Końcówka września nadeszła dość szybko i pociągnęła za sobą deszczową pogodę. Mecz ze ślizgonami miał odbyć się za godzinę, lecz ta myśl wcale nie podnosiła Haven na duchu. Deszcz bębnił za oknami, ale gwar w Wielkiej Sali wszystko zagłuszał. Rudowłosa smętnym wzrokiem wodziła po nieruszonym śniadaniu, ale jej filozoficzne rozterki przerwał Hugo. Gryfon usiadł obok przyjaciółki i sapnął głośno.
-Zjedz chociaż jednego tosta. Nie mam zamiaru patrzeć jak będą cię zbierać z boiska. Cały Gryffindor będzie zawiedziony, a do tego Hughes będzie się na nas wyżywał za twoją krzywdę.- zaczął brunet, podsuwając pod nos gryfonki talerz. Haven wywróciła oczami i wzięła dużego gryza.
-Wszyscy z wyjątkiem mnie i Rona są dziwnie podnieceni tym meczem. Z czego tu się cieszyć?- spytała sama siebie, a Granger znacznie się skrzywił. Zielonooka nie wiedziała czy to przez to, że mówi z pełną buzią, czy przez wypowiedzenie imienia Weasley'a.
-Wygraną macie w kieszeni.- odparł Hugo, jednak Haven nie wyczuła w tym grama pocieszenia.
Śniadanie ani trochę nie podeszło gryfonce do gardła. W szatni obserwowała swoją drużynę, która - jak to określił Creevey - "była gotowa skopać wężowe tyłki". Pogoda najwyraźniej nie chciała z nią współpracować co jedynie pomnażało jej czarne scenariusze dotyczące dzisiejszej rozgrywki.
-Ej Potter! Czy kapitan nie powinien dać otuchy swej drużynie?!- spytał rozbawiony McLaggen, klepiąc dziewczynę po plecach.
-Spadaj.- mruknęła gryfonka, wywołując w szatni zduszone śmiechy.- Skoro zrobiło się cicho to teraz macie mnie słuchać. Nasi przeciwnicy nie są tępi... choć zależy jak na to patrzeć... W każdym razie mecz nie będzie łatwy więc macie się przyłożyć, bo inaczej wymienię was na innych zawodników, jasne?- warknęła, a pozostała szóstka zasalutowała.- Wsiadać na miotły i przede wszystkim... Bawić się.- dodała i jako pierwsza opuściła szatnie.
Nagła zmiana atmosfery lekko zdezorientowała dziewczynę, ale tylko na chwilę. Jej włosy i strój błyskawicznie zrobiły się mokre jednak to było jej najmniejsze zmartwienie. Pomimo dużego wiatru krzyki z trybun przebijały wszystko.
Gra rozpoczęła się ostro, bo już w pierwszej minucie Adrian Pucey - ścigający ślizgonów - spadł z miotły. Po kolejnych dwudziestu na wielkiej tabliczce widniał napis 50:50 co zirytowało dziewczynę jeszcze bardziej. Gęsty deszcz przeszkadzał jej w odnalezieniu małego znicza, który jak na zawołanie pojawił się przed jej nosem, po czym szybko ruszył do przodu. Haven poleciała za złotym przedmiotem, który swym połyskiem wyróżniał się wśród kropli deszczu. Oczywiście Malfoy leciał za nią, aby wygrać ten mecz, lecz panna Potter skutecznie mu przeszkadzała.
Kiedy głos komentatora wykrzyczał "Kolejne punkty dla Slytherin'u!" jej wściekłość wzrosła i siedzący na trybunach mogliby uznać, że pobiła ona rekord prędkości miotły. Nim komentujący powiedział "Potter jest blisko znicza" - Haven po prostu go złapała.
Wśród oglądających wybuchły gromkie brawa i okrzyki jednak rudowłosa zdawała się nie zwracać na nie uwagi. Cała drużyna lwa, wleciała do szatni rozlewając litry wody na drewnianą posadzkę. Zielonooka wycisnęła ze swoich włosów więcej cieczy niż zużywała do kąpieli, ale nie da się panować nad zachciankami pięknej matki natury.
-Jestem z was dumna. Macie moje oficjalne upoważnienie do zrobienia imprezy w salonie, a na przewodniczącego wyznaczam Ginny. Koniec, kropka.- odparła poważnym tonem, ale chwilę później po prostu zaczęła cieszyć się jak dziecko.
-Kocham cię!- pisnęła młodsza gryfonka i opuściła szatnie.
-A ty czemu nie idziesz na imprezę?- spytał podejrzliwie Dean.
-Będę grała w pokera z Voldim.- mruknęła poważnie i wyminęła resztę chłopców.
Nie muszą o wszystkim wiedzieć.
***
Nienawidzę referatów. Nienawidzę ich pisać.
Haven siedziała w komnacie Hughes'a, pisząc wypracowanie na temat buntu goblinów. Rudowłosa odnosiła niemałe wrażenie, że czarne literki latają przed jej oczami, gdziekolwiek by się nie spojrzała. Nie wiedziała czemu wybrała lekcje z Hughes'em zamiast iść na imprezę domu lwa. Panna Potter miała ochotę wyrwać sobie włosy, ale już bardziej wolała spłonąć żywcem niż sprzeciwić się temu mężczyźnie.
Riddle za to siedział na kanapie i lustrował wzrokiem jakąś książkę o czarnej magii. Gryfonka nie przypuszczała, że pozna kogoś kto wydawał się być dla niej bardziej zafascynowany tą sztuką niż sam Voldemort.
-Możesz skupić się na pisaniu, zamiast pożerać mnie wzrokiem?- spytał zirytowany brunet, podnosząc wzrok znad księgi. Prychnięcie Haven rozniosło się po komnacie i odbiło od wszystkich ścian.
-Masz zawyżoną samoocenę. Nie na patrzałam na ciebie tylko na kominek.- wycedziła, po czym powróciła do pisania. Nie minęła minuta, a poczuła, że Hughes stoi nad nią i analizuje jej zapiski. Jego ciepły oddech na karku całkowicie rozproszył młodą gryfonke, która nie wiedziała co ze sobą zrobić.
-Nie mam zawyżonej samooceny i widzę jak na ciebie działam.- szepnął do jej ucha, powodując tym samym pojawienie się różowych wypieków na jej twarzy.- Czemu przestałaś pisać?- spytał, udając niewinnego. Zielonooka zacisnęła w ręku swoje pióro i fuknęła.
-Przeszkadzasz mi.- stwierdziła krótko, a następnie odepchnęła od siebie mężczyznę. Riddle początkowo był zdziwiony reakcją dziewczyny, ale szybko pojął, że gryfoni nie lubią przegrywać. Uśmiechnął się zwycięsko i odszedł od swojej rudowłosej.- Mogę już iść?- zapytała po kilku minutach ciszy.
-Słucham? Nie masz jeszcze zakończenia, a poza tym... śpieszy ci się gdzieś?- zapytał twardo, skutecznie zatuszowując swą troskę.
-Owszem... Chciałam iść na imprezę, bo...
-Nie. Masz skończyć pisać i jeśli zrobisz byle jak, to będziesz pisała od nowa aż do skutku. Możesz tu nawet do trzeciej siedzieć, ale napiszesz to tak jak trzeba.
Dupek.
Gryfonka nie zdawała sobie sprawy, że Hughes słyszał jej obelgi dzięki ich 'połączeniu', zaś Riddle ledwo powstrzymał się od złośliwej odzywki.
-Nie chcę tego pisać. Mam jeszcze dwa tygodnie na oddanie tej pracy.- zauważyła, co podwoiło złość Hughes'a. Mężczyzna zacisnął usta w wąską linie.
-Nie obchodzi mnie to. Zostajesz tutaj, bo inaczej...
-Bo inaczej co?- przerwała mu zła, gdyż jego lekka 'nieczułość' zaczęła ją irytować.
-Nie denerwuj mnie Potter! Nie będę znosił twoich nastoletnich humorków! Jesteś zwykłą gówniarą, która najchętniej rzuciłaby naukę i zbierała poklaski w Proroku za pokonanie Voldemorta!- na końcu swej wypowiedzi walnął pięścią w stół. Gryfonka osłupiała, a pomimo tego nie miała zamiaru płakać ani drążyć dalszej kłótni.
-Nie jestem taka.- Szepnęła, po czym wstała od stołu i wraz z pergaminem oraz swoim piórem wyszła z komnaty Hughes'a. Szybkim krokiem przedostała się do wieży Gryffindor'u, a cała jej złość wyparowała, gdy tylko ujrzała dobrze bawiących się uczniów.
-Napijesz się?- spytał McLaggen podając jej najprawdopodobniej szklankę z Ognistą.
-Oj tak...- oznajmiła i na raz wybiła złoty płyn, czując palenie w przełyku.
-Dajcie mi tu więcej alkoholu! Wybraniec chcę się zabawić!- wrzasnął Cormac, a w salonie wybuchły oklaski i dopingi.
CZYTASZ
We are the same || Riddle
FanfictionCo gdyby Lily Potter urodziła dziewczynkę? Co gdyby to ona została wybrańcem i to ona przeżyła śmiertelne zaklęcie rzucone przez Lorda Voldemorta? Co jeśli sami-wiecie-kto odrodzi się jako wspomnienie z dziennika? Co się stanie gdy przez zwykły przy...