Chapter Fifty nine

4.2K 312 151
                                    

Hogwart był gotowy do obrony własnych murów. To jednak było okropna noc dla czarodziei, którzy spoglądali po sobie niepewnie. Co jeśli jutro rano połowa z nich będzie martwa? Byli wśród nich ci, którzy doświadczyli życia i skorzystali z jego uroków, ale byli też ci, którzy dopiero mieli wejść z najlepszy okres. Chcieli tak wiele doświadczyć, a owa noc mogła wszystko zakończyć.

Gdzie była Haven? I co planował Dumbledore, który był nadzwyczaj w świecie spokojny? 

Plan działania był im wszystkim znany. Most, przez który przybyć miały trolle i szmalcownicy był gotowy do zawalenia się w odpowiednim momencie. Ale zostali jeszcze śmierciożercy i dementorzy. Członkowie Zakonu Feniksa i Gwardii Dumbledore'a wierzyli, że ich obeznanie z zaklęciem patronusa pomoże w walce z tymi drugimi, jednak walka z nimi miała zabrać dużo czasu, a w tym samym czasie ktoś musiał stawić czoła śmierciożercom, których było dwa razy więcej niż walczących po stronie dobra. 

Hogwart obstawiony został na każdym piętrze oprócz podziemi. Każda wieża, sala, korytarz miała być gotowa do odparcia ataku. Nie było możliwości, aby wszyscy wyszli z tego żywi i niedoświadczeni wojownicy doskonale o tym wiedzieli. 

- Normalnie zbeształbym cię za picie przy bachorach, ale w tych okolicznościach... Dawaj mi to - burknął Snape, wyrywając Moody'emu piersiówkę. Łyknął z niej zdrowo i pokręcił głową. - Lepiej.

- Panie profesorze... - zakłopotał się Xander, będąc światkiem nietypowej sceny. Nie przywykł do widzenia profesora Snape'a w takiej sytuacji.

- Czego, Chang? - syknął Mistrz Eliksirów, oddając Alastor'owi jego piersiówkę.

- Mamy walczyć przed wrotami.

- Z kim? - uniósł brwi, poważniejąc. 

- Profesor McGonagall, Neville Longbottom, Ginny Weasley, Malfoy, no i... Panowie profesorowie - wyjaśnił, patrząc na twarze dwóch zgredów. 

- Sami geniusze i wojownicy, he? - zakpił Moody, kręcąc głową. Wyminął krukona, stukając laską o ziemię. Za nim ruszył stary nietoperz i wzdychający Xander. Brakowało im motywacji i wiary, gdy wiedzieli, że Haven jest w rękach śmierciożerców. 

- Czemu się tak kiwasz, Severusie, jakbyś wypił co najmniej połowę swoich niby eliksirów? - zakpiła McGonagall, zaciskając swoje usta w wąską linie. Czarnowłosy machnął ręką.

Chociaż była to noc, gwiazdy i księżyc oświetlały wszystkie tereny Hogwartu, zupełnie jakby przygotowywały cały teren do walki. Ginny podeszła bliżej pani profesor, a za nią przyszedł Malfoy. Stali w kupie, a ich smętny wzrok powędrował w stronę wejścia na sam dziedziniec. Była tam cicho i pusto, jednak każde z nich oczami wyobraźni widziało tłumy wściekłych śmierciożerców, przedzierających się na teren szkoły.

- Masz jeszcze tą piersiówkę, Moody? - westchnęła McGonagall, czując jakby połowa jej duszy się poddała. Severus prychnął ostentacyjnie, ale podał jej niewielką piersiówkę od Alastor'a. - Gdybym była młodsza, to zdzieliłabym Albus'a po głowie. Jak on może teraz załatwiać jakieś sprawy, podczas, gdy idzie na nas armia śmierciożerców? I jak może być taki spokojny.

- Stary Albus - zarechotał Moody, ale ucichł, skarcony wzrokiem Minervy. 

- Panie Chang, czy pokierował pan profesora Lupina i Arthura Weasley'a na wieżę? Czy oni w ogóle wiedzą co mają robić, czy raczej gawędzą sobie o pogodzie? - zwróciła się raptem w kierunku Xander'a.

- Oczywiście, pani profesor. Wyjaśniłem, ale oni i tak zdawali się już wszystko wiedzieć. Poza tym jest z nimi kilku innych. Wiem też, że pani Weasley i pani Malfoy będą walczyły w Wielkiej Sali. No i wielu uczniów zadeklarowało swój udział. Imponująca liczba - odpowiedział pośpiesznie, na co starsza kobieta skinęła głową.

We are the same || RiddleOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz