Rozdział 27

185 11 21
                                    


- Co się stało? – spytała Katy, gdy tylko zobaczyła Susannę wybiegającą na korytarz.

Najpierw słyszała jakieś krzyki, których nie potrafiła zrozumieć. Wiedziała tylko, że to Thomas krzyczał, a to do niego niepodobne. Potem ktoś przywalił czymś w biurko. A potem znów krzyki.

Teraz z gabinetu wybiega roztrzęsiony Thomas, a zaraz po nim Susanna.

Kobieta zmierza prędko w stronę windy.

- Gdzie pobiegł? – spytała zaniepokojona.

- Wszedł do windy – opowiedziała cicho Katy. – Jadę z tobą go szukać.

Weszły spokojnie do winy. Susanna kliknęła prędko guzik najniższego piętra.

- Co się stało? – zapytała dziewczyna.

- Herman – westchnęła głęboko kobieta. – On nie potrafi zrozumieć ludzkich uczuć. On... jest trudny w obejściu. Pokłócili się z Thomasem. Herman uderzył w czuły punkt i Thomas nie wytrzymał. Jest strasznie roztrzęsiony. Boję się, że może mu się coś stać. Jakiś wypadek na drodze przez jego nieuwagę... Nie wiem, cokolwiek. Muszę go szybko znaleźć i uspokoić.

Katy patrzyła z takim samym niepokojem jak Susanna na numery pięter, które zmieniały się bardzo powoli.

- W zasadzie, czemu ci tak na nim zależy? Wiem, że ty jesteś miła dla wszystkich, ale wiem że jeśli chodzi o ciebie to Thomas zawsze mógł sobie pozwolić na więcej, prawda?

Kobieta uśmiechnęła się delikatnie.

- Tak, masz rację. Ciebie Katy też uwielbiam i dlatego ci to powiem. Bo musisz wiedzieć, że nie wszyscy o tym wiedzą. Bo ja... nigdy nie będę mogła mieć dzieci. Zawsze chciałam, marzyłam o jakimś. Planowałam jakieś adoptować, ale jak się pewnie domyślasz, myślałam o jakimś mniejszym. Bo takie niby lepsze, i bardziej się ze mną zżyje... Ale potem, trzy lata temu, do naszej agencji trafił Thomas. Zagubiony, sam w tym świecie. Nie chciał z nikim rozmawiać, nie licząc mnie. To do mnie pierwszej się odezwał. I wtedy poczułam jakąś dziwną wewnętrzną misję, wiesz? – Zaśmiała się. – Postanowiłam, że jak tylko będę mogła, to będę zastępować mu rodzinę. Niech mnie uważa za kogo chce. Za ciocię, koleżankę, za kogoś nic niewartego. Ale ja... kocham go jakby był moim synem. I mój narzeczony go uwielbia. Pomagają sobie razem i... jakoś tak wyszło.

Katy uśmiechnęła się ciepło. Susanna jest wspaniałą osobą.

- Thomas cię kocha – szepnęła.

- Mam nadzieję – mruknęła, wychodząc prędko z windy, która się właśnie otworzyła.

Czym prędzej wybiegły na zewnątrz. Sprawdziły czy samochód Thomasa jest gdzieś na parkingu.

- Nie ma – rzuciła kobieta. – Trzeba go poszukać.

- W jego domu? – podsunęła Katy.

- Nie... - Susanna pokręciła głową. – Pojechał gdzie indziej. Z tego co wiem, w jego domu jest dziś jego ciocia. Nie będzie chciał jej załamywać i pójdzie gdzie indziej. Ale najpierw pewnie pojechał po Aresa... Zabrał go szybko i gdzieś pojechał...

Szybko wsiadły do samochodu kobiety. Katy martwiła się o niego coraz bardziej. Z każdym nowym faktem jaki o nim słyszała, było jej go coraz bardziej szkoda. Westchnęła.

- A gdzie jedziemy?

Susanna na chwilę przygryzła wargę. Ruszyła spokojnie. „Miła odmiana", pomyślała Katy.

Agenci 1&2&3Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz