Kobieta duch

115 18 0
                                    

   Siedzimy z Mátem przy kominku. Ogień przyjemnie grzeje nasze twarze. Zadrapanie na jego ramieniu przechodzi w mały strupek.

W domu Bérnata jesteśmy ponad tydzień. Po ataku wilków stwierdził, że powinniśmy na razie zamieszać u niego.

Nie mieliśmy zbyt dużego wyboru. Nasz salon był w ruinie. Tak samo jak kuchnia i korytarz. Naprawienie i sprzątnięcie wszystkiego sporo by zajęło, a my nie wiemy, kiedy one znowu przyjdą.

Poza tym z Bérnatem czuję się bezpiecznie. Drwal i jego arsenał potrafią dodać człowiekowi otuchy.

Do betonowej chatki, oprócz niezbędnych rzeczy, zabrałem tableta, telefon i kilka książek. Tyle powinno mi wystarczyć. Niestety nadal nie udało mi się znaleźć kota.

Zasięg jest słaby, ale lepsze to niż nic. Gdybyśmy byli dalej od lasu na pewno internet chodziłby szybciej. I nikt, by się nie bał.

Tak naprawdę mam wrażenie, że zamieniłem jadowitego węża na tarantulę. Weszliśmy z deszczu pod rynnę.

Na chwilę obecną wszystko płynie spokojnie. Do dnia, gdy w moim życiu pojawia się kobieta duch.

Kalendarz wskazuje na listopadową sobotę. Ostatni tydzień.

Mróz żłobi arcydzieła na szybach, a szklany szron osiadł na trawie. Niedługo powinien spaść śnieg.

Siedząc i grzejąc się słyszę, jak ktoś puka do drzwi. Z głębi domu rozlega się polecenie wpuszczenia gościa.

Zwlekam się sprzed kominka i uchylam pancerne drzwi. To kolejna zaleta mieszkania u Bérnata. Jego dom jest doskonałym schronem.

Moim oczom ukazuje się kobieta. Na oko trochę ponad dwudziestoletnia. Jej włosy przetykałne są białymi pasemkami. Niedługo całe będą siwe. Cała jej skóra, oprócz zarumienionych policzków, jest blada, jakby nigdy nie widziała słońca.

No właśnie, jej skóra. Kobieta jest naga. Nawet nie próbuje się zasłonić. Trzyma ręce poniżej piersi, próbując się ogrzać. Na jej klatce piersiowej, na wysokości serca, jest mała blizna. Odwracam wzrok.

Ktoś klepie mnie w plecy. Czuję mrowienie rozchodzące się po ciele.

- Co tak stoisz, dzieciaku? - mówi Bérnat prosto w moje ucho. - Zaproś panią do środka.

Kobieta dalej nic nie mówi. Wchodzi do środka i zaczyna się czujnie rozglądać. Jak spłoszone zwierzę.

Odwracam się na pięcie i biegnę po koc. Na schodach mijam matkę. Rzuca mi jedynie krótkie spojrzenie, a ja krzyczę, że mamy gościa.

Po kilku minutach kobieta siedzi przed kominkiem obok Máta, który mierzy ją zaciekawionym wzrokiem.

W saloniku zebrali się wszyscy lokatorzy. Każdy wpatruje się w kobietę, sączącą ciepły napój. Herbata paruje w pomarańczowym kubku.

Zdążyłem zauważyć, że jej włosy kiedyś musiały być koloru pszenicy. Pasuje to do jej bardzo jasnych niebieskich oczu. Ich odcień jest tak jasny, że prawie zlewa się z białkiem.

Odkąd przekroczyła próg betonowej chatki, nie odezwała się ani słowem. Kuli się i nie odpowiada na żadne pytania.

Mama nawet zaproponowała po cichu zadzwonienie na policję albo kogokolwiek, kto by się nią zajął. Kobieta odwróciła się wtedy i gwałtownie podkręciła głową.

Siedzimy więc w ciszy, dopóki ona nie łamie jej. Jest to tak gwałtowne, jakby łamała gałąź w lesie.

- Nazywa się Nada - mówi z silnym wschodnim akcentem. - Nada Agapowa.

Czuję, że moim życiu zapanuje bałagan.

CienieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz