59. Półcień cz.15

179 20 8
                                    


- Kotaklizm nie pomógł! - zauważyłam, na co Kot posłał mi poirytowane spojrzenie.

W tym czasie Kropeczka wreszcie wyszła z cienia, kilkakrotnie podrzucając kłębek i posyłając zakumowanej spojrzenie pełne wyższości. Złapała za jojo, zaczynając przyciągać do siebie ogromne, fioletowe kwiaty, przypominające te rosnące w holu i związywać je ze sobą w rozmaity sposób. Zdziwiona, zmarszczyłam brwi, odruchowo wyjmując kij. Podbiegłam do brunetki i osłoniłam ją przed nieprzerwanymi atakami ze strony podopiecznych wysłanniczki Władcy Ciem.

- Jakiś plan? - zagadałam, odpychając kolejną rosiczkę.

- Wybijesz się stamtąd - wskazała na znajdujące się kilkadzięsiąt metrów nad nami zgięcie roślin - i polecisz.

Pochyliła się i przywiązała mi do łydki resztę wełny.

- Nie wyjaśnisz, prawda? - mruknęłam z przekąsem, po czym dodałam - Oby zadziałało.

Oddaliłam się na taką odłegłość, na jaką pozwalał mi smętnie wiszący, czerwony sznurek i wskazałam Kotu mój cel.

- Pomożesz? - wyszczerzyłam się pogodnie, szykując się do biegu.

Rozpędziłam się najbardziej jak potrafiłam, w międzyczasie mój towarzysz wyciągnął ręce przed siebie, tworząc z nich idealny punkt wybicia. Dzięki temu udało mi się wyskoczyć znacznie wyżej niż potrzebowałam. Z całą siłą skoczyłam na wygięte łodygi, odbijając się od nich jak od trampoliny. Rozłożyłam pelerynę i pofrunęłam nad siedzibę zakumowanej. Od razu, gdy poczułam naciągającą się włóczkę, puściłam końce materiału i złapałam kij. Błyskawicznie przecięłam linkę łączącą mnie z kwiatami, po czym spróbowałam wyrównać szybowanie, które w sekundzie zmieniło się w spadanie. Czując wiatr smagający mnie po twarzy, przechyliłam się delikatnie w prawo, cudem łapiąc jeden z końców peleryny. Z drugim było już łatwiej, aczkolwiek udało mi się to dopiero, gdy znalazłam się jedynie kilka metrów od ziemi. Zawróciłam w stronę pozostałych bohaterów, jednocześnie obserwując otoczenie. Wszystkie rośliny zaczęły znikać, więc Biedronka musiała już użyć swoich ''czarów''. Wylądowałam niedaleko ofiary akumy, która okazała się być starszą kobietą o troskliwym spojrzeniu. Wyglądem przypominała typową babcię. Stanęła o własnych siłach, podpierając się hebanową laską o srebnej rączce. Poprawiła srebrzyste okulary i przyjrzała się każdemu z nas.

- Nie byłam sobą, prawda? Dziękuję, drogie dzieci. - odezwała się przyjemnym dla ucha głosem. - Słuchajcie serca, ale nie zapominajcie o rozumie. Każde z was ma w sobie część pięknego kwiatu, ale tylko działając razem, możecie pomóc mu wyrosnąć.

Spojrzałam na Biedronkę i Czarnego Kota, a na moich ustach zagościł subtelny uśmiech.

- Cała przyjemność po naszej stronie - odpowiedziałam, odwracając głowę w stronę kobiety, ale już jej tam nie dostrzegłam. - Gdzie ona się podziała?

Obróciłam się wokół własnej osi, szukając jej wzrokiem, jednak nie został po niej nawet najmniejszy ślad.

- Może było jej tutaj zbyt duszno - odparł Kot, sugestywnie poruszając brwiami, na co Biedronka i ja opuściłyśmy ręce i wywróciłyśmy oczami.

- Dobra robota - zauważyłam, po czym skierowałam swoje słowa do Biedronki. - Skąd wzięłaś ten zielony płyn i co to właściwie było?

- Nie mogę powiedzieć - poruszyła się niespokojnie. - Zaraz się przemienimy. Do zobaczenia!

Zahaczyła jojo o najbliższy budynek i zniknęła między dachami.

Dlaczego po raz kolejny potraktowała mnie jak dziecko na posyłki? Zresztą, nie tylko mnie.

- Jak możesz milczeć? - syknęłam do blondyna, posyłając mu nieprzychylne spojrzenie. - Ma nas gdzieś, a przecież siedzimy w tym razem! Dlaczego nigdy się jej nie postawisz?

Czarny Kot wyraźnie spochmurniał, jednak nie ugiął się pod moim wzrokiem. Ze spokojem na twarzy wyjął Kocikij i obrócił nim kilka razy.

- Ufam Biedronce i jej decyzjom. Myślę, że ty też powinnaś, Wrono.

Po usłyszeniu tych słów wzburzona odwróciłam się do niego plecami, siadając na skraju dachu. Zerknęłam na bransoletkę. Nadal nie użyłam Mowy, więc mogłam jeszcze pobyć swoim alter ego.

Nagle do moich uszu dotrał dźwięk paryskich zegarów, wybijających południe. Powinnam wracać na lekcje, jednak postanowiłam wcześniej sprawdzić, jak wygląda sytuacja na dole. Wstałam z kolan, odruchowo je otrzepując, złapałam za pelerynę i zgrabnie sfrunęłam pod drzwi szkoły.

Wszystkie szkody zostały usunięte. Jedynymi pozostałościami zieleni były ozdobne paprotki w doniczkach, od lat stojące w tych samych miejscach. Wolnym krokiem ruszyłam ku szafkom, rozglądając się w poszukiwaniu znajomych.

- Coś nie tak? - usłyszałam głos Marinette Dupain-Cheng, więc zwróciłam się w jej stronę. Stała z rękami skrzyżowanymi na biuście, w jej oczach dostrzegłam podejrzliwość.

- Czy wszystko jest w porządku? - odpowiedziałam pytaniem na pytanie, siląc się na sztuczny uśmiech

________________

Dzięki, że jesteście xx.

Wrona [Miraculum]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz