Do celu

66 9 2
                                    

   Trudno mi uwierzyć, że jeszcze kilka godzin temu wszyscy się śmialiśmy. Teraz w aucie panuje grobowa cisza, ale za to moja głowa jest pełna galopujących myśli.

- Vince - odzywa się cicho Nada, jak wtedy gdy wyjeżdżaliśmy.

- Tak?

Przez chwilę nic nie mówi. Obraca w palcach swoją spinkę. Mogę na niej dostrzec małe plamki rdzy. Musi być stara.

- Poproś Viktora, żeby się zatrzymał.

- Dlaczego? - Marszczę brwi, ale wychylam się do przody przez oparcie tylnego fotela, żeby krzyknąć do Viktora.

- Mogę go opatrzyć. Studiowałam medycynę, zanim to wszystko... - Milknie i wpatruje się w spinkę. Zauważa, że ja też na nią spoglądam. Pamiętam, że nigdy jej nie zdejmowała. - To Dániela. Dał mi ją kiedyś. 

Kiwam głową. Nie chcę na razie pytać jej o nic więcej. Wiem, że jest roztrzęsiona. Tak jak my wszyscy. Czuję, jak auto zaczyna hamować.

- Co jest? - pyta Viktor, otwierając drzwi bagażnika. 

- Nada chce się zająć Bérnatem.

Dziewczyna wyskakuje z auta, a ja idę za nią. Otwiera tylne drzwi i prosi nas, żebyśmy ostrożnie przenieśli Bérnata na śpiwór, który zaczyna rozkładać.

- W aucie na pewno jest apteczka. Przyniesiesz mi ją?

Ostrożnie zdejmuje kurtkę i koszulę Bérnata. On niespokojnie mruczy bezsensowne zdania. Na jego klatce piersiowej są trzy wielkie szramy. Wyglądają na bardzo głębokie. Na ramieniu ma ślad od ugryzienia. Trochę skóry zwisa z rany. Zbiera mi się na wymioty.

- Podaj mi jeszcze wodę - mówi niewzruszona Nada.

Zaczyna czyścić najpierw ranę na ramieniu, a potem te na klatce. Później nakłada jakąś maź i bandażuje zadrapania. Gdy kończy, zajmuje się ugryzieniem. 

- Co z tym zrobisz? Zaszyjesz? - pytam.

- Nie wiem - odpowiada niepewnie. Viktor nachyla się nad jej ramieniem. - Nie mam sterylnych narzędzi, więc mogłoby się dostać tam zakażenie. Chyba muszę się jej pozbyć. To tylko skóra, widzisz? Mięśnie są w porządku. Skóra odrośnie. Mogę ją zostawić i zrogowacieje i sama odpadnie albo odciąć.

- Ty studiowałaś medycynę. Chyba wiesz najlepiej, co robić - mówię jej. Widzę, że się waha i nie jest pewna. - Odetnij to, szybciej się zagoi.

Kiwa głową i bierze do ręki mój nóż myśliwski. Polewa najpierw ranę, a potem nożyk wódką Bérnata i zaczyna powoli odcinać wiszący na cienkich włóknach kawałek skóry. Odwracam wzrok, a Bérnat wydaje z siebie cichy jęk. Otwiera oczy.

- Co wy... robicie, dzieciaki? - Jego głos jest strasznie słaby. Ledwo udaje mu się wymówić te kilka słów. 

- Niedobrze - mruczy Nada. - Muszę jeszcze wyjąć pazur.

Marszczę brwi i patrzę na ciężko oddychającego Bérnata. Viktor mruga zaskoczony i z taką samą uwagą jak ja ogląda ciało rannego. 

- Jaki pazur? - pyta.

- Ten. - Nada wskazuje na czarny kawałek wystający z górnej części brzucha Bérnata. Viktor klnie pod nosem.

- Nie zauważyłem go wcześniej. 

Nada w milczeniu bierze wódkę, bandaż oraz gazę i kładzie w zasięgu ręki. 

- Przytrzymajcie go - mówi krótko do nas. - A ty słuchaj. Zaboli, bo pazur jest spory. Możesz znowu stracić przytomność. Wyjąć go?

Bérnat słabo kiwa głową. Kucamy obok niego z Viktorem i trzymamy. Nada szybkim ruchem wyciąga dużej wielkości pazur i pośpiesznie polewa ranę alkoholem. Bérnat wydaje z siebie krótki krzyk i mdleje. Nada wpycha gazę w ranę. 

Jedną ręką przyciska opatrunek, a drugą każe nam podnieść Bérnata do pozycji siedzącej. Owija go bandażem i siada ciężko na ziemi. 

- Skończone - mówi, ocierając pot z czoła. -Połóżcie go tak, by nie leżał na ranach. I uważajcie na ramię.

- To teraz jedziemy do Budapesztu - szepcze Viktor. - Jeszcze niecałe dwie godziny jazdy.

CienieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz