Jesteśmy już blisko. Droga cały czas biegnie prosto. Przed pójściem do Parlamentu chciałem jeszcze odwiedzić rodziców. Musimy przejechać przez Most Łańcuchowy.
Mostu pilnują potężne lwy. Ich paszcze są rozwarte, pokazują wielkie kły. Patrzą prosto przed siebie, obserwując wszystkich chcących przejść przez Most. Obok każdego z nich stoi po trzech żołnierzy. W rękach trzymają karabiny. Celują w naszą Zgniliznę, gdy się zbliżamy.
Bérnat, który niedawno się obudził, sięga do drzwi. Kładę dłoń na jego ramieniu i wychodzę razem z Nadą. Żołnierz każe nam się zatrzymać i położyć broń na ziemi.
- Pokażcie dokumenty. Powoli wyciągnij. Stójcie spokojnie, przeskanujmy was.
Podaję pierwszemu żołnierzowi mój dowód. Wypytuje mnie o informacje zawarte w nim. Tymczasem jego kolega macha przy nas jakimś urządzeniem. Co się stanie, gdy wykryje, że Nada jest chora? Puści nas, czy nie przyjmie naszych wytłumaczeń?
- Oboje zdrowi.
Staram się nie okazać zdziwienia. Czy po Fazie zeczłowieczenia nie można wykryć wilkołaka, czy ich sprzęt nie jest tak zaprogramowany?
- Chcemy pójść do Azylu. Powinni tam być moi rodzice i odstawiam tam mojego brata. - Wskazuje ostrożnie na auto. Żołnierz, który nas skanował robi to samo reszcie. - Potem idziemy do Parlamentu. Mamy wilkołaka.
Oczy pierwszego żołnierza błyszczą czujnie. Patrzy na nasze twarze. Zatrzymuje się na każdej z nich przez dłuższą chwilę.
- Gdzie?
- To ja - mówi Nada.
Przesuwam oczy w prawo i lewo, patrząc na Máta. Bérnat zrozumiał i delikatnie odsuwa Mátyása.
- Niemożliwe. Nie kłamcie. Skaner nic nie wykrył.
- To nie tak. Mamy nowe informacje. Można uratować ludzi - tłumaczę pospiesznie. - Wasze skanery prawdopodobnie nie są w stanie nic wykryć. Naprawdę.
Żołnierze zerkają na siebie. Porozumiewają się w milczeniu, taksując nas wzrokiem.
- Podaj nazwisko. Przyprowadzę twoich rodziców.
- Draskovitz - mówię, mimo że przed chwilą pytał mnie o to samo i miał w ręku mój dowód. Znowu mnie sprawdza?
Odchodzi i jakieś piętnaście minut później wraca z mamą i ojcem. Mátyás rzuca się im na szyję.
- Mamo - łka w jej koszulę. Czuję się trochę winny
Mama przytula go mocno do siebie. Ojciec podchodzi do mnie. Po jego minie wnioskuję, że będę miał kłopoty.
Przygarnia mnie do siebie. Przez chwilę stoję zbyt zaskoczony, by się ruszyć. Po dojściu do siebie odwzajemniam uścisk. To pierwszy raz od kilkunastu lat, kiedy ojciec mnie przytula. Czuję, jak oczy mi się szklą.
- Jestem z ciebie dumny - mówi cicho do mojego ucha i odchodzi do mamy.
Ona podchodzi do mnie i mnie ściska. Potem robi to samo z Viktorem, Bérnatem i Nadą. Nada jest zaskoczona, ale wtula się w moją mamą.
- Tak się cieszę, że nic wam nie jest. Vince, kochanie, jesteś taki dzielny. Teraz możemy wrócić do naszego nowego domu.
Wyciąga dłoń w moją stronę. Zamykam ją w swoich i patrzę w jej oczy.
- Mamo, jeszcze nie mogę. Muszę odprowadzić Nadę do Parlamentu. Bérnat i Viktor z wami pójdą, a ja dołączę później.
- Chyba śnisz, dzieciaku. Nie myślisz, że przebyłem taki kawał drogi, żeby wygrzewać się w jakimś Azylu czy innym cholerstwie.
- Dokładnie - mówi Viktor i szeroko się uśmiecha. - Idziemy z wami! Jeśli mi wybaczysz, Nada. Przepraszam za tamto.
Nada kiwa głową głęboko zdumiona. Mama wygląda na zmartwioną, ale tylko głaszcze mój policzek i ponownie przytula. Podchodzę do Máta i mierzwię jego włosy.
- Na razie, młody - mrugam do niego. Tuli się do mnie.
Odbieram naszą broń i wymeldowuję się. Idziemy w stronę Zgnilizny, gdy dociera do mnie krzyk mamy.
- Tylko uważajcie na siebie!
Machają nam na pożegnanie.
Opuszczam ich. Znowu.
CZYTASZ
Cienie
Loup-garouRozpoczął się koniec ludzkości. Nie było to coś, czego dokładnie spodziewali się fani science-fiction. Nieznany wirus atakuje ludzi w sile wieku. Nigdy nie dotyka osób poniżej dwudziestu lat i powyżej czterdziestu. Pierwsza Faza: apatia. Zarażeni s...