Wirus

317 27 2
                                    

- Dziwne zachowanie wśród ludzi zauważono w wielu częściach świata. Charakterystyczna jest początkowa agresja, która po kilkunastu dniach przechodzi w apatię - mówi elegancko ubrana kobieta. Ojciec siedzi ze zmarszczonymi brwiami wpatrzony w ekran. Siadam koło niego i podgłaśniam wiadomości. - Po badaniach, przeprowadzonych przez amerykański Instytut Nauki, zostało to zakwalifikowane jako wirus. Co najgorsze zarażeni znikają. Mówi się, że wychodzą z domu i nie wracają. Powstało już mnóstwo teorii na ten temat, ale która jest prawdziwa? Na tę chwilę naukowcy i lekarze ostrzegają przed możliwa epidemią i zalecają szczególną ostrożność. Trwają badania nad potencjalną chorobą.

Ojciec w milczeniu przełącza kanał. Skacze po programach, szukając czegoś ciekawego. Minuty mijają nam w ciszy.

- Widzisz, Vince - odzywa się wreszcie. - Nie rób niczego głupiego. Uważaj na siebie.

Zaciska usta i zatrzymuje telewizor na meczu. Grają nasi.

Nigdy nie był szczególnie uczuciowym człowiekiem, więc to przed chwilą było oznaką jego wielkiej troski.

- Spokojnie - mruczę. - Ja sobie poradzę. Lepiej powiedz to Mátyásowi.

Albo sam mu powiem, myślę. Mój młodszy brat często buja w obłokach, więc trzeba będzie mu to szczególnie wytłumaczyć. Mimo że sami nie wiemy, czego unikać.

O tajemniczym wirusie trąbią we wszystkich wiadomościach od jakichś dwóch miesięcy. Na początku byłem przerażony, ale po jakimś czasie stało się to stałym elementem życia. Jak wypadki samochodowe albo nowotwory. Ludzie to ignorowali przy natłoku takich informacji. Dopiero podczas dłuższego zastanowienia jest to przerażające.

Nikt nie wie, co to jest, skąd się wzięło i jak dokładnie działa. Zawirusowani zawsze uciekają. Nieważne w jak odizolowanym miejscu się ich umieści w Trzeciej Fazie znikają.

Naukowcy i lekarze, którzy nad tym pracują, zdążyli podzielić chorobę na trzy fazy. Apatia, agresja i zniknięcie. Spekulują, że jest ich więcej, ale nie ma możliwości, by to zbadać.

Nie chcę o tym myśleć dłużej, niż jest to konieczne. W szkole cały czas się o tym rozmawia. Nauczyciele prowadzą dyskusje na swoich przedmiotach, wyciągając od uczniów ich opinie.

A ile nasłuchałem się teorii na ten temat. Kosmici, Reptilianie, rząd Stanów Zjednoczonych i jego nieudany eksperyment. Obwinia się praktycznie każdego. Amatorzy teorii spiskowych zacierają ręce. Jednak nadal nie ma odpowiedzi.

- Vince. - Cichy głos matki wyrywa mnie z rozmyślań. - Pomóż mi przy obiedzie.

Na blacie kuchennym są garnek i nóż. Schylam się po ziemniaki z szafki na dole i siadam przy stole. Monotonne ruchy podczas obierania skórki stają się odruchowe.

- Co sądzisz o wirusie, mamo? - pytam, łamiąc ciszę. - Wszyscy ciągle o nim mówią, a ja...

- Boisz się? - Nawet na mnie nie spojrzała zajęta robieniem surówki.

Wraz z jej pytaniem zdaję sobie sprawę, że owszem, boję się. Cholernie się boję. Cała ta gadka i porównywanie wirusa do wypadków samochodowych była ładną chustą, która przykrywała moje najgorsze obawy. Ale czy mogłem o tym powiedzieć matce? Czy powinienem niepokoić ją jeszcze bardziej?

- Wirus jak wirus. - Wzruszam ramionami i zaraz karcę siebie w myślach. Nie wyglądało to przekonująco. Próbuję jeszcze raz. - Jestem pewny, że wkrótce to wytłumaczą. W końcu mamy dosyć rozwiniętą technologię, a to tylko mały, nic nieznaczący zlepek... czegoś tam.

Matka zerka na mnie, obierając marchewkę. Chyba jej nie przekonałem. Będąc dzieckiem, myślałem, że mama ma jakieś tajemnicze moce, dzięki którym zawsze wiedziała, kiedy dokuczali mi koledzy. Może rzeczywiście tak jest, tylko że jej moce są bardziej rozwinięte?

- Boję się - przyznaję się niechętnie.

- To nic złego, Vin. Wszyscy się boimy. Ja też. I tata, i Mát. Nawet jeśli nie wiem do końca, czego się boimy. - Podchodzi do mnie i przytula do siebie. Siedząc, sięgam głową jej obojczyka. - Nie mam pojęcia, czym jest ten wirus i skąd się bierze, ale... Właśnie dlatego musimy być szczególnie ostrożni.

Nie odpowiadam. Pochylam się nad swoim ziemniakiem. Brązowa skórka spada w odmęty kosza na śmieci. W którymś momencie musiałem źle ułożyć palec, bo z opuszka zaczyna lecieć mała strużka krwi. Wpatruję się w czerwone kropelki spływające po ostrzu noża. Wszyscy się boimy. Wstaję, by zdezynfekować ranę. Nie wiadomo, jak wirusy dostają się do ciała. Nie wszyscy mamy odwagę, by przeciwstawić się temu.

CienieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz