Stoimy w trójkę obok siebie. To znowu ta sala, ale obiecano mi, że koniec z tamtym badaniem.
- Wytłumaczę wam to dokładnie, dobrze? - Stephen siada na krawędzi stołu za szybą. -To coś jak gra. Zakładamy wam okulary VR i jesteście podłączeni do takiej maszyny, która będzie notować wpływ emocji na wasz mózg i serce. To niebolesne, poza tym, że możecie nieźle się przestraszyć. Nikt z was nie ma chorego serca? Żadnych przeciwwskazań?
Kręcę powoli głową. Ze mną wszystko w porządku. Z Bérnatem i Viktorem też.
Podchodzą do nas ludzie w takich samych skafandrach, w których byli asystenci podczas mojej ostatniej wizyty. Nie wiem, czy to ci sami, bo ich twarze są całkowicie niewidoczne.
- Dobrze, zaczynajmy.
Staram się nie ruszać, bo mam na sobie mnóstwo kabli owiniętych wokół mojego ciała. Po chwili ludzie w skafandrach zakładają mi gogle VR. Miałem okazję takimi grać, a te pewnie działają podobnie.
Przez chwilę jest czarno, a w słuchawkach słyszę szum. Potem widzę przed sobą świat totalnie zniszczony. Przypomina mi to jedną gier science-fiction. Czuję, jak ktoś wciska w moje dłonie plastikowy przedmiot. W tym samym czasie w grze dostaję karabin.
Idę powoli przed siebie. Moje ruchy odpowiadają ruchom postaci jaką jestem. Zdaję sobie sprawę, że to bardziej zaawansowana symulacja. Ziemia pod moimi nogami przesuwa się w rzeczywistości. Podejrzewam, że stoję na czymś w rodzaju bieżni wmontowanej w podłogę. Nieźle.
Jest dosyć ciemno, więc zapalam latarkę z boku hełmu. Moje światło pada na czyjeś sylwetki. Gdy wzrok przyzwyczaja się do blasku, widzę Bérnata i Viktora. Machają do mnie.
- Jak tam, dzieciaki? - Słyszę Bérnata w słuchawkach. Pokazuję mu uniesiony kciuk.
Coś chrobocze w skrzynce, która znajduje się jakieś cztery metry ode mnie. Wcześniej jej nie zauważyłem. Z boku jest napis "Nie dotykać. Duże ryzyko skażenia. Zagrożenie" i żółty trójkąt. Serce bije mi szybciej niż wcześniej.
Skrzynia zaczyna się gwałtownie kołysać i podskakiwać. Jej wieko się wygina, a z powstałej szpary widać pazur. To coś chce wyjść.
Celuję karabinem w otwór. Daję ręką znak Bérnatowi i Viktorowi, żeby uważali. Wieko skrzyni odpada i leci kawałek dalej, lądując z hukiem.
Ze skrzyni coś wypełza. Wygląda obrzydliwie. Jakby ktoś wziął kilka potworów i je zmiksował. Jest wielkie i oślizgłe. Ma ręce - jeśli można to tak nazwać - zakończone szponami. Sylwetką przypomina człowieka, ale jego paszcza kończy się na klatce piersiowej. Teraz jest otwarta, ukazując szereg ostrych zębów.
Strzelam do tego, ale moje kule tylko odbijają się od sinej skóry potwora. Krzyczę do chłopaków, żeby mi pomogli. Czuję strach wlewający się we mnie.
Potwór wygląda na rozwścieczonego. Rzuca się na Bérnata i Viktora. To ułamek sekundy, ale słyszę ich krzyki i widzę strzępki ciał i kości, które latają w powietrzu. Moje ręce drżą, więc nie mogę wycelować w potwora. Magazynek się zaciął.
Chmura pyłu, którą wzniecił potwór, opada. Widzę zmasakrowane ciała moich towarzyszy. Nie da się ich teraz rozpoznać. Nigdzie nie widzę potwora.
Cichy trzask z lewej sygnalizuje mi jego obecność. Odwracam się szybko i widzę... siebie. Potwór-ja stoi i oblizuje palce. Jednym z nich zahacza o kły w ustach. Uśmiecha się szeroko, a jego spojrzenie ocieka obłędem.
- Twój ruch - szepcze.
CZYTASZ
Cienie
WerewolfRozpoczął się koniec ludzkości. Nie było to coś, czego dokładnie spodziewali się fani science-fiction. Nieznany wirus atakuje ludzi w sile wieku. Nigdy nie dotyka osób poniżej dwudziestu lat i powyżej czterdziestu. Pierwsza Faza: apatia. Zarażeni s...