Czwarta Faza

83 16 2
                                    

   Gałąź trzaska pod moim butem. Za mną słyszę chrupanie - Nada je marchewkę.

- Właściwie - mówi między chrupnięciami. - Skąd wiedziałeś o Dánielu?

Stała się bardziej śmiała niż w momencie, kiedy zapukała do drzwi domu Bérnata.

- No - zaczynam i czuję rumieniec wypełzający na moją twarz. - Znalazłem twój pamiętnik...

- Co? - Przestaje na chwilę chrupać, starając się usłyszeć moje ciche mamrotanie.

- Pamiętnik - powtarzam, wyjmując zmięte kartki z plecaka.

Podaję je jej. Wpatruje się we mnie z uniesioną brwią. Powoli rozchyla usta i pakuje kolejny kęs marchewki. Przypomina mi w tym momencie królika Buggsa. Czekam, aż przeżuje i powie "Co tam, doktorku?".

- Zatrzymaj je - wzdycha, przybliżając dłonią kartki do mnie. - Nie są mi już potrzebne.

Widzę, jak odwraca od nich wzrok. Nie pomyślałem o tym, że te wspomnienia mogą być dla niej ciężkie.

Sztywnieje nagle i już chcę ją przeprosić, gdy kładzie mi palec na ustach. Wygląda, jak polujący drapieżnik.

Pociągam Bérnata za rękaw i gestem daję mu znak, żeby się zatrzymał. Patrzy na nas ze zmarszczonymi brwiami, ale przystaje.

Nada głęboko wciąga powietrze. Jej nozdrza rozszerzają się delikatnie. Obraca lekko głowę w lewo.

- Zaczyna się - szepcze, ruszając w tym kierunku.

- Co się zaczyna? - pytam w ten sam sposób.

Macha na nas ręka i zaczyna biec. Po chwili doganiam ją, ale Bérnat jest szybszy. Zrównali się i biegną w tym samym tempie.

Zatrzymuje się w małym okręgu bez drzew. Trawa jest tutaj nieco wyższa, a w paru miejscach rosną nagie o tej porze roku krzaki. Na skraju po przeciwnej stronie widzę coś na kształt jamy albo nory jakiegoś niewielkiego zwierzęcia, może lisa albo... wilka.

Pośrodku wije się jakaś postać. Jej kości wyglądają, jakby miały za chwilę przebić skórę. Księżyc wychodzi zza chmur. Czuję się, jakby ktoś odtwarzał film i nagle go spowolnił.

W kręgu drzew leży chłopiec. Jego ubranie jest lekko nadszarpane. Czarna kurtka leży obok w strzępach. Roztrzepane wokół włosy podskakują przy każdym najmniejszym ruchu. Widać, że cierpi. Pewnie sprawia mu to więcej bólu niż dorosłemu, bo ma tylko pięć lat. Skąd wiem? Bo leży tam mój młodszy braciszek.

- Mátyás - krzyczę, biegnąc do niego.

Zatrzymuje mnie ręka Bérnata. Staram się mu wyrwać, ale on tylko przytrzymuje mnie mocniej.

- Puść! - wrzeszczę. - Tam jest mój brat. Tam jest Mátyás...

Nada znalazła się przy mnie i szybkim, brutalnym ruchem wtyka mi chustkę do ust. Czuję się, jakbym się dusił.

- Ucisz się i spójrz. - Wskazuje dłonią na krąg.

Światło księżyca pada idealnie na Mátyása, ale wokół niego zgromadziły się cztery wilki. O ile się orientuję, to każdy z nich stoi na jednym z kierunków świata. Po wilku na północ, południe, zachód i wschód.

Mátyás wrzeszczy i zamiera. Nie mogę się ruszyć w uścisku Bérnata. Wilki wstają i okrążają go, zamieniając się miejscami. Przystają i wyją w stronę srebrnej tarczy, a potem znowu zaczynają krążyć. Robią tak, dopóki nie wrócą na poprzednie miejsca.

- Teraz możemy tylko stać i patrzeć - szepcze Nada, nie odrywając wzroku od Máta. - Zaczęła się Czwarta Faza.

CienieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz