Lekarz, który szkodzi i lekarz, który leczy

62 12 0
                                    

   Wymiotuję ponownie. W ustach czuję kwaśny posmak. Dopiero teraz, gdy spojrzałem na tę dziewczynę, zrozumiałem, że jestem mordercą.

- Zabiłem ją - udaje mi się wydusić, ale jest to niewiele więcej niż szept.

Nada kuca przy mnie, podczas gdy inni stoją, nie wiedząc, co zrobić. Bez słowa oplata mnie ramionami, delikatnie kładąc moją głowę między jej ramię a szyję. Czuję łzy lecące po mojej twarzy, które spadają na jej skórę. Nada się nie odzywa; pozwala mi płakać.

- To nie twoja wina - mówi żołnierz. - Gdybyś nie strzelił, ona zabiłaby ciebie albo nas. Naprawdę nie wiem, kto ją wypuścił. Okropna sprawa.

Wkrótce otrzymujemy odpowiedź. Przybiega mężczyzna w białym, poplamionym krwią fartuchu. Gdy widzi ciało, klnie i kopie w ścianę.

- Gówniany kundel. Już prawie ją zoperowałem. Wyrwała mi się z więzów. Który z was ją, do cholery, zabił?

Nikt z naszej piątki się nie odzywa. Staram się dyskretnie włożyć Glocka z powrotem do kabury. Wydaje mi się, że lekarz nic nie zauważył.

- Co tu robisz? - warczy w stronę sierżanta.

- Prowadzę ich do reszty. Mają obiekt do badań.

Ani trochę nie podoba mi się sformułowanie "obiekt". Czy mogę zostawić tutaj Nadę całkiem samą? Chyba już za późno na takie rozmyślania. Ona już podjęła decyzję.

- Na pewno chcesz tu zostać? Teraz jest ostatni moment na wycofanie się -szepczę do niej.

- Tak. - Kiwa powoli głową z zamglonym wzrokiem. - Na nic innego się nie przydam na tym świecie.

- Nieprawda! Nada...

Nie kończę, bo lekarz mi przerywa. Odwraca się do mnie, jakby stwierdził, że jestem odpowiednią osobą do rozmowy.

- Gdzie on jest? - pyta opryskliwie.

Wstaję i lekko popycham Nadę do przodu. Odwraca niepewnie głowę w moją stronę. Patrzy mi przez chwilę w oczy i waha się. Chyba zrezygnowała z tego, co chciała zrobić

- Dziękuje, Vince. Za wszystko. I wam też. Do zobaczenia... Mam nadzieję.

Lekarz łapie Nadę za łokieć i ciągnie ją w przeciwną stronę. Macham jej na pożegnanie. Czuję się pusty w środku. Żołnierz rzuca nam jedynie współczujące spojrzenie, ale życie tutaj toczy się dalej.

- Idziemy - mówi sierżant. - Jeszcze kawałek.

Zatrzymujemy się przed dużymi, dębowymi drzwiami. Na środku jest przymocowana plakietka z napisem "Gabinet lekarski numer 5".

- To tutaj - mówi sierżant. - Możecie wejść po kolei, ale najpierw oddajcie mi swoją broń. 

Odpinam pas z pistoletami i daję go sierżantowi. Bèrnat i Viktor robią to samo. Wchodzę pierwszy.

Za biurkiem siedzi mężczyzna w średnim wieku. Może mieć tyle lat, ile mój ojciec. Jego włosy są poprzetykane siwymi pasmami i nosi kanciaste okulary. Gdy się uśmiecha, w kącikach jego oczu robią się małe zmarszczki. Strasznie mi kogoś przypomina, ale nie wiem kogo.

- Dzień dobry. Jesteś jednym z tej grupki, która chciała ze mną porozmawiać? - Jego ton jest serdeczny w przeciwieństwie do poprzedniego lekarza. Kiwam głową. - Dobrze usiądź tutaj. Chcesz herbaty albo kawy? Nie? W porządku. Jak się nazywasz?

- Jestem Vince Draskovitz. I mam dla pana bardzo ważne informacje. Naprawdę ważne. To może zmienić sposób walki z Cieniem.

- Bardzo ważne mówisz? No to zamieniam się w słuch. Ach, jeszcze się nie przedstawiłem - śmieje się do mnie i wyciąga dłoń. Ściskam ją powoli. - Nazywam się Nikolai Agapov. Miło cię poznać, Vince. 

CienieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz