Handlarze

73 14 0
                                    

- Wow - duka Nada.

Mátyás rozgląda się zaciekawiony wokół. Ja robię to samo.

Wydaje się, że życie tutaj nie zamarło tak jak w miastach. Mnóstwo ludzi spokojnie albo pośpiesznie załatwia swoje sprawy.

Wszędzie są rozstawione prowizoryczne stragany ze wszystkim. I nie wszystko jest legalne. Są tutaj rzeczy takie jak auta, ubrania, jakieś technologiczne nowinki, ale też broń, narkotyki i przedmioty, których pochodzenia postanowiłem nie dociekać.

- No dobra - zaczyna Bérnat. - Teraz, dzieciaki, się rozdzielimy. Ja pójdę po auto, a wy uzupełnicie zapasy, jasne? Dam wam trochę pieniędzy. Musicie iść o tam.

Kiwam głową, a Nada przejmuje plik banknotów od Bérnata.

- Skąd masz tyle pieniędzy? - pyta, patrząc na pokaźną sumę w jego plecaku.

- Ano za to i owo można dostać tutaj trochę kasy - mówi i mruga do nas.

Oddala się i zostaję sam z Nadą i Mátem. Nada wskazuje na jakieś stoisko, więc tam się kieruję. To stolik z jedzeniem.

Słyszę zgodne burknięcie w brzuchach moich towarzyszy. Mój dołącza nieco spóźniony. Czuję, jak ślina zbiera mi się w ustach.

- Tak? - pyta sprzedawca, wolno przeżuwając coś w ustach.

Ma na sobie nieco strzępioną kurtkę, która jest rozpięta. Pod nią widzę czarną koszulkę z logo jakiegoś zespołu, którego nie znam. Gdy spojrzę wyżej, mogę zobaczyć pnący się po jego szyi tatuaż. To chyba wąż.

- Jedzenie - mówię szybko. - Znaczy... Chcieliśmy kupić trochę jedzenia.

- Tyle zdążyłem wydedukować. Co chcecie? - pyta, wskazując na paczki.

Wydaje się, że nie zwraca uwagi na nasz wiek. Chyba nie obchodzi go to, dopóki mamy pieniądze. Gdy jednak rozglądam się po okolicy, widzę, że dużo tutaj ludzi w moim wieku.

Nada zaczyna buszować w paczkach. Zachęca gestem Mátyása, żeby jej pomógł. Mężczyzna stoi, opierając się niedbale i przygląda się nam od niechcenia.

- Skąd tu tyle młodych ludzi? - zagajam go. Zerka na mnie z tą samą miną, co wcześniej.

- A ty po co tu przyszedłeś?

Wytrzymuję jego spojrzenie przez około minutę. Potem spuszczam wzrok i wzruszam ramionami.

Nie chcę z nim już rozmawiać, więc odwracam się i zaczynam rozglądać. Jednak czuję to spojrzenie na plecach.

Dużo ludzi biega tutaj z bronią. Dopiero teraz zauważam potężnych mężczyzn w podobnych strojach, którzy pilnują Rynku. Pewnie stoją przy wejściach.

W jednym miejscu stoi ich trzech i kobieta. To musi być brama. Na pewno mają jakiś szerszy wjazd, bo inaczej, jak handlowaliby autami?

- Vince - zaczyna Nada. - Chcesz coś jeszcze?

Odwracam się, a oni stoją z dziewięcioma paczkami. Zaczynam się zastanawiać, czy zmieścimy to wszystko w plecakach, ale chyba nie będzie z tym problemu.

- Co wzięliście? - pytam, podchodząc bliżej.

- Hmm... Trochę warzyw i owoców, ryż, jedzenie w puszkach, Mát prosił o jakieś słodycze i jeszcze trochę napojów.

Zerkam na stoisko. Raczej mamy wszystko, co jest potrzebne. Kręcę głową i biorę kilka banknotów od Nady. Podaję je kolesiowi za "ladą" i zaczynam rozglądać się za Bérnatem.

- Hej, Vince! - słyszę krzyk za sobą.

W pierwszej chwili jestem tak zaskoczony, że nie odpowiadam.

CienieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz