Głuchy trzask rozbijającego się szkła nadal dźwięczy mi w uszach.
- Przepraszam - dukam w stronę Nady.
Nachylam się, żeby posprzątać szklankę, którą przypadkowo wytrąciłem jej z ręki. Zza chmur wyziera okrągły, tłusty księżyc.
Podnoszę głowę do góry. Moje oczy znajdują się na wysokości dłoni dziewczyny. Wbiło się w nią szkło.
- Cholera, ręka ci krwawi. Przepraszam. O Boże, nie chciałem - zaczynam na nowo swoją litanię.
- Nic się nie stało - powtarza kolejny raz.
- Nie, trzeba to wyjąć. - Wskazuję na szkło w jej ręce. Nie jest wbite głęboko, więc mogę sam je wyciągnąć. - Pójdź do salonu. Zaraz do ciebie przyjdę.
Wychodzi z kuchni, a ja zaczynam szukać jakiejś apteczki albo czegokolwiek, co może się przydać.
Kończę z połową bandaża i nieco zużytą wodą utlenioną. W razie czego biorę ze sobą scyzoryk.
Spodziewałem się, że po prostu zignoruje mnie jak zawsze i zamknie się w swoim pokoju, ale Nada siedzi na fotelu przed kominkiem.
Zajmuję miejsce obok i biorę delikatnie jej dłoń. Nie krwawi mocno, ale przyszykowałem bandaż.
- Będzie trochę boleć i szczypać - informuję ją.
- Po co ci scyzoryk? Wbite szkło to nie powód do amputacji. - Spogląda na mnie sceptycznie.
- No wiesz. Jakby nie wyszło, to chciałem je trochę podważyć - oznajmiam nieśmiało. - Tak robią na filmach...
Kręci jedynie głową i odwraca twarz w stronę okna. Zaczynam powoli wyciąg szkło.
- No szybciej - syczy, nie odwracając się. - Złap i pociągnij raz, ale porządnie.
Robię, jak każe i zabieram się za oczyszczanie rany. Jej krew skapuje na moje spodnie. Po kilku chwilach kończę zawiązywanie bandaża.
- I... Gotowe! Boli cię je...
Patrzę na nią. Siedzi sztywna, wpatrując się w srebrną tarczę. Chmury się rozpierzchły i księżyc ukazuje się w całej okazałości.
Klatka piersiowa Nady unosi się w szybkim tempie. Zdrowa ręka drży, a gdy się odwraca jej oczy...
Jej, wcześniej lodowato niebieskie, tęczówki są całkiem czerwone. Wstaję, w pośpiechu potrącając stolik nocny. Lampka się chwieje, a pokój oświetla tylko ogień z kominka.
- Nada? Co się stało? Wszystko w...
Nie zdążam dokończyć pytania, gdy zrywa się i odpycha mnie.
- Odsuń się - warczy i bierze zamach ręką w moją stronę. Policzek zaczyna mnie piec.
Przeskakuje tuż nad moim brzuchem i kieruje się w stronę drzwi. Jestem zbyt skołowany, by się ruszyć.
Gdy trochę się ogarniam, wstaję i podchodzę do okna. W oddali pomiędzy drzewami miga białe futro oświetlane przez księżycowe światło.
Zawracam się w stronę wyjścia i biegnę po Bérnata albo kogokolwiek. Gdy zatrzymuję się na górze, moim oczom ukazują się uchylone drzwi pokoju Nady.
Przez chwilę toczę wewnętrzną walkę. To nie jest w porządku grzebać w czyichś rzeczach, ale... Ale ona zniknęła bez słowa. Po prostu wybiegła, a wcześniej uderzyła mnie w twarz.
Wchodzę. W pokoju było ciemno. Jedynie nocne światło prześwituje przez uchylone zasłony. Wymacuję włącznik i włączam światło.
Zasłony nie są uchylone, a podarte. Meble, łóżko, nawet ściany mają na sobie ślady pazurów. Cięcia są głębokie i niemożliwe, żeby zrobiło je jakieś zwierzę.
Na podłodze leżą porozrzucane kartki. Klękam i zbieram je w stosik.
- Nada Agapova to wilkołak - szepczę do siebie.
CZYTASZ
Cienie
WerewolfRozpoczął się koniec ludzkości. Nie było to coś, czego dokładnie spodziewali się fani science-fiction. Nieznany wirus atakuje ludzi w sile wieku. Nigdy nie dotyka osób poniżej dwudziestu lat i powyżej czterdziestu. Pierwsza Faza: apatia. Zarażeni s...