2.Rozdział 21

133 8 13
                                    



  Alex jęknął głucho, kiedy dostał kolejny raz w twarz tak mocno, że aż głowa odskoczyła mu do tyłu.

- Co ty odwalasz, gnojku? – syknął jeden z siedmiu mężczyzn ubranych na czarno. – Śledziłeś nas? Skąd jesteś, szczylu? Kto cię przysłał?!

Alex miał wielką ochotę zwinąć się w kłębek i wrzasnąć, że duzi panowie nie mogą bić małych chłopców. Postanowił jednak, że na ten drastyczny – i co najmniej żenujący – krok, zdecyduje się dopiero, kiedy na ratunek nie będzie szans lub będzie zbyt wielka szansa na to, że któryś z tych debili przemebluje mu na stałe twarz.

W myślach toczył jednocześnie inną batalię, zastanawiając się, czy warto wspominać cokolwiek o swoich towarzyszach czających się w odmętach tych śmierdzących tuneli. Może jak ich wyda to dilerzy dadzą mu spokój?

Nie... Pokręcił głową. Na narażenie Thomasa i Edwarda na niebezpieczeństwo byłby gotów. Z Katy miałby wielkie opory, a siostry na pewno nie narazi. W ogóle był przerażony, że zgodził się na jej udział w tej akcji. Jeśli w ogóle wrócą z tego cali i zdrowi to ich rodzice na pewno nie będą zadowoleni z powodu ich nocnych wędrówek, o których na pewno prędzej czy później się dowiedzą.

- Mów! – syknął mięśniak, zbliżając się do niego tak blisko, że Alex byłby w stanie wymienić składniki obiadu mężczyzny. Zmarszczył nos.

- Ale co mam mówić, do jasnej cholery? – spytał w końcu, czując, że jego złość tylko narasta i narasta. – Nie ma tu ze mną nikogo! Przyszedłem sam! Byłem ciekawy, co się tutaj odwala, bo przecież niecodziennie widuje się stupięćdziesięciokilowego gościa włażącego do kanałów!

Rosły mężczyzna obruszył się.

- Ważę tylko sto dziesięć, dzieciaku! – krzyknął urażony. – Poza tym skąd niby u takiego wyrostka jak ty, broń taka jak ta? – Poruszył trzymanym w ręku pistoletem, odebranym przed chwilą Alexowi.

Chłopak przeklął w myślach.

Śledził tego gościa od prawie pół godziny, wydawało się, że wszystko w porządku. Nagle mężczyzna po prostu się obrócił z wymierzonym w niego pistoletem i powiedział, że Alex albo pójdzie za nim nie protestując i nie kombinując albo zaśnie snem wiecznym w otchłani śmierdzącej kanałowej brei.

Alex wybrał poddanie się i jeden dość alarmujący sygnał SOS – wydarcie się „pomocy!" na całe gardło. Po tym jakże odważnym akcie ze strony Alexa, mężczyzna zaciągnął go do tajnej kryjówki, która była równie śmierdząca i obleśna jak reszta kanałów.

- Broń? – Alex silił się na nonszalancki ton, ale głos tak mu drgał, że nie wypadło to przekonująco. – Żyjemy w takich czasach, kiedy dzieciakowi z ulicy nietrudno jest zdobyć takie cudo jak to.

Przepytujący go mężczyzna wykrzywił twarz w sceptycznym wyrazie.

- Och, doprawdy? A do kogo krzyczałeś „pomocy", o, odważny młodzieńcze?

Alex poczuł się naprawdę dotknięty tą bezpodstawną uwagą.

- Miałem nadzieje, że jakiś szczur przyjdzie mi na pomoc. Że może się wystraszycie, uciekniecie z piskiem a ja się ulotnię.

Mężczyzna warknął niezadowolony.

Alex właśnie szykował się do kolejnego błyskotliwego przytyku, ale przerwał mu wyraźnie zdenerwowany głos:

- Drew, odpuść. Ja pogadam z tym młokosem.

Alex poczuł jak po plecach przebiegają mu ciarki. Właśnie stanął przed nim ojciec Katy. Ten mężczyzna nie był specjalnie wysoki ani przerażający – z wyglądu. Ciemne blond włosy, zielonkawe oczy, krzywy nos i uśmiech. Ale było coś w jego podstawie, co sprawiało, że ciężko mu było złapać spokojnie oddech.

- Nie umiesz poradzić sobie z dzieciaczkiem, to ja dam radę. – Jego słowa brzmiały co najmniej złowieszczo.

Alex zrobił w myślach rachunek sumienia, żałując, że nie zdążył obejrzeć kolejnego meczu, w którym występuje Cristiano Ronaldo. Może to będzie jego ostatnie życzenie przed śmiercią?

- Więc zaczniemy jeszcze raz – zaczął cicho ojciec Katy, przyszpilając Alexa do krzesła, na którym go posadzili. – Co tutaj robiłeś? Do kogo krzyczałeś? Skąd miałeś broń? I oczywiście: po co?

Alex miał gulę w gardle, nie potrafił odpowiedzieć pod naglącym i przerażającym spojrzeniem mężczyzny. Jego koledzy po fachu stali za nim, również świdrując Alexa wzrokiem.

Jedyną nadzieją chłopaka w tym momencie było to, że miał włączoną lokalizację w swoim telefonie i była szansa, że reszta do niego dotrze.

- Mów! – syknął ojciec Katy, popychając lekko chłopaka.

- Nie ma o czym... - wydukał.

- Ja myślę, że jest.

Mężczyzna sięgnął za pasek i wyjął pistolet. Oczy Alexa rozszerzyły się ze strachu.

- Liczę do dziesięciu. Masz mi powiedzieć, co się tutaj odwala albo dostaniesz kulką w łeb. Jeden...

Alex gorączkowo rozmyślał jak na bieg wydarzeń wpłynie informacja o tym, że gdzieś w tych kanałach są jego znajomi. Pomoże mu to?

- ...trzy...

Chłopak zacisnął oczy. Mężczyzna przeładował pistolet.

- ...sześć.

Serce biło milion razy na sekundę.

- Osiem...

Jeszcze chwila, już otwierał usta by powiedzieć, by ich zdradzić...

- Dziesięć?

Mężczyzna cały zesztywniał. Obrócił głowę w stronę wejścia do obskurnego pomieszczenia, wszyscy jego towarzysze zrobili to samo, a Alex poczuł, że napięcie nieco zelżało.

- Nauka liczenia do dziesięciu to niezwykła umiejętność. – Głos Thomasa był przesiąknięty ironią. W wyciągniętej dłoni trzymał pistolet. Obok niego stał Edward.

Alex nigdzie nie widział Mai i Katy. Może schowały się gdzieś niedaleko, by na razie nie zdradzać się przed ojcem Katy?

- O ty... - syknął mężczyzna, odrywając wzrok od Alexa i kierując lufę pistoletu w stronę Thomasa. – Wy...

- Brawo, IQ na poziomie pierwotniaka, proszę pana. Przychodzimy po to, co nasze. – Thomas wskazał na Alexa. – Aha, chciałem jeszcze nadmienić, że koniec przemytu. Moi drodzy.

Zanim zdążyli się zorientować Thomas strzelił.

Agenci 1&2&3Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz