Chapter Thirty Eight

8.2K 533 312
                                    

Odziana w przewiewną białą koszule usiadła na kamiennym tarasie i zaczerpnęła powietrza, które pachniało drzewami z lasu otaczającego posiadłość Hughes'a. Niebo było pochmurne, ale na dworze było parno. Haven wstała wyjątkowo wcześnie, bo o szóstej, jednak nie mogła leżeć w łóżku czując irytujący ból po nocy z brunetem. Mężczyzna spał, a gryfonka wolała popatrzeć na polane i drzewa za rezydencją ukochanego. 

Obok niej wylądowała odwieczna przyjaciółka i wpatrywała się w rudowłosą bursztynowymi oczami. Zahuczała niezadowolona, a panienka Potter parsknęła śmiechem.

-Nie rozumiem Hedwigo, czemu tak bardzo go nie lubisz... Hughes jest trochę aspołeczny, ale kocham go. Nie dziob mnie! Przecież wiesz, że nikogo nie kocham mocniej niż ciebie. No dobrze... Kocham was po równo... Ciebie i jego, w porządku? - wyjaśniła dziewczyna, patrząc przepraszająco na ukochaną towarzyszkę. Hedwiga zahuczała gniewnie, ale po krótkiej chwili przysunęła się do właścicielki.

-Mam być zazdrosny? - wszystko przerwał Tom, wchodząc na patio w samych dresach. Gryfonka od razu zlustrowała jego tors, ale złośliwa sowa ją dziobnęła.

-Ał! - pisnęła Potter, patrząc pytająco na ptaka. - Co znowu? - spytała biało-śnieżną przyjaciółkę. Ona jednak wzbiła się w górę i podleciała do Hughes'a po czym 'ugryzła' go w ucho.

-Ty głupia sowo! - warknął, ale obrażona Hedwiga zniknęła nad koronami drzew. - Moje ucho...- jęknął zielonooki, masując podrażnione miejsce.

-Nie umrzesz. Przez ciebie moja sowa się obraziła. - odparła, prychając. Riddle przewrócił oczami i usiadł obok dziewczyny.

-Czemu wcześnie wstałaś? Musiałem obudzić się sam... - burknął niezadowolony, a ta zachichotała. Spojrzała na niego z politowaniem.

-Wszystko mnie bolało. Nadal boli... - mruknęła, zakładając ręce na piersiach.

-Ale bardzo? Jeśli coś ci się stało to... - ożywił się, ale nim dokończył zdanie, rudowłosa zakryła mu usta ręką.

-Zamknij się. To normalne, a ty mówisz jakby ktoś mnie pobił. - powiedziała i odkryła jego buzie. Brunet spojrzał na nią podejrzliwie, a później westchnął.

-Niech będzie... - odrzekł, obejmując ją swoim ramieniem. - Zjemy śniadanie, tutaj? - zapytał, wydając się spokojniejszy. Wybranka kiwnęła głową, więc Riddle przywołał skrzata, któremu kazał przygotować jedzenie i przynieść wszystko na patio.

-Tu jest tak pięknie... - stwierdziła, patrząc na ziemie należące do posiadłości Riddle'a. - Ile masz tych wszystkich rezydencji?

-Więc... Cztery w Anglii, a jedną w Szkocji, Francji, Szwajcarii, Włoszech, Norwegii, Grecji, na pograniczu Polski i Słowacji no i... to chyba tyle jeśli chodzi o Europę... - odpowiedział, a Haven spojrzała na niego z szeroko otwartymi oczami.

-O Europę?! To ile tego jeszcze jest?! 

-No więc mam jeszcze po jednej rezydencji w Chinach, Indiach, Wietnamie, Kanadzie, Brazylii i Peru... Chyba tyle... ale... chyba tak. - dodał, próbując przypomnieć sobie czy o czymś nie zapomniał. 

-Nie wierzę... Wiem, że nie powinnam pytać, ale... stać cię na to czy zabiłeś właścicieli? - spytała z niedowierzaniem, które zmieszane było z podziwem.

-Będę szczery... Stać mnie na to, skarbie. Jeśli nie... Może je kiedyś odwiedzimy, ale nie w te wakacje. - wyjaśnił. Rozmowę urwała grupka skrzatów, która zaczęła ustawiać talerze i posiłki na drewnianym stole znajdującym się na tarasie.

Obydwoje usiedli po prawej stronie, obok siebie i zaczęli wybierać jedzenie, które było jak dla piątki osób. Panna Potter wybrała świeże bułki z dżemem malinowym, a do picia wzięła herbatę, urozmaiconą imbirem.

We are the same || RiddleOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz