Nocne bitwy

48 11 0
                                    

   Łóżko w nowym pokoju jest o wiele wygodniejsze. Dostaliśmy Pokój 28. Obok schodów i niedaleko Pokoju 21 i 22, które zajmowali Stephen i Nikolai.

Jestem zmęczony, więc dzisiaj udaje mi się zasnąć dosyć szybko. Może to błąd.

Stoję pośrodku jakiegoś pomieszczenia. Jest całkowicie puste i białe. Sen paraliżuje moje ciało. Nie mogę się ruszyć.

Ktoś wchodzi do pokoju. Nie widzę go, bo stoi tyłem. W ręku trzymam pistolet. Człowiek się odwraca, ale nie wiem, kto to. Nie ma twarzy.

- Vince. 

Jego głos niesie się echem. Odbija się od ścian. Brzmi to, jakby przemawiał do mnie tłum ludzi. 

Moja ręka mimowolnie sama się podnosi. Chcę ją powstrzymać, ale nie mogę. Nawet nie naciskam spustu. Kula leci i trafia w głowę człowieka.

Tam, gdzie powinno być jego prawe oko, teraz jest krwawa dziura. Jego twarz zaczyna się formować. Widzę Mátyása.

- Dlaczego, Vince? - pytają Głosy.

Twarz Mátyása znika i widzę teraz lodowate oczy Nady. Jedno z nich spływa krwią, ale drugie wpatruje się we mnie oskarżycielsko.

- Dlaczego to robisz?

Rysy Nady zacierają się, a na ich miejscu tworzy się twarz Bérnata. Jego usta wykrzywiają się w gniewnym grymasie.

- Naciskasz spust. Za każdym razem, tak dokładnie.

Potargane włosy Bérnata robią się czarne. Na zranione oko opada czerwone pasemko.

- Dlaczego, Vince...?

Twarze skaczą jak w kalejdoskopie. Mama, ojciec, Nikolai, George.

- ...zabijasz nas tak powoli?

Potem zmieniają się w ludzi, których widziałem raz w życiu. Ruda dziewczyna z korytarza, Dániel, jakieś rysy, które podsuwa mój umysł.

- Dlaczego, Vince?

Głosy wwiercają się w mój umysł. Nie są nikogo, ale jednocześnie należą do wszystkich. Ciche i głośne, proszące i oskarżające, milczące i krzyczące. Moja senna wersja opada na kolana. Zakrywam uszy dłońmi. Wszystko ustaje i w powietrzu brzęczy głucha cisza.

Podnoszę głowę. Twarz już się zmienia. Wielka czarna dziura jest na moim oku. Po moim policzku spływa krwawa łza. Mój sobowtór trzyma ten sam pistolet. Podnosi go i celuje w moją głowę.

- Twój ruch, Vince. 

Coś szarpie moje ramię. Ktoś mnie woła. Rozpoznaję ten głos.

- Vince! - George krzyczy w moje ucho, całkowicie budząc mnie ze snu.

Siadam gwałtownie na łóżku. Czuję, jak piżama lepi się do mojego ciała. Widzę nad sobą trzy zatroskane twarze.

- O co chodzi? - Mój głos brzmi jak skrzek żaby.

- Strasznie krzyczałeś, Vinny. - Viktor kładzie dłoń na moim ramieniu. - Potem przyszedł George. Ma pokój obok nas, wiesz? Wszystko w porządku?

George kiwa głową, by potwierdzić słowa Viktora. Przysiada na brzegu mojego łóżka i podaje mi szklankę z wodą. Piję łapczywie. 

- Co się stało? Masz koszmary? Często?

- Każdej nocy - odpowiadam, gdy pragnienie jest zaspokojone. - Przepraszam, że was obudziłem. Postaram się więcej tego nie robić. 

Trzy głowy kręcą z dezaprobatą. Ktoś wzdycha, ale nie rozpoznaję, kto to.

- Możesz nas budzić, kiedy chcesz, Vinny. Jestem tutaj cały czas, gdybyś czegoś potrzebował. W końcu nigdzie nam się nie spieszy, nie?

- Właśnie, dzieciaku. Nie gadaj głupot.

Silę się na uśmiech. Ściskam ich po kolei. Nie wiem, czy jest sposób, w który mógłbym sprawiedliwie odwdzięczyć się za ich przyjaźń. 

- George. Chciałbym o coś poprosić. - Amerykanin przekrzywia z zaciekawieniem głowę. - Chcę zobaczyć się z Nadą.

Ona zrozumie, co mnie męczy. Często rozmawialiśmy o naszych koszmarach. Każdy z nas ma własne cienie, które wloką się za nim całe życie. Myślę, że nasze są podobne. 

- Niestety to jest na razie niemożliwe. -George wygląda, jakby było mu przykro. - Ale możemy zrobić coś innego. Twój dziennik czeka w gabinecie Stephena. 

CienieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz