- Viktor - mówię zaskoczony.
Przede mną stoi chłopak w moim wieku. Krótkie, czarne włosy są niedbale ułożone przez wiatr. Wśród nich ukrywa się jedno czerwone pasemko.
Nie spodziewałem się spotkać mojego klasowego kolegi Viktora Kozmy na Czarnym Rynku. Właściwie to nie spodziewałem się, że sam kiedyś znajdę się w takim miejscu.
Z boku u pasa zwisa mu maczeta, a z drugiej strony pistolet. Nie jestem pewien jaki, bo jest schowany w kaburze. Victor stoi rozluźniony w skórzanej kurtce, bojówkach w kolorze khaki i glanach.
- Hej, Vince! - Macha do mnie wesoło i uśmiecha się.
Nada i Mátyás wpatrują się w niego. Wyglądają, jakby nie byli pewni, co się dzieje.
- To Viktor - mówię do nich. - Mój kumpel ze szkoły, a to mój brat Mátyás i... przyjaciółka Nada.
Viktor podchodzi do nich i podaje ręce na powitanie, cały czas się szczerząc.
- Co tu robisz, Vinny?
Krzywię się, gdy tak mnie nazywa. Na ustach Nady błąka się rozbawiony uśmieszek. Powtarza bezgłośnie słowa Viktora. Pokazuję jej język.
- Przyszliśmy po trochę zakupów - odpowiadam, wskazując na paczki z jedzeniem. - A ty?
- Tu jest bezpiecznie. - Wzrusza ramionami. - Wiesz, jak to jest z moimi starymi. Nie mogę na nich liczyć, więc muszę sam o siebie zadbać.
Faktycznie. Przypominam sobie, że od razu po skończeniu osiemnastu lat Viktor wynajął mieszkanie. Jego rodzice jedynie wzruszyli ramionami i przesyłali mu pieniądze. Teraz też jest sam.
- Jedziemy do Budapesztu.
Przekrzywia głowę z zaciekawieniem. Nagle jego oczy rozjaśniają się.
- Chciałem tam pojechać. Podobno zrobili Azyl. Nie macie może dodatkowego miejsca?
- Azyl? - Marszczę brwi. Trochę mnie ominęło w lesie.
- No... Takie bezpieczne miejsca. No wiesz, strefy bez choroby i wilkołaków.
Nawet nie wiedziałem. Skoro Viktor o tym wie, to znaczy, że ma dostęp do wiadomości, a to oznacza, że... Wpadam na pomysł.
- Pogadam z naszym... Hm, opiekunem. Masz może tablet albo telefon? Chciałbym zadzwonić.
- Jasne - mówi i wyjmuje nieduże urządzenie z kieszeni.
Odchodzę trochę dalej. Trzymam w ręku przezroczysty, prostokątny kawałek szkła. Stukam dwa razy w ekran i pojawia się menu główne. Wchodzę w klawiaturę i wystukuję swój numer.
Za pierwszym razem nikt nie odbiera, ale próbuję jeszcze raz. Dopiero przy trzecim razie słyszę stłumiony i niepewny głos mamy. Oddycham z ulgą.
- Halo? - mówi.
Włączam kamerkę w telefonie. Teraz widzę ją i ojca. Pierwszy jest szok na ich twarzy, a potem mama zalewa się łzami.
- Vince... - szlocha.
- Hej, mamo - mówię łagodnie. - Nic nam jest. Czytałaś mój list? - Kiwa głową, zakrywając usta. - Przepraszam, że tak wyszło, ale nie pozwoliłabyś mi pójść. Trochę się pomieszało i Mátyás jest tutaj, ale spokojnie. Nic mu nie jest.
- Vince Draskovits - syczy ojciec, przerywając mi. - Masz po prostu przechlapane, rozumiesz?
- Ale nic wam nie jest? Jak z jedzeniem? - Nie zwracam na niego uwagi.
Mama twierdzi, że dobrze. Nie było żadnych ataków, a z jedzeniem jest bardzo dobrze i mają dużo zapasów. Ja zaś skracam jej naszą podróż, ale pomijając niektóre niewygodne szczegóły. Tak będzie na razie lepiej.
- Jedziemy z Nadą do Budapesztu - kontynuuję. - Myślę, że nie zajmie nam to dużo czasu. Obiecuję, że wszyscy wrócimy cali i zdrowi. Kocham cię. Do zobaczenia.
Mama mi macha. Kiwam głową do ojca i rozłączam się.
Przychodzę do naszej grupy w tym samym czasie, co Bérnat. Patrzy z zaciekawieniem na Viktora i posyła mi pytające spojrzenie.
CZYTASZ
Cienie
WerwolfRozpoczął się koniec ludzkości. Nie było to coś, czego dokładnie spodziewali się fani science-fiction. Nieznany wirus atakuje ludzi w sile wieku. Nigdy nie dotyka osób poniżej dwudziestu lat i powyżej czterdziestu. Pierwsza Faza: apatia. Zarażeni s...