Osaczeni

128 20 0
                                    

   Matka zrobiła wielkie oczy, gdy tylko nas zobaczyła. Rozdziawiła usta i natychmiast podeszła do naszej trójki. 

- Vince... Co się stało? Dlaczego nie jesteście w szkole? I co z twoją twarzą? Kim jest... ten mężczyzna? - Zadaje pytanie za pytaniem, nawet nie czekając na odpowiedź.

- Mamo... To jest Bérnat. Może lepiej usiądźmy. - Kręci machinalnie głową. - Nie? Okej. Zaatakował nas wilk, gdy zaprowadzałem Máta, ale Bérnat nas obronił. Gdyby nie on...

- Mój Boże - szepcze.

Podchodzi do Máta i zaczyna go oglądać z każdej strony. Nic mu nie jest poza tym, że nadal jest w szoku. Jego oczy są szeroko rozwarte i niespokojnie krążą po pomieszczeniu. 

- Spokojnie, młody. - Klękam przed nim. - Już po wszystkim. Jesteś bezpieczny. 

- Vince! Co się stało? 

Spoglądam na matkę. Jest w takim samym szoku jak Mát. Chyba wpada powoli w histerię i wpatruje się we mnie ze strachem w oczach. Na podłodze leży ścierka, którą upuściła.

- Zostanie pa... Bérnat? Zrobię ci herbatę. Albo kawę jak wolisz.

- Wódkę wolę, dzieciaku! - grzmi drwal. Matka wzdryga się

Prowadzę Bérnata do kuchni. W końcu nas uratował. Należy mu się odrobina gościnności w naszym domu. W kieszeni płaszcza czuję Glocka. 

Podchodzę do barku w salonie i wyjmuję naszą najlepszą wódkę. Znaczy nie żebym wiedział, że jest najlepsza... Po prostu zgaduję. 

Stawiam flaszkę na stole i siadam naprzeciw Bérnata. Za mną do kuchni wchodzi mama i Mátyas. Gdy wszyscy usiedli, zaczynam opowiadać. Z każdą minutą oczy mamy szklą się coraz bardziej.

- Mój Boże - szepcze po raz kolejny. - Przepraszam, przepraszam... Nie powinnam wysyłać was do szkoły. Tyle o tym mówili w wiadomościach, a ja... Myślałam, że u nas tak nie jest. Nigdy tak nie było.

- Pani kochanieńka, ja muszę zbierać trupy z ulicy! Czasami nie zdążam na czas no i wsio idzie w pizdu.

No, trzeba przyznać, że Bérnat nigdy nie otrzymał tytułu mistrza subtelności.

Mama, która od początku łypała na niego podejrzliwie, teraz spogląda z mieszanką strachu i niepewności.

- A co z twoim okiem, kochanie? - Dotyka mojego zdrowego policzka i przejeżdża po nim kciukiem.

- Bérnat mówi, że się zagoi, ale zostanie blizna.

- Vin nie może mieć nowej twarzy - wtrąca ze smutkiem Mát.

Czochram jego włosy, a mama zaczyna mu tłumaczyć, dlaczego moja twarz jest przytwierdzona na zawsze.

W tym czasie Bérnat zdążył wychlać około połowę butelki. Nie wygląda na pijanego, ale boski trunek poprawił mu humor.

- No, dzieciaku. - Klepie mnie w plecy. Mam wrażenie, że wypluję płuca. - Ja się zbieram. Noś swoje maleństwo, a jak go będziesz używał, to zastrzel jedynego z tych skurwysynów dla mnie.

Glock został w moim płaszczu. Stwierdziłem, że nie będę niepokoił matki jeszcze bardziej i nic jej nie powiedziałem. Chyba jednak się domyśliła.

- Nie puszczę już was do szkoły. Nie popełnię drugi raz tego błędu - oznajmia po wyjściu drwala.

Nawet nie musi nam pisać usprawiedliwień. Następnego dnia wyjątkowo zamknięto szkoły z powodu grasujących wilków.

Nasza lokalna policja i myśliwi zajęli się pozbyciem stworów. Wróciła ich garstka, a wilki dalej królowały w lesie i powoli poza nim.

W wiadomościach huczy od informacji o nowych ofiarach i to nie tylko na Węgrzech. Sytuacja zaczyna robić się coraz dziwniejsza.

Glock stał się moim osobistym pluszowym misiem. Nie potrafię zasnąć, nie czując zimnego metalu pod palcami.

CienieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz