice byli nimi oczarowani i już ich pokochali. Kiedy Nataniel i Maja zasypiają wkładam ich do łóżeczek. Przymykam cichutko drzwi do ich pokoju i wychodzę z sypialni. Jestem głodna, bo zjadłam tylko małe śniadanie, a muszę karmić dwa małe głodomory, które by ciągle tylko jadły i jadły.... Kiedy przechadzam się po korytarzu  spotykam Henryka.

-Luno.- Kłania się lekko- Czy wiesz gdzie jest Alfa?- Pyta.

-Tak, zapewne w obecnej chwili ćwiczy. A czy czegoś od niego chciałeś?- Pytam zaciekawiona.

-Ach... Luno proszę powiedz mu, żeby nie przemęczał się, trucizna dalej jest w jego organizmie.- Oznajmia, a moje serce na chwile przestaje bić.

-Jaka trucizna?- Pytam przerażona.

-Alfa, ci nie powiedział Luno? W Watasze jest szpieg, no i ten szpieg dodawał do posiłków Alfy Wilczego Ziela.- Oświadcza, a ja łapie się za głowę. Przecież Wilcze Ziele mogło go zabić!

-Luno wszystko w porządku?- Pyta zatroskany.

-Tak w porządku....- Mruczę.

-Uprzedzając twoje pytanie Luno. Wilcze Ziele faktycznie może zabić wilkołaki ale Alfa jest Czarnym Wilkiem więc to ziele mogło go jedynie osłabić.- Wyjaśnia.

-Dziękuje, że mi o tym powiedziałeś Henryku.- Nim Henryk zdążył coś powiedzieć na korytarz wbiega moja mama.

-Kochanie! Szary Wilk przybył do rezydencji, a Alfa jak i inni oczekują ciebie w sali narad.- Mówi.

-Ale ja nie mogę iść, muszę się zając dziećmi.- Oznajmiam.

-Idź kochanie, zajmę się moimi wnukami.- Mówi, a ja tylko kiwam głową, po czym zaczynam biec w kierunku sali narad. Boję się. Tak cholernie się boje tego co się w tej sali wydarzy, ale muszę być silna dla dzieci... i dla Luka. Kiedy tylko staję przed drzwiami przechodzę przez nie do pomieszczenia. Kiedy tylko moja stopa pojawia się w pomieszczeniu wszystkie rozmowy cichną. Widzę, że na szczycie znajdującego się w sali czarnego drewnianego stołu siedzi Luk, a na przeciw niego Kacper. Luk pokazuje mi ruchem ręki bym zajęła miejsce obok niego, co robię już po chwili. Kiedy tylko siadam Kacper wstaje i kieruje swój wzrok na mnie.

-No więc Czarny Wilku przybyłem tak jak i obiecałem. Mam nadziej, że nie stchórzyłeś?- Pyta z cwaniacką miną. Mam ochotę podejść i walnąć go w tą mordę.

-Nie, nie stchórzyłem.- Oznajmia mój przeznaczony twardym głosem. 

-To dobrze. Tak więc jak umówiliśmy się stoczymy pojedynek o tą piękna panią.- Mówiąc to mruga do mnie, na co ja przewracam oczami.- Pojedynek odbędzie się  na świętej polanie prządków, dziś o północy, według zasad naszych przodków. Mam nadzieje, że nikt nie będzie lekceważył zasad ustalonych przez naszych poprzedników, prawda Czarny Wilku?- Pyta z powagą.

-Oczywiście, nie mam zamiaru plugawić krwi mych poprzedników.- Oznajmia ostrym jak brzytwa głosem.

-Pamiętaj, że ma być to walka uczciwa bez żadnych podstępów, podtruwana przeciwka czy pomocy z strony stada.- Oznajmia, a ja prycham rozbawiona, lecz nie wcinam się w jego gadaninę, bo Luk łapię mnie za rękę i pokazuje ruchem głowy, że nie warto.

-Dobrze, tak więc nasz pojedynek rozegra się na świętej ziemi o północy.- Oświadcza mój przeznaczony, a Kacper po chwili wstaje i razem z członkami swoje stada podchodzi do drzwi. Nim jednak wychodzi mówi do mnie. 

-Niedługo będziesz moja   kotku.- Oświadcza i wychodzi nim ktokolwiek coś powie. Po kilku minutach dochodzi do mnie to co się tu stało. Za kilka godzin Luk i Kacper stoczą pojedynek o mnie i jeśli Luk przegra nigdy nie zobaczę jego i dzieci.... NIE NIE MOGĘ TAK MYŚLEĆ! Luk wygra wiem to!

CDN

Wybaczcie mi że rozdział tak późno ale miałam awarię w domu i zalało mi całą łazienkę, ganek i korytarz, więc wiecie musiałam pomóc mamię to wszystko ogarnąć. Mam jednak nadziej, że wybaczycie mi to. Pozdrawiam was moje kochane wilczki i do następnego! <3

Niebieskooka dziewczynaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz