Rozglądam się wokół siebie. Gardło mam obolałe. Czuję, że nie mam już sił. Pewnie z boku muszę wyglądać żałośnie.
- Mátyás. - Z moich ust wydobywa się tylko cichy szept. Opieram się o drzewo.
- Masz coś? - Bérnat wydaje się znużony. Kręcę głową.
W myślach przetrącam najgorsze scenariusze. Ta niewiedza mnie dobija. Robi to powoli, kawałeczek po kawałku wpędza mnie w szaleństwo.
- Myślisz, że on mógł...? - Nie daję rady dokończyć pytania, bo Bérnat mi przerywa.
- Nie myślę, tylko go szukam i też tak powinieneś zrobić, dzieciaku. Odpocznij chwilę. Sprawdzimy jeszcze tam.
Odchodzi kawałek dalej. Myśli, że go nie widzę. Kładzie ręce na głowie i w geście desperacji przeczesuje swoje włosy.
Wiem, że to głupie, ale do tej pory nie sądziłem, że Bérnat może się bać albo załamać. W moich oczach był niewzruszoną gwiazdą, która wskazuje wszystkim drogę. Nikt nigdy nie myśli o gwiazdach, ale one o nas się troszczą.
Zanotowałem w pamięci, żeby wreszcie zacząć patrzeć na Bérnata jak na człowieka, a nie niewzruszoną gwiazdę, mimo że dla mnie świecił najjaśniej. Gwiazdy też czasami spadają.
Czuję gwałtowne ukłucie w brzuchu. Uświadamiam sobie, że już pora na obiad. A raczej ostatnia chwila na obiad. Z tego, co pamiętam, to Bérnat ma jedzenie.
Odpycham się od drzewa i idę w tę samą stronę, co on. Zadzieram głowę do góry i nie zauważam wystającej gałęzi pod moimi nogami.
Widzę już zbliżającą się ziemię, gdy czyjeś ręce łapią mnie i hamują pęd upadku. Powoli osuwam się na kolana i podpieram się rękami.
- Jesteście tacy głośni. Nic was nie napadło?
Spoglądam w górę. Tych lodowatych oczu nie można pomylić z innymi. Nade mną stoi Nada Agapova.
Patrzę w jej twarz bez wyrazu, żeby przejechać wzrokiem po sylwetce. Przyjęła taką postawę, by w każdej chwili móc uciec.
- Też się cieszę, że cię widzę - odpowiadam, wstając.
Otrzepuję swoje spodnie i kurtkę Bérnata. Nada stoi przede mną z założonymi rękami. W jednej chwili przypominam sobie cały jej pamiętnik.
- Co wy tu robicie?
- Właściwie to szukamy ciebie. Uciekłaś i w ogóle.
Marszczy brwi. Są białe tak jak jej włosy. Jedyną pozostałością po dawnej Nadzie są delikatne pasemka.
- Mnie? Po co?
To nie jest dobra chwila na rozmowę, ale przygważdża mnie spojrzeniem.
- Muszę z tobą porozmawiać. To bardzo ważne.
- O tym napadzie?
- Nie. - Nie chcę jej spłoszyć. Pozwalam sobie poświęcić chwilkę na znalezienie odpowiednich słów. - Widzisz. Skoro jesteś wilkołakiem... Myślę, że powinniśmy pójść do żołnierzy i...
- Mam się oddać do eksperymentów? O to ci chodzi?
Przechyla lekko głowę. Nie wygląda na złą ani spłoszoną. Kiwam głową i otwieram usta, żeby jej odpowiedzieć.
Głośny trzask rozbrzmiewa w moich uszach. Nada spina się i przyjmuje pozycję do ataku, gdy zza drzew wychodzi Bérnat. Oboje oddychamy z ulgą.
- Właśnie miałam zamiar tam iść. W zasadzie to jeszcze się zastanawiam - dokańcza.
- Ty, cholerny szczeniaku! - wybucha Bérnat i podchodzi do Nady, żeby ją poklepać po plecach.
Drobna dziewczyna chwieje się. Dziwię się, że pozwoliła mu się dotknąć.
- Właściwie, to jest coś jeszcze. Potrzebuję twojej wiedzy i doświadczenia. Mam pewne podejrzenia.
Nada patrzy z zaciekawieniem, a ja zaczynam mówić. Bérnat popycha nas lekko w kierunku, gdzie biegnie Mát i możemy kontynuować wędrówkę.
![](https://img.wattpad.com/cover/132095721-288-k983072.jpg)
CZYTASZ
Cienie
WerewolfRozpoczął się koniec ludzkości. Nie było to coś, czego dokładnie spodziewali się fani science-fiction. Nieznany wirus atakuje ludzi w sile wieku. Nigdy nie dotyka osób poniżej dwudziestu lat i powyżej czterdziestu. Pierwsza Faza: apatia. Zarażeni s...