Rozdział 10

214 13 5
                                    



Następnego dnia o szóstej trzydzieści Katy stała pod drzwiami domu Thomasa. (Tak. O szóstej trzydzieści w SOBOTĘ). Ale Katy postanowiła, że da mu po prostu w kość, żeby błagał Susannę na kolanach o zmianę partnerki. Czemu? W zasadzie sama nie wiedziała do końca dlaczego to robi. Przecież to nie była wina Thomasa. Sam nie wyglądał na zadowolonego z tego powodu.

A może po prostu chciała go zdenerwować? Wyprowadzić z równowagi? Tylko po to żeby samej sobie udowodnić, że każdy czasem może czasem porzucić maskę spokoju i się zdenerwować? Jak na razie próbowała to robić już wiele razy, ale on ciągle nie pokazał swoich uczuć. Ciągle ta maska człowieka z kamienia. Ale czemu?

Miała nacisnąć dzwonek, ale jej ręka zatrzymała się centymetr od niego. Zawahała się. Na pewno chciała go budzić? Wyprowadzać z równowagi? Czasami zupełnie nie wiedziała co robi i przede wszystkim dlaczego to robi, ale to co działo się z nią ostatnio przebiło wszystko.

Olała wątpliwości. Nacisnęła dzwonek.

Czekała ze dwie minuty. Parę razy waliła nawet pięścią w drzwi, ale nic się nie działo. Dopiero potem uświadomiła sobie, że razem z Thomasem w domu mogą być jego rodzice lub ktoś inny. W jednej chwili postanowiła uciec jak najprędzej i jak najdalej.

Była pół metra od drzwi, gdy one się otworzyły. Stał w nich Thomas. Wyglądał jakby właśnie go obudziła i się nie wyspał. Jednak po bliższym przyjrzeniu się stwierdziła, że on w ogóle najprawdopodobniej nie spał. Jego włosy były w nieładzie. Oczy miał podkrążone i nieco zapuchnięte. Na sobie miał jakieś szare spodenki i szarą koszulkę. Na jej widok podniósł nieco jedną brew. Otworzył usta jakby miał zadać pytanie, ale Katy go wyprzedziła.

- Cześć. Mam nadzieję, że nie obudziłam – uśmiechnęła się słodko. – Mówiłeś, że wytłumaczysz mi parę rzeczy. Czemu nie dzisiaj? Czemu nie teraz? Mogę wejść. O, dzięki!

Nie czekając na jego pozwolenie wsunęła się do domu. Poczuła dziwne mrowienie kiedy lekko się o niego otarła.

Zdjęła buty i skierowała się w stronę salonu. Usiadła z uśmiechem na kanapie i czekała aż Thomas się do niej doczłapie. Przyszedł po chwili ze skonsternowaną miną, drapiąc się po głowie.

- Ranny ptaszek? – spytał. Nie wyglądał na zagniewanego, co zdziwiło Katy. Może był poirytowany tylko znów nie dał tego po sobie poznać?

- Tak. Z rana lepiej się myśli! Prawda?

- Załóżmy – mruknął. – Czyli mam ci wyjaśnić parę spraw, tak? Miło, że mnie o tym wcześniej poinformowałaś.

Katy znów uśmiechnęła się słodko i zamrugała jakby nie rozumiała o co chodzi. „Jestem blondynką, więc nie powinien się dziwić", pomyślała.

- Kogoś jeszcze obudziłam? – spytała, mając nadzieję, że jednak nie. Nie chciała konfrontacji z mamą lub tatą chłopaka. Mogliby ją zwyzywać od najgorszych tylko dlatego, że obudziła ich i ich syna.

Thomas przygryzł wargę. Spojrzał na nią z zaciekawieniem.

- Nie – odparł w końcu. – Jestem tutaj tylko ja.

- Rodzice ciągle w delegacji? – zdziwiła się szczerze. – Ja na ich miejscu nie zostawiałabym synalka samego. A co jakby zaatakował cię twój cały fanklub? Jakby wszystkie twoje wielbicielki chciały autograf? Chciały twoje zdjęcie? A jakby wpadły w szał i rozwaliły cały dom tylko dlatego, że je zlałeś?

Agenci 1&2&3Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz