Duch

51 11 0
                                    

   Krzyczę, ale nikt nie przychodzi. Ból się nasila, a ja czuję, że jestem na granicy wytrzymałości. 

Po chwili wszystko ustaje. Podbiega do mnie Nikolai i George. Rozpinają mnie, a ja osuwam się w ich ramiona. Wymiotuję.

- Mówiłem, żebyś tego nie włączał! - krzyczy Agapov w stronę szyby.

Moim ciałem wstrząsają torsje. Wymiotuję tak długo, dopóki zaczynam czuć, że nie mam już czego zwracać. 

- Przepraszam, Vince. 

Nikolai gładzi moją twarz i delikatnie odgarnia włosy z mojego mokrego czoła. Jak ojciec. Nie, jak tata. To słowo dziwnie brzmi w moich myślach. Próbuję je wypowiedzieć na głos.

- Co mówiłeś? Vince, słyszysz mnie?

Kiwam powoli głową. Małymi kroczkami przechodzimy do czegoś, co wygląda jak gabinet lekarski. George sadza mnie na fotelu. W międzyczasie Stephen podchodzi ze strzykawką i wkuwa się w moje ramię. 

- Teraz pobierasz mu krew? Nie dosyć ci? Masz w ogóle...

- Spokojnie, Nikolai - przerywa Stephen. - Nie znajdziemy leku, jeśli będziemy się cackać z nimi.

- Z kim cackać, Stephen? Z ludźmi, czy z obiektami do badań? - Nikolai unosi się z krzesła i wskazuje gwałtownie na mnie. - No powiedz, Stephen. Kim on dla ciebie jest?!

- Chłopcem, który może ocalić innych - odpowiada spokojnie Stephen, wpatrując się w strzykawkę. Czuję ucisk w ramieniu. - Cała rzeczywistość zawiera się w chwili obecnej, Agapov. To jest nasze ocalenie. 

Ojciec Nady kręci głową zniesmaczony. Zrób coś, proszę go w myślach. Ale on sam ma związane ręce.

- Chcę... - zaczynam charczącym głosem. - Chcę się z nimi zobaczyć...

Wszyscy patrzą na mnie w milczeniu. Stephen kiwa powoli głową. 

- Jedną minutkę. Jeśli teraz ze mną porozmawiasz, pozwolę ci zadzwonić do rodziców, dobrze?

Perspektywa usłyszenia mamy i ojca jest kusząca. Na pewno się martwią. Kiwam powoli głową.

Stephen bierze mały taboret i siada naprzeciwko mnie. Człowiek w masce podłącza mnie do jakiegoś urządzenia.

- Co czujesz?

- To... Ból. Wszystko mnie boli...

- Daj spokój, Stephen - wtrąca Nikolai. - Zostaw chłopaka.

- Nie przerywaj mi - warczy Stephen. - Wiesz, że złapaliśmy dzisiaj twojego brata. Jest tak samo interesującym okazem jak twoja przyjaciółka.

Na twarzy Nikolaia wykwita grymas niezadowolenia. Sztywnieję na początku przerażony. Strach zmienia się w złość. Zrywam się i chcę uderzyć Stephena. Obić jego zadowoloną twarz.

Ktoś mnie przytrzymuje od tyłu. Nawet gdyby tego nie zrobił, jestem zbyt obolały i słaby, żeby się bić. Wściekłość wypełnia mnie całego.

- Nic nie poradzisz, Vince. - nawet nie mrugnął. - Nie wiem, skąd ta złość. Pogódź się z tym. 

Złość narasta. Chcę krzyczeć. Chcę wyć, jak te wilkołaki, które codziennie słyszę z mojej celi. Chcę roztrzaskać jego czaszkę na drobne kawałki. Widzę oczami wyobraźni, jak się wykrwawia. Bez swojego kpiącego uśmiechu. Widzę...

- Dość - ucina Nikolai. Ale nie mówi do mnie tylko do człowieka w masce. 

Tamten podchodzi i odpina mnie z kabli. Żołnierze od razu podchodzą bliżej i nieznacznie przysuwają ręce w moją stronę. Stephen stoi i patrzy na mnie.

- Możesz iść zobaczyć się z kolegami. Potem damy ci telefon, żebyś mógł skontaktować się z Azylem i porozmawiać z rodzicami. I bratem.

Ty cholerny... Obiecuję ci, że zapamiętasz moje imię.


* "Cała rzeczywistość..." - cytat Deepaka Chobra

CienieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz