28. Hybryda cz.9.

580 38 12
                                    


Kolejnym przykładem jest jej nazwisko. Z angielskiego oznacza ''zatłoczony'', crowd to ''tłum'', co interpretuję jako bycie między ludźmi, w centrum uwagi. Za to samo crow znaczy...

Uśmiechnęłam się sama do siebie. Zawsze byłam Wroną, ale nie byłam tego świadoma.

*~*

- Harriet Crowded, do odpowiedzi - do moich uszu dotarły słowa nauczycielki francuskiego. Chciałam wstać, ale w porę przypomniałam sobie, że jestem teraz Marinette Dupain-Cheng. Założyłam nogę na nogę, czekając na rozwój sytuacji. W klasie panowała cisza. Nikt nie miał nastroju do żartów, czy uprzykrzania innym życia. Całe miasto szukało zaginionej Juleki.

Tymczasem Marinette w ciele Harriet zaczęła sunąć do tablicy. Gdy nauczycielka zobaczyła jej minę, głośno westchnęła.

- Gorszy dzień, co Crowded? I tak pewnie wszystko umiesz. Nie mam ochoty cię dzisiaj męczyć. Wracaj na miejsce.

W duchu podziękowałam swojemu szczęściu. Zaczynam szanować panią Violin. Gdyby nie to, że zawsze byłam przygotowana, nie uniknęłabym pytania z ostatniej lektury.

Mijał już kolejny dzień, a my nadal nie mieliśmy postępów w związku z ratowaniem Juleki. Gazety huczały od niecodziennych teorii, plotka goniła plotkę. Nie miałam już sił czytać tego wszystkiego. Wystarczały mi niemrawe nowinki głoszone przez Alyę bez dawnego entuzjazmu. Harriet nie rzucała dziwnymi żartami, Marinette nie opowiadała o Adrienie, blondyn nie oczekiwał od społeczeństwa akceptacji. Jedyną zabawną rzeczą była sytuacja, kiedy Chloe zaczęła okładać swoją torbą Lilę, na co dawna Lisica podstawiła jej nogę. Szkolne legendy głoszą, że panna Bourgeois nadal nie zebrała swoich szminek z podłogi. Byłam pewna, że to przez to, że było ją stać na kolejne.

Pragnęłam odpoczynku, który miałam zapewniony już od kilku dni. Kompletnie nic się nie działo. Przez większość doby zastanawiałam się, co mogłabym powiedzieć zakumowanej Julece, aby umiała ocucić swój mózg i wyrwać się spod panowania Władcy Ciem. Czułam jednak, że wraz z utratą mojego ciała, przepadły moje resztki daru przekonywania innych. Nie byłam już tak wiarygodna, a z każdą chwilą byłam mniej sobą. 

Jeśli nic nie zrobimy, utracę siebie. Raz już prawie zniknęłam, nie chciałam tego powtarzać.

Gdy wróciłam do domu, od razu się położyłam. Po kilku godzinach otworzyłam oczy, a mój wzrok od razu padł na rozgwieżdżony sufit - fluorescencyjne gwiazdy dodawały mi ukojenia. Wstałam, przeczesałam włosy i ruszyłam do łazienki. W lustrze moje ciemne smugi pod oczami wyglądały gorzej niż przez ostatnie kilka lat. Brązowe tęczówki przypominały oczy niewyspanego psa. Dopiero po chwili zorientowałam się, że wróciłam do odpowiedniego miejsca. Znowu byłam w całości Harriet Crowded. Z radością otworzyłam okno, aby poczuć chłodne wieczorne powietrze. Nie dotknął mnie żaden powiew wiatru, wszystko jakby zastygło. Zmrużyłam oczy, by lepiej widzieć nocne miasto. W oddali dostrzegłam pomarańczowe cienie. Zaniepokojona, wyszeptałam słowa przemiany, oczekując na transformację w obrończynię Paryża. Nic się nie wydarzyło. Odruchowo dotknęłam bransoletki, jednak nie wyczułam jej. Kątem oka zauważyłam ruch za oknem.

Tysiące czarnych jak smoła motyli wlatywało do pomieszczenia, by dokończyć swego dzieła.

- Marinette, pobudka! - poczułam mocne uderzenie w plecy

Jęknęłam, otwierając oczy. Znajdowałam się w sali językowej. Ujrzałam wpatrzone we mnie duże oczy w grubych oprawkach i lekko tłuste, rude włosy. Sabrina?

- Księżniczka raczyła wstać? Jeden telefon do mojego ojca i wylecisz z tej szkoły, ty przesłodka....

- Ha...Marinette, wszędzie cię szukałem. Musimy iść. Chloe, co ty robisz? Nie dotykaj mnie.

Zostałam pociągnięta za rękę i wyprowadzona z pomieszczenia. Gdy odzyskałam zdolność myślenia, spojrzałam na dwie pary zaniepokojonych oczu.

- Wszystko w porządku? - spytał Adrien, na co powoli pokiwałam głową.

- To będzie dzisiaj. Musimy zrobić wszystko, żeby odzyskać Julekę, inaczej on wygra. Nie patrzcie tak na mnie. Jeśli to, co widziałam było wizją przyszłości, to zamierzam trochę namieszać. Biedronko, przedstawiam ci Czarnego Kota. Nie wpadaj w panikę, bo nie mamy na to czasu. Carpe diem, kochani! - odrzekłam, z nową energią ruszając ku wyjściu ze szkoły.

Adrien urwał się na korki, przysięgając, że zjawi się o umówionej porze. Wrona i Biedronka w strojach cywilnych ruszyły do ogrodu szatynki.

*~*

- Musisz to poczuć! - warknęłam - To prawie taka sama broń, tylko bardziej użyteczna!

Kręcenie jo-jo wychodziło mi coraz lepiej. Niestety Marinette niezbyt dobrze radziła sobie z kijem, ledwo wytrzymując moje napady psychicznego znęcania się nad ludźmi.

Dwie godziny później nie plątała się w pelerynę, jednak latanie sobie odpuściła.

Użyłam szczęśliwego trafu, otrzymując piłkę tenisową. Rzuciłam nią w Wronę. Odruchowo odbiła ją kijem. Wyszczerzyłam się, wracając do zwykłej postaci. Wyjęłam telefon, wybierając numer.

- Czas podrapać.


* carpe diem - "chwytaj dzień" 

_________________________

Witam ponownie :P

Mam teraz jakiś okres przejściowy, czy coś w tym stylu. Naprawdę przepraszam, że nic nie pisałam. Nic nie obiecuję, bo jak zwykle nie uda mi się tego spełnić. 

Ostatnio dostrzegłam w sobie kolejne rysy w charakterze, które powoli przypominają ekran mojego telefonu. Cieszcie się, że nie musicie wytrzymać ze mną w normalnym życiu.

Jak zwykle popełniłam w cholerę błędów, których zapewne nie uda mi się naprawić.

Miłego wieczoru, mam nadzieję że ktoś tutaj jeszcze jest xx

Ps. Wpadajcie do  Iveress  na nową wersję Pantery i Białego Wilka ♥ (polecam :P)

Wrona [Miraculum]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz