Młody chłopak stał na wieży astronomicznej celując różdżką w sędziwego Albusa Dumbledore'a. Draco Malfoy trząsł się, a jego po jego twarzy spływały kropelki potu. Ślizgon zaciskał swą ręka na różdżce tak mocno, aż jego knykcie pobielały.
O dziwo Albus Dumbledore stał spokojnie i z lekkim uśmiechem na twarzy wpatrywał się w spanikowanego ucznia.
-Nie musisz tego robić Draco. - oznajmił, a opanowanie w jego głosie drażniło potomka Malfoy'ów.
Przez szparę w podłodze całej sytuacji przyglądała się przerażona Haven. Obiecała czarodziejowi, że cokolwiek by się działo ona nie zainterweniuje.
-Draco. Kiedyś znałem chłopca, który tak jak ty postawił na złą kartę. Ty nie musisz być taki jak on. Możesz pomóc sobie i swojej rodzinie, a bynajmniej matce, którą kochasz. - odparł starzec. On nie chciał uratować siebie. Chciał ratować Dracona, którego życie dopiero nabierało tempa.
-Ty nic nie rozumiesz! Muszę to zrobić! Muszę cię zabić! Inaczej on zabije moją matkę i mnie! - wykrzyczał, a po jego bladej twarzy płynęły kryształowe łzy.
-W takim razie... zrób to. - powiedział Albus, co zbiło chłopaka z tropu. Mimo to jego różdżka nie zmieniała swojego celu.
-Expelliarmus! - tak właśnie Malfoy został pozbawiony różdżki, która znalazła się pod nogami Hughes'a. Mężczyzna podniósł ją i schował do kieszeni.
Sam Malfoy nie wiedział co robić, gdyż doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że domniemany nauczyciel to Lord Voldemort. Nie rozumiał dlaczego sam Riddle przerwał mu misje, która była taka ważna.
Rudowłosa nie wytrzymując napięcia wbiegła wyżej, stając u boku ukochanego. Dumbledore podniósł swoją różdżkę, ale po jego twarzy nie było widać złości. Był uśmiechnięty. Jak zawsze.
-Śmierciożercy tu idą. - powiedział blondyn, słysząc kroki na schodach.
-Ile ich jest, Malfoy? - zapytała dziewczyna, czując przyśpieszone bicie serca, które gdyby mogło to z pewnością wyskoczyłoby z jej klatki piersiowej.
-Około pięciu. - sam Dumbledore był zaskoczony tym, że ślizgon zaczął współpracować.
-Co robimy dyrektorze? - Haven wpatrywała się w starca z nadzieją. Ostatnią nadzieją.
-Myślę, że ja i profesor Hughes damy sobie radę. Stańcie za nami. - poinstruował czarodziej. Riddle stanął obok Albusa, wyjmując swoją różdżkę. Gryfonka wraz z Malfoy'em stali praktycznie wciśnięci w balustradę.
-Jesteś pewny, że chcesz walczyć przeciwko swoim, Tom? - zapytał dyskretnie Dumbledore, aby młoda Potter niczego nie usłyszała.
-Ja... Co? - nikt go w życiu tak nie zaskoczył, jak zrobił to stary czarodziej. Mężczyzna spojrzał na odwiecznego wroga, nie umiejąc wydusić z siebie jakiegokolwiek słowa. - Skąd...
-Wiedziałem od początku, ale cie przyjąłem. Nie żałuję tej decyzji. Zmieniłeś się, a ja dopiąłem swego. Nie jesteś w stanie jej zabić, prawda? Nie potrafisz jej skrzywdzić.- słowa Dumbledore'a były jak zimny prysznic. - Wiem, że nie powstrzymałeś Dracona przed zabiciem mnie, aby właśnie mnie ocalić. Zrobiłeś to dla niej. - kolejną wypowiedź przerwała mu grupa morderców, która wkroczyła z dumą na szczyt wieży.
Bellatrix, Nott, Macnair, Gibbon, Greyback.
-Och... Zawiodłeś mnie Draco. Mnie i Czarnego Pana. Stoisz u bok plugawej Potter i liczysz na to, że Dumbledore cię ochroni? - parsknęła Bella, patrząc na ślizgona czarnymi oczami.
CZYTASZ
We are the same || Riddle
FanfictionCo gdyby Lily Potter urodziła dziewczynkę? Co gdyby to ona została wybrańcem i to ona przeżyła śmiertelne zaklęcie rzucone przez Lorda Voldemorta? Co jeśli sami-wiecie-kto odrodzi się jako wspomnienie z dziennika? Co się stanie gdy przez zwykły przy...