Chapter Twenty Four

10.1K 579 225
                                    

Nie dość, że początek grudnia przyniósł ogrom śniegu to jeszcze nawał prac domowych. Marzeniem rudowłosej gryfonki były wakacje z dala od śniegu i szkoły. Z dala od ludzi. No może oprócz Hughes'a... W każdym razie myśl o zbliżającej się przerwie była miodem dla jej serca i muzą dla uszu. Co prawda zamierzała spędzić święta w Hogwarcie, ale sam fakt, że nie będzie lekcji był cudowny. 

Dziewczyna siedziała na parapecie swojego dormitorium, obserwując idealnie wyrzeźbione płatki śniegu, które przyklejały się do okna. Nie mogła porozmawiać z Hugo, który cały czas biegał do biblioteki, aby czytać, uczyć się, albo odrabiać prace domowe. Ron bez zmian szlajał się z Lavender po zakamarkach Hogwartu, a Hughes przygotowywał eliksiry na polecenie Dumbledore'a. 

Gryfonka cały Listopad spędziła na uczeniu się magii bezróżdżkowej i rzeczywiście ciężka praca przyniosła małe efekty, które wcale nie były proste do osiągnięcia. Umiała bez pomocy różdżki przenosić rzeczy, albo nimi rzucać, potrafiła również rozbroić przeciwnika. Niestety nie umiała opanować poważniejszych zaklęć i sztuk jak transmutacja. 

-To bezsensu.- mruknęła Parvatii, wchodząc do dormitorium. O dziwo weszła sama.- Och... Nie wiedziała, że tu jesteś Haven. 

Już wiesz.

-Ta... A coś się stało? - zapytała dziewczyna, udając zainteresowaną.

-Właściwie to Hughes cię szukał. Coś tam chciał...- mruknęła hinduska i niczym kłoda padła na łóżko.

-Dzięki.- burknęła w odpowiedzi i opuściła swoją sypialnie. Weszła do salonu, w którym było dużo pierwszoroczniaków dyskutujących o nadchodzących świętach i o tym jak je spędzą. Rudowłosa jak najszybciej ominęła młodych uczniów, starając się nie zwracać na siebie uwagi, choć w jej przypadku to nie było łatwe.

Korytarz przemierzyła szybciej niż Granger książkę i znalazła się pod drzwiami utęsknionego mężczyzny. Nim zapukała, Hughes otworzył jej drzwi.

-Strasznie głośno tupiesz.- zauważył, patrząc na nią obojętnie.

Grunt to dobre powitanie, nie?

-Ja też się stęskniłam. - mruknęła i wymijając bruneta, weszła do jego komnaty. Prosto w dziewczynę uderzył zapach jakiegoś eliksiru, którego zapach z pewnością kiedyś poczuła. - Parvatii powiedziała, że mnie szukałeś.- odparła, podchodząc do bulgoczącego kociołka, gdzie unosiła się krwistoczerwona mgła.

-Owszem, szukałem. Chciałem pokazać ci ten trujący eliksir, którego opary właśnie wdychasz.- oznajmił, z zażenowaniem patrząc jak jego gryfonka odskakuje od kociołka. Spojrzała na niego urażona, po czym usiadła na kanapie.

-Tylko tyle?

-Tak.- gryfonka spojrzała na niego rozzłoszczona. Wstała z kanapy kierując się do wyjścia, ale ręce mężczyzny oplatające się wokół jej tali uniemożliwiły ten ruch. - Nie denerwuj się tak i lepiej powiedz kiedy zapłacisz za swoje lekcje magi bezróżdżkowej. 

-Wiedziałam, że o to... Kiedy chcesz. - westchnęła, choć nie dało się ukryć, że uwielbiała być obejmowana przez Hughes'a. W szczególności zapach jaki emanował od mężczyzny był niczym najsilniejszy eliksir przyciągający. 

Riddle zaczął powoli całować jej szyję, a gryfonka posłusznie odchyliła głowę, aby ułatwić mężczyźnie dostęp.

-Wiesz, że pachniesz mandarynkami... - wymruczał, na co zielonooka zachichotała.

-To źle?- spytała rozbawiona, a jednocześnie zachwycona tym jak Hughes robi malinki na szyi.

-To dobrze, ale i tak twoje kłaki mi przeszkadzają.

We are the same || RiddleOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz