George milknie. W załącznikach są mapy naszych mózgów, rentgeny i jakiś medyczny bełkot, którego nie rozumiem. Cisza oplata nas swoimi mackami.
- Więc to nie o lek chodzi. - Mój głos wślizguje się między te macki. Jest jak wąż pełznący między krwiożerczymi lwami. Roztrzaskuje wszystko wokół siebie.
- Tak. - George chrząka. - Chyba tak.
- Tylko... Dlaczego? - pyta Nada.
Wszyscy siedzą w szoku, wpatrując się w mrugający ekran. Ciekawe, co on próbuje nam przekazać?
- Myślę, że chodzi o dominację - mówię powoli, zbierając myśli. - Wiecie. Najpierw rozsiewają wirusa, potem wyskakują i mówią: Hej, mamy lek, ale musicie coś dla nas zrobić. To pozwoliłoby im zyskać kontrolę nad resztą. Poza tym mogło być to coś w rodzaju eksperymentu. Przełamaniu limitów.
Reszta kiwa głowami, spijając moje słowa. Czuję się, jakbym próbował posklejać rozbitą szybę. Wreszcie zaczyna nabierać kształtu okna.
- A co z Dánielem?
- To może być coś zupełnie innego. - Robię pauzę. - Myślę, że chodziło o przełamanie więzów śmierci. O przywrócenie martwych do życia.
- Dobrze, ale skoro zrobili coś, co może się oprzeć wirusowi, dlaczego nie potrafią zrobić leku? - pyta Viktor.
Rozkładam bezradnie ręce. Czuję, jak kładą na mnie wszystkie swoje obawy, wątpliwości, ale ja nie jestem Atlasem. Nie udźwignę nieba.
- Nie wiem - mówię cicho. - Musielibyśmy spytać jakiegoś naukowca. Ale nie ma czasu. Gdzie nasze rzeczy? Znajdźmy szafki z tamtymi identyfikatorami.
R01, R02, R03 i I01. Szafki są zamknięte na klucz. George podnosi swój pęk, ale żaden nie pasuje.
- Tam jest szuflada z napisem klucze. - Nada wskazuje na regał przy drzwiach.
Dajemy radę to otworzyć. W środku jest mnóstwo kluczy z karteczkami odpowiadającymi tym na szufladach. Szukam naszych.
W mojej szufladzie jest kabura z dwoma pistoletami, nóż myśliwski, zapas amunicji i moje ciuchy. Zgarniam dokumenty i akta, które leżą na dnie. Odchodzę w jakieś ustronne miejsce między dwoma szafami i przebieram się. Wkładam do szuflady szpitalne rzeczy i zamykam ją na klucz.
Gdy stoimy wszyscy przebrani, mam wrażenie, jakby to było kilka tygodni temu. Jakbyśmy wrócili do tamtego dnia, gdy wyruszyliśmy. Wszyscy razem. Wolni.
- George, jaki dzisiaj dzień?
George spogląda na ekran komputera.
- Piątego stycznia.
Piąty dzień roku dwa tysiące dwudziestego ósmego. Ile mnie ominęło? Spędziliśmy tutaj półtora tygodnia. Trzymali nas w zamknięciu dłużej niż obiecali.
- Dobra, ludzie. Idziemy. Prowadź, George.
George wygląda ostrożnie przez drzwi, którymi weszliśmy. Ściska w ręce ostatni klucz. Zamyka Pokój C i otwiera szafę. W środku są kolejne, ukryte drzwi. Każe nam szybko przejść.
Muszę lekko się schylić. Biedny Bérnat będzie miał problem w tym ciasnym korytarzu.
- Cały czas idźcie prosto.
Ruszam przed siebie. Korytarz ciągnie się i mijamy podobne drzwi do tych, przez które tu weszliśmy. Potem skręca lekko w lewo i kończy się.
- Otwórz tym kluczem.
Wychodzimy na normalny korytarz. Odwracam się do George'a. Będziemy musieli znaleźć kolejne tajne przejście, bo przy normalnym wyjściu stoi pełno żołnierzy, ale on musi nas poprowadzić.
- Co teraz?
- Teraz stójcie spokojnie - odpowiada głos. Ale nie jest to głos George'a.
CZYTASZ
Cienie
WerewolfRozpoczął się koniec ludzkości. Nie było to coś, czego dokładnie spodziewali się fani science-fiction. Nieznany wirus atakuje ludzi w sile wieku. Nigdy nie dotyka osób poniżej dwudziestu lat i powyżej czterdziestu. Pierwsza Faza: apatia. Zarażeni s...