Nigdy nie sądziłem, że mam aż takiego pecha.
Może i moje życie nie jest szczęściem ostatecznym, ale też nigdy szczególnie nie narzekałem. Tak naprawdę wszystko zaczęło się od ataku wilka. Blizna, która zostanie ze mną na zawsze, będzie mi o tym przypominać.
Kolejnego dnia pecha wcale nie padało. Nie świeciło słońce. Czy coś zapowiadało nieszczęście? Tak, wszystko.
Przede wszystkim zwierzęta. Niespokojne zachowanie naszego kota, który nieustannie drapał w drzwi. Ptaki dziwnie ucichły, a pies sąsiadów ujadał od rana.
A ludzie? Niczego nie zauważyli. Albo nie chcieli zauważyć. Spieszyli do pracy jak zwykle, unikając zgubnych lasów i starając się wrócić przed dziewiętnastą.
Siedzieliśmy na kanapie. Ja, ojciec i mój hamburger.
Wyjątkowo ekran telewizora był czarny. Bezdenna pustka przewiercająca nas na wskróś krzyczała o naciśnięcie czerwonego guzika na pilocie.
Nikt tego nie robi. Za to w domu rozlega się gwałtowny łomot.
Matka wychodzi i otwiera drzwi. Do środka wtacza się Bernát, który już od progu ryczy:
- Gdzie macie piwnicę, dzieciaki?!
Podchodzę do niego, jako że jedyny mogę pokusić się o stwierdzenie, że go znam. A przynajmniej trochę więcej niż rodzice.
- Co się stało, Bernát?
- One już tu idą. Lubią zmrok. Nigdy nie wychodzą w ciągu dnia. Idą.
Jego ręce kurczowo zaciskają się na strzelbie. Jest jak rozbitek, któremu podano pomocną dłoń, której nie chce puścić.
- Nie rozumiem.
W międzyczasie w przedpokoju znalazła się cała rodzina razem z kotem. Ojciec tylko łypie na gościa podejrzliwie, Mát uśmiecha się na swój własny radosny sposób, matka tylko stoi i przygląda się.
- No właśnie. - Głowa naszej rodziny odchrząka. - Ja też nie rozumiem.
- Wilki - huczy drwal. Właściwie to nawet nie wiem, kim Bernat jest z zawodu, ale koszula w kratkę nałożona na biały podkoszulek, potężna sylwetka, splątana broda i amerykańska strzelba - zamiast siekiery - przywodzą na myśl telewizyjnego (albo internetowego jak kto woli) drwala. - Wilki wyszły z lasu. Całymi watahami. I to nie te zwykłe. Bestie.
Ostatnie słowo wisi w powietrzu. Uderza we wszystkich i upada na podłogę, by po chwili zostać rozdeptane i zniknąć.
Bestie nie wróżą niczego dobrego. Jedna była okropna. A cała wataha?
- One wychodzą tylko w nocy. W dzień są słabe - powtórza. - Szybciej, dzieciaki, pomóżcie mi!
Jeszcze zanim kończy mówić, podchodzi do najbliższego okna i zaczyna zasuwać rolety antywłamaniowe. Pierwszą osobą, która się rusza jest matka.
Podbiega do drzwi i dokładnie je zamyka. Potem zaczyna robić to samo, co Bérnat. Już po chwili dom wypełnia symfonia tupotu i zasuwanych rolet.
- Panie, Bernát. - Mát podchodzi do mężczyzny i ciągnie go za rękaw. - Czy wilki nie pokonają rolet? Są mocne jak mury zamku?
Bérnat nachyla się do niego i kładzie wielkie dłonie na małych ramionach. Przez chwilę po prostu patrzy mu w oczy.
- Nie wiem - mówi w końcu. - Możemy dzisiaj umrzeć.
Wstaje i odchodzi, by usiąść na kanapie. Strzelba spoczywa na jego kolanach, a torba, którą ze sobą przywlókł leży obok.
- Hej! - krzyczę za nim. Nikt mi nie będzie brata straszył. Tylko ja mam ten przywilej.
Podchodzę do Mátyasa i tłumaczę mu super moc rolet antywłamaniowych. Ojciec szuka jakiejkolwiek broni, a matka sprawdza wszystkie drzwi i okna.
Zabezpieczony Glock wystaje z kieszeni moich dżinsów. Czeka nas dzisiaj długa noc.
CZYTASZ
Cienie
WerewolfRozpoczął się koniec ludzkości. Nie było to coś, czego dokładnie spodziewali się fani science-fiction. Nieznany wirus atakuje ludzi w sile wieku. Nigdy nie dotyka osób poniżej dwudziestu lat i powyżej czterdziestu. Pierwsza Faza: apatia. Zarażeni s...