Chapter Forty Nine

6.9K 512 78
                                    

Sztywnym krokiem podeszła do Percy'ego i wyrwała mu z ręki kopertę. Sama spojrzała na nadawce, lecz szybko dopatrzyła się znaku Ministerstwa. Wywróciła oczami, rozrywając kopertę. Spojrzała na pierwszy akapit, niwelując stres z okolic podbrzusza.

- To spis z testamentu. Ministerstwo się pośpieszyło - sarknęła, wracając do stołu. Zaczęła naliczać wszystkie rezydencje Riddle'a, jednocześnie zastanawiając się jak to możliwe, że nie znajduję się on w dziesiątce najbogatszych ludzi świata. 

- Więc, jest tam ten cały dworek, gdzie byliśmy w lipcu? - spytała Molly, jakby jeszcze w głębi duszy wierzyła, że Haven zostanie w Norze.

- Między innymi... - mruknęła rudowłosa, po czym złożyła dokument i wsunęła go do kieszeni jeansów. 

- Tyle? Nie pochwalisz się? Chyba nam ufasz, hm? - zaczął Draco, nie kryjąc złośliwości. - To musi być pokaźny majątek...

- Draco! - syknęła Narcyza, chlapiąc syna wodą z mytych naczyń. 

- Będę się zbierać - zakomunikowała szorstko, zostawiając wpół zjedzoną grzankę. Wszytko przygotowała wcześniej. W kufrze znajdowała się niewiele ubrań, bowiem większość została w letniej rezydencja. Zamknęła klatkę Hedwigi, uśmiechając się przepraszająco. Pierzasta przyjaciółka musiała się przygotować na poobijanie w ciasnym zamknięciu. 

Lewitując bagaż, wróciła na dół, gdzie zastała Dumbledore'a. Jak zwykle dziwnie uśmiechnięty starzec, wyprostowany, z długą brodą oraz ukrytymi dropsami gdzieś w kieszeni.

- Dzień dobry, Haven  - zaczął, roztaczając radość dookoła. Gryfonka postanowiła odsunąć urazę na bok, unosząc kąciki ust ku górze.

- Dzień dobry, profesorze - odpowiedziała z wszelakim spokojem, opuszczając wiszący w powietrzu bagaż na podłogę.

- Doszły mnie słuchy, że się przeprowadzasz. Profesor Hughes posiadał niezwykłe rezydencje. Będziesz tam bezpieczna - odparł, jakby rozmawiał tylko ze sobą.

- Bezpieczna?! Niby kto będzie ją chronił w tej wielkiej chałupie?! - obruszyła się pani Weasley, powstrzymując łzy. 

- Och Molly... Masz moje słowo. Nikt jej tam nie skrzywdzi. Wierz mi. Z resztą myślę, że będziemy ją często odwiedzać, hm? - uśmiech Dumbledore'a był największą zagadką tego świata. Rzadko schodził z twarzy starca, niezależnie od tego co czuł w środku.

- Jak uważasz - burknęła zrozpaczona kobieta, wychodząc z salonu. Ciężko jest matce, która patrzy na przeprowadzkę dziecka i chociaż Haven nie była jej rodzoną córką to była częścią jej serca tak jak reszta Weasley'owych dzieci.

- Chciałbym, Haven, abyśmy we dwójkę teleportowali się do dworku. Pozwolisz? - wysunął swoje ramię w kierunku Potter, kiwając zachęcająco. 

Szarpnięcie gdzieś w okolicach brzucha postawiło ją przed dużym, marmurowym budynkiem, za którym tak bardzo tęskniła. W całym swoim życiu spędziła tam miesiąc, lecz natychmiastowo nadało mu miano domu. 

Chmury burzowe wisiały nad domem, a w powietrzu czuć było parność. Okolica była praktycznie bezludna, dzięki czemu dziewczyna zrozumiała czym jest cisza przed burzą. Gdzieś w oddali grzmiało, a na niebie w długich odstępach pojawiały się błyski, przecinając chmury.

- Dlaczego chciał mi pan towarzyszyć, profesorze? - spytała, podnosząc z ziemi klatkę, w której siedziała urażona Hedwiga. Kufer podniósł Dumbledore i obrócił go kilkakrotnie, przez co rudowłosa odniosła wrażenie, że czarodziej pogubił umysł przez teleportacje.

- Wiem, że jesteś ważna dla Toma, ale nigdy mu nie zaufam. Nie jestem w stanie. Chcę mieć pewność, że to co chroniłem przez tyle lat nie zniknie ot tak - wyjaśnił, zmierzając wolnym krokiem do wrót rezydencji.

- Nie ufam mu pan? Więc pozwolił pan, żeby uczył w Hogwarcie, gdzie było tyle uczniów mugolskiego pochodzenia i ja? - spytała z kpiną, odruchowo trzęsąc klatką sowy.

- Tom nie jest głupcem. Nie mógłby zabić ich wszystkich, nawet jeśli miał ochotę. Z resztą nie potrzebna mu była śmierć innych, tylko twoja. Pragnął zdobyć twoje zaufanie, a ja pragnąłem zdobyć jego przychylność. Widzisz, Haven... kiedy chcę się zdobyć czyjeś zaufanie to bardzo łatwo się przywiązuję. Nie przypuszczałem, że cię pokocha, bo teoretycznie nie mógł kochać. Spekulowałem raczej, że między wami utworzy się więź solidarności lub przyjaźni. Nie ufam mu, bo nie wierzę w jego miłość. Ciąży na nim klątwa i wątpię, że zniknęła - wraz z ostatnim zdanie doszli do drzwi, które Albus zbadał wzrokiem.

- Zaskoczył mnie pan. Sądziłam, że to właśnie pan zrozumie jego miłość i zmianę. Przecież, gdyby nie kochał to po co miałby wycofywać się z pola bitwy? Po co? - spytała zdumiona. Z szeroko otwartymi oczami, wpatrywała się w starego czarodzieja.

- To sprytny ślizgon i niezwykle przebiegły manipulator. Posłuchaj jak to brzmi, Haven. Całe swoje czarno-panowskie plany odrzucił na bok, bo zakochał się we wrogu, którego przez szesnaście lat próbował zamordować, a dodatkowo nie może kochać, bo taki się urodził. Potrafisz znaleźć fikcje w tym zdaniu? 

- To miłe, że masz o mnie zadnie, Dumbledorze. Może wejdziesz i porozmawiamy przy herbatce? - cyniczny uśmieszek Riddle'a, przerwał ich wymianę zdań, zagęszczając atmosferę - Jesteś kulturalny, aczkolwiek myślę, że panna Potter poradziłaby sobie z bagażem - syknął, odbierając niewielki kufer. 

- To się określa jako bycie gentlemanem, ale tobie jest to obce - odpowiedział starzec ze spokojem oraz delikatnym uśmiechem. Zaciśnięte usta czarnowłosego dały do zrozumienia, że żarty się skończyły. Dłoń Haven zacisnęła się na ramieniu młodszego mężczyzny, hamując jego złość - Przemyśl to, moja droga. Odwiedzimy cię, gdy twój ukochany ochłonie - dodał, teleportując się w niewiadome miejsce. 

- Tom?

- Już dobrze. Nie lubię go i nic tego nie zmieni - bąknął, przyciągając do siebie ciało rudowłosej. Zapach promieniujący od dziewczyny, kojarzył mu się z czymś tak przyjemnym i jedynym w swoim rodzaju, że niezależnie od jego woli musiał się uśmiechnąć.

- Rozumiem - szepnęła, kładąc głowę na torsie mężczyzny, aby posłuchać rytmu jego legendarnego serca. Byli tacy co twierdzili, że urodził się bez niego, byli tacy co myśleli, że jego serce zamarzło, ale byli też tacy co sądzili, że te serce zapomniało jak działać. 

- Twoja sowa patrzy na mnie z nienawiścią - uznał, krzywiąc się na widok swojego konkurentki, która równie mocno walczyła o serce i uwagę młodej gryfonki.

- To nieprawda. Ona jest zła za tą nieprzyjemną podróż. No dobrze... trochę cię nie lubi, ale to dlatego, że jest wybredna - wyjaśniła z rozbawieniem, a następnie klęknęła przy śnieżno-białej przyjaciółce i wypuściła ją na wolność.

Gdy weszli do środka rudowłosa rozejrzała się dokoła, uznając, że nic się nie zmieniło i nawet skrzat miał tak samo nadętą minę jak poprzednio. Po części czuć było zupełnie inny nastrój tego domu, gdy wiadomo było kim jest właściciel, ale Haven była zbyt podekscytowana, aby topić się w smutku. 

- Myślisz o tym co powiedział ci Dumbledore? - spytał Tom, przerywając ciszę. Chociaż z początku nie wyglądało, by przejął się bynajmniej jedynym słowem starca, to bał się, że rudowłosa zwątpi w jego intencje skierowane właśnie do niej.

- Nie - oznajmiła z czułym uśmiechem. Delikatnym ruchem złapała zimne dłonie czarnoksiężnika, nie spuszczając z niego wzroku - Nie mam pojęcia ile lat liczy sobie Dumbledore, ale wiem, że sam wie coś o niemożliwej miłości. On cię zwyczajnie nie trawi i dlatego chcę nas rozłączyć. Gdybym miała jakiekolwiek wątpliwość, nie przyszłabym tu. 

- Chcę mi pani powiedzieć, panno Potter, że zostaje pani ze mną na dłużej? - spytał, przemieniając sceptyczność w usatysfakcjonowanie. 

- Owszem, panie Riddle. Tak długo, jak pan zechce.  

***

Tak wiem, że był polsat, ale zaczęły się wakacje i non-stop miałam coś do roboty, więc przepraszam. Z racji tego, że mam w końcu wolne to rozdziały będą się pojawiały w różnych odstępach czasowych. Teraz przez dziewięć dni będę w domu, także będę pisała, lecz później wyjeżdżam, więc zobaczymy jak to będzie.

Pozdrawiam!

We are the same || RiddleOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz