Chapter Forty Eight

7.4K 499 160
                                    

– Twoje? – dopytał się z niedowierzaniem Lupin. Zszokowany zakon ponownie zebrał się wokół stołu w kuchni Weasley'ów. 

– Moje, Remusie. Chcę zamieszkać w jednej z rezydencji i tyle. Całą posiadłość pokrywa klątwa nałożona przez Hughesa... czy jakoś tak... Po prostu będę bezpieczna. Potrzebuję pobyć sama i... nie muszę was pytać o zgodę. – rudowłosa wodziła wzrokiem po blacie stołu, aby uniknąć przymusowych spojrzeń innych. Szczególnie Dracona, który wiedział do kogo naprawdę należy rezydencja 'profesora Hughes'a'.

– Czy tu jest ci źle, Haven? – głos Molly był załamany. Mąż kobiety pocieszał ją, głaszcząc jej ramie.

– Pani Weasley... Nora będzie zawsze sentymentalną częścią mojego życia, ale prawdziwy dom jest tam gdzie nasze serca. Moje serce jest zostało w rezydencji Hughes'a. – wyszeptała, powoli odsuwając się od stołu.

– On nie żyję, Potter. Musisz to zrozumieć, a nie bawić się w czarną wdowę. – syknął Snape, a Moody trzepnął go w ramię.

– Przez szesnaście bawiłeś się w czarnego wdowca. Chociaż opłakiwałeś kobietę, która była zamężna. Skoro wiesz co znaczy ten ból to powinieneś uszanować mój. – na tym zakończyła się godzinna kłótnia między radą Zakonu, a panną Potter.

Rudowłosa szybko znalazła się w pokoju Ginny, gdzie obecnie zamieszkiwała, podczas gdy prawowita właścicielka sypialni znajdowała się w Hogwarcie. Haven ciężko westchnęła, stojąc w miejscu. Założyła ręce głowę i zacisnęła powieki.

To nie tak miało wyglądać! Miała pokonać Voldemorta, przywracając światu spokój i bezpieczeństwo, a zamiast tego jej relacja z przyjaciółmi wisi na włosku, a potencjalny wróg chcę mieć ją tylko dla siebie. W dodatku trzy miesiące ignorowania Dumbledore'a nie wpłynęły na nią korzystnie. 

Z chwilowego załamania wyrwała ją Hedwiga, pukająca w szybę. Gryfonka dopadła okna i wpuściła swoją skrzydlatą przyjaciółkę do środka. Śnieżnobiała zatoczyła koło pod sufitem, po czym posłusznie wleciała do otwartej klatki. Zielonooka odwiązała od nóżki sowy szarą kopertę i uśmiechnęła się wdzięcznie w stronę ptaka.

Z lekką podejrzliwością obejrzała kopertę, bowiem nie miała ona żadnego podpisu, lecz dziewczyna uznała, że z pewnością będzie w liście. Rozerwała jej górną część i rozłożyła pogięty pergamin. Zdziwienie jej było nie małe, gdy kartka okazała się być czysta. Zdenerwowana odłożyła ją na drewniane biurko, ale widok pustej kartki zapalił w jej głowie lampkę. 

Na drugim roku dziennik też był pusty.

Nie przejęła się, że nachlapała na siebie atramentem i kapnęła jedną kroplą na czyściutki pergamin. Ku jej zadowoleniu plama zniknęła, a to oznaczało pomysł i intencję Toma. Z prędkością światła nabazgrała na kartce Tom? i ze skupieniem wyczekiwała odpowiedzi.

Myślałem, że tego nie dojdziesz. odpisał. Szeroki uśmiech ozdobił twarz panny Potter.

Kolejny sposób na jakikolwiek kontakt między nami? Myślałam, że sny ci wystarczą. – wyznała, żałując, że poprzez pismo nie czuć sarkazmu. Obejrzała się w stronę drzwi, upewniając się, że żaden członek Zakonu nie widzi jej nie godnych poczynań.

Musiałem się upewnić czy uwierzyłaś w jawę snu. Negocjację z Zakonem przebiegły pomyślnie? – mogła sobie jedynie wyobrazić jak iście ślizgoński uśmieszek gości na twarzy czarnowłosego.

Powiedzmy. Poza kłótnią i tym, że na sto procent zakwalifikowali mnie do grupy wariatów i zbuntowanych nastolatek. Sama nie wiem które jest gorsze... – nabazgrała, a jej humor posępniał.

Przejdzie im. Umiesz o siebie zadbać, prawda? Przecież to oczywiste. Zakon nigdy się od ciebie nie odwróci, bo traktują cię jak córkę. Poza tym nie mogę się teraz rozpisywać, Haven. Będę czekał na ciebie cały czas w 'naszej rezydencji'. Dobranoc, zbuntowana nastolatko. – westchnęła wraz z ostatnimi słowami mężczyzny i odchyliła się na krześle.

A jednak w środku odczuła małe zwycięstwo. Wygrała wojnę bez użycia śmiertelnych klątw. Wygrała bez śmieci niewinnych czarodziei i mugoli. Wygrała. Chociaż zdawała sobie sprawę z tego w jaki sposób Tom usunie śmierciożerców, to znacznie bardziej wolała przeczytać Proroka z tematem masowej śmierci popleczników Czarnego Pana niż niewinnych zakładników z Londynu.

To były początki końca. Plany latały po głowie rudowłosej, która starał się przewiedzieć przyszłość, a jednak najmniejszy błąd lub dziura w koncepcji mogła zaważyć na życiu milionów istnień.

Usuwając troski zasnęła na łóżku Ginny, z wizją cieszących się członków Zakonu na wieść o zwycięstwie dobrej strony. Przez całą noc śniły się jej hogwarckie błonie i pierwsze lata w szkole przepełnione przyjaźnią i zabawą. 

***

Niewinne sny zostały przerwane przez wiatr uderzający w okiennice i ściany domu. Gryfonka przetarła powieki i ospałym krokiem podeszła do okna, po którym strumieniami spływały krople deszczu. Na zewnątrz nie dostrzegła zbyt wiele, bowiem ulewa ograniczyła jakąkolwiek widoczność. Nie wielki zegarek przy łóżku córki Weasley'ów wskazywał siódmą rano, a to znaczyło, że za pół godziny będzie śniadanie.

Rudowłosa w pierwszej kolejności wzięła prysznic, po czym wróciła do pokoju wciągając na siebie czarne jeansy i czerwoną koszulkę z motywem lwa. Swawolne loki zostawiła rozpuszczone, aby w późniejszym czasie mogła się nimi bawić. 

Na dół ściągnął ją zapach herbaty i grzanek z malinowymi konfiturami roboty pani Weasley. Przy stole siedział Artur, Fred, George i Draco. Przy zlewie pracowała pani Malfoy, a Molly kroiła paszteciki. 

– Niemożliwe. – mruczał pod nosem pan domu. Dwukrotnie przejechał wzrokiem po gazecie i z hukiem odstawił kubek z sokiem. 

– Dzień dobry, Haven. – powitała ją pani Weasley, ale widok zachwyconego męża natychmiast zwrócił jej uwagę. – Arturze? – skinęła podejrzliwe.

– Po raz kolejny śmierciożercy wycofali się z ataku, nim członkowie Zakonu przybyli na miejsce! Muszę pomówić z Dumbledorem! To wszystko cuchnie jak cisza przed burzą! Oni tylko czekają i siedzą w tych swoich kryjówkach, żerując na odpowiedni moment naszej słabości. – zaczął panikować, żwawo zbierając swoje manatki. – Będę przed kolacją, kochana. – cmoknął oniemiałą żonę, niemalże rozwalając kominek z siecią Fiuu. 

– Ugh! Co za człowiek! – prychnęła kobieta, kręcą głową. – Siadaj Haven. Zjedz, zanim nas opuścisz. – jej głos zgorzkniał, lecz w oczach stale tliły się iskry miłości. Rudowłosa zajęła miejce obok Georga i powitała chłopaka subtelnym uśmiechem.

– Zbiera się na burzę. Chmury idą z północy i nie wyglądają za ciekawie. – odezwał się Percy, który przekroczył próg kuchni. Zajął miejsce na końcu stołu, zerkając co na nim jest.

– Wiadomo od kogo idą. – sarknął Malfoy, patrząc na zezłoszczoną Potter. Rudowłosa posłała mu ostrzegawcze spojrzenia, aczkolwiek blondyn nic z tego nie zrobił. Nim Narcyza otworzyła usta, przerwała jej świstoświnka, która uderzyła o szybę. Percy pośpiesznie wpuścił sowę Rona do środka. Przejrzał cztery listy, zostając przy ostatnim.

– Od kogo to synu? Wyglądasz jakby duch do ciebie napisał. – Molly oderwała się od pasztecików, a w kuchni zapanowała cisza. 

– A co jeśli rzeczywiście dostaliśmy? Nadawcą jest profesor Hughes. – wymamrotał, pokazując kopertę w stronę rodziny. Jedyne co czuła panna Potter to, potężną gule w gardle i stres gdzieś w brzuchu.

***

Dawno nie było rozdziału, ale na mojej tablicy znajdowała się informacja o kolejnym. Nadzwyczaj byłam chora, tak więc jeszcze raz przepraszam!

We are the same || RiddleOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz