Ucieczka

88 15 0
                                    

- Jeszcze raz, dzieciaku - przerywa mi Bérnat. - Nada uciekła, tak? I myślisz, że jest wilkołakiem?

- Tak. Najpierw wybiegła. Jej oczy były czerwone jak u bestii. Gdy wyjrzałem przez okno, to mogę przysiąc, że widziałem białe futro.

Bérnat drapie się po brodzie. W salonie zebrali się wszyscy pełnoletni domownicy. Mátyás siedzi w swoim pokoju i pewnie już zasypia.

- To nieco komplikuje sprawę, kurna - rzekł w końcu gospodarz.

- Ano troszkę - przytakuję.

Gdzieś głęboko w jednej z szuflad leżą sponiewierane kartki. Na razie udało mi się ułożyć je chronologicznie. Mam zamiar sam je przeczytać, zanim zdecyduję, czy podzielić się z tym łupem z resztą.

- Wiesz, gdzie ona może być? Mówiła co coś?

- A dlaczego miałaby mówić? - Sam fakt, że Nada mogłaby powiedzieć mi cokolwiek, wydaje się absurdalny.

- No wiesz. - Bérnat wzrusza ramionami. - Często z tobą rozmawiała. Poza tym jesteście w tym samym wieku, a ty jesteś przystojnym chłopcem i lubisz patrzeć na ładne dziewczyny.

Prawie wypluwam herbatę. Czuję, jak na moje policzki wpełza niechciany rumieniec.

- Co ty sugerujesz? - sapię oburzony. - Wcale nie rozmawiałem z nią więcej niż inni.

Bérnat podnosi ręce w obronnym geście.

- Dobra. Wybacz, dzieciaku.

- Zresztą, co zamierzacie z nią zrobić, gdy ją znajdziecie?

Perspektywa zabicia Nady, nawet jeśli jest wilkołakiem, wydaje mi się dosyć przerażająca. Właściwie zabijanie jakichkolwiek wilkołaków nie jest ekstra. To w końcu także są ludzie.

- Nie wiemy - mówi Bérnat i siada na fotelu.

Ojciec kiwa głową, a matka nadal wpatruje się w ogień. Nigdy nie mówiła za dużo, a szczególnie, gdy nie widziała takiej potrzeby.

- A wy? - zwracam się do ojca. - Mamo?

Mężczyzna, który dał mi życie, nie potrafił odpowiedzieć na to pytanie. Jestem pewien, że ten poważny biznesmen, ciągle zajęty pracą, gotuje się w środku, siedząc wciąż w tym samym miejscu i to jeszcze cały czas ze swoją rodziną. Nie może zamknąć się w gabinecie i przez większość czasu udawać, że nas nie ma.

- Nie zabijemy jej, dopóki nie będzie stanowiła zagrożenia, jeśli o to ci chodzi. - To mama mi odpowiada. - Prawda, panie Féjer?

- No, zobaczymy, jak to z nią będzie. Nie wiem, dzieciaku, co zrobimy. Naprawdę.

- Mogę już iść?

Nie czuję się na siłach, by prowadzić dalej tę dyskusję. Wstaję i patrzę na Bérnata. On tylko kiwa głową.

Powolnym krokiem udaję się do mojego pokoju. Cienkie zasłony wpuszczają stłumione światło księżyca. Kładę się na łóżku.

Na stoliku obok leżą kartki z pokoju Nady. Większości z nich nie rozumiem, bo są w cyrylicy. Teraz wiem, skąd wziął się jej wschodni akcent.

Zdołałem poukładać je w miarę chronologicznie. Podzieliłem je na te zapisane po rosyjsku i węgiersku.

Pożółkłe kartki są lekko nadszarpane. Widocznie jest to jedyna rzecz, której nie zniszczyła do końca.

Nie mam pojęcia, skąd mogła je wziąć. Do domu Bérnata przyszła naga. Widocznie bywała w nim rzadziej niż sądziłem.

Biorę do ręki pierwszą kartkę. Jest sprzed około roku, a przynajmniej tak pokazuje data i lekko wyblakły tusz.

Początkowo mam opory przed naruszaniem prywatności Nady, ale pokusa dowiedzenia się czegoś więcej jest większa.

Spijam łapczywie koślawe litery, gdy słowa same lgną do mnie.

CienieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz