Chapter Forty Five

7.6K 585 249
                                    

-Zabijesz mnie, Tom?

W tle wcale nie leciała smutna piosenka, jak w mugolskich filmach. Zapadła głucha cisza, podczas której Czarny Pan wpatrywał się w ukochaną.

Czy kiedykolwiek chciało wam się płakać, ale nie wiadomo co, zablokowało was?

-Dlaczego to robisz? - spytał szeptem, a ona ukazała drwiącą minę.

-Jesteś inteligentny. Pomyśl... - podsunęła, choć w środku czuła się porównywalnie do czarnowłosego. - Tak czy inaczej, nie muszę cię błagać, o to, żebyś mnie zabił. Znajdzie się wiele innych osób, które zamordują mnie z największą przyjemnością, bez skrępowania. - mruknęła, podnosząc z podłogi trzy horkruksy.

-Haven. - tym razem był stanowczy. - Nie przyszłaś tu po moje kawałki duszy. Wiem to. - uznał, a pokój wypełnił histeryczny śmiech gryfonki.

-Bzdura. Przyszłam tu po horkruksy. - podkreśliła, przyciskając je do siebie.

-W takim razie musisz wiedzieć, iż poza tym, że jesteś moją duszą to ja wciąż mogę czytać w twoich myślach. - wstał z kanapy, podchodząc do rozzłoszczonej Potter. Dziewczyna przestąpiła z nogi na nogę i uniosła jedną brew ku górze.

-Czyli zamiast porozmawiać ze mną w cztery oczy, zwyczajnie korzystasz z umiejętności pod tytułem 'Jestem tchórzem'.? - zadrwiła, aczkolwiek czuła się dziwnie, próbując go przegadać. Kiedy stał na przeciw niej, musiał się zgiąć, by spojrzeć w zielone tęczówki rudowłosej.

-A gdybym z tobą porozmawiał, to powiedziałabyś prawdę? Wątpię, bo... - jego wytłumaczenie przerwał głośny plask. Ręka gryfonki, wylądowała na policzku mężczyzny, a on sam jedynie westchnął. Nie złapał się za piekące miejsce, ani nie poczuł złości.

-Może i nie powiedziałabym prawdy, ale w naszym związku to ty byłeś kłamcą. A nie... my nie byliśmy w związku, tylko w chorej, fikcyjnej i nic niewartej relacji! - krzyknęła, obracając się napięcie w kierunku drzwi.

-Czyli to co razem przeżyliśmy... było według ciebie niczym? - zapytał opanowany. Po części czuł, że dziewczyna mówi to pod wpływem emocji.

-To nie tak, że było niczym. To zwyczajnie nie istniało... To było kłamstwo. Oczywiście z twojej strony... Szczerze mówiąc, nie łapię twojej strategii. Chciałeś mnie w sobie rozkochać, aby później unicestwić, a teraz opijasz się Ognistą oraz mówisz, żebym wzięła twoje horkruksy i je zniszczyła. Gdzie tu sens, gdzie logika?

-Nie ma sensu, nie ma logiki, bo nie taka była moja strategia, Haven. Nad zwyczajniej w świecie chciałem zdobyć twoje zaufanie, ażeby następnie cię zabić. Zepsułem mój plan, pozwalając ci zbliżyć się do mnie, bardziej niż wtedy chciałem. Nie żałuję, tego co było. Fakt. Nie sądziłem, że mój pierwszorzędny wróg będzie jedyną osobą, którą uda mi się pokochać, a jednak... - wyjaśnił, cofając się o krok, by na wszelki wypadek nie dostać po raz kolejny w twarz.

-To niczego nie zmienia. Okłamałeś mnie, zamordowałeś moich rodziców i nie tylko, a poza tym nienawidzę cię, Riddle. - powiedziała, płynnie, stając plecami do niego.

-Teraz to ty kłamiesz, Potter. - uznał. - Stań przodem przede mną i spójrz prosto w moje oczy. - wykonała jego polecenie, nie widząc niczego interesującego w tęczówkach mężczyzny.

-I?

-I powiedz, że mnie nienawidzisz. Tak szczerze, z całego serca. Powiedz jak bardzo mną gardzisz i jak ogromną masz ochotę, aby mnie udusić gołymi rękami. - rudowłosa, otworzyła usta, lecz natychmiastowo je zamknęła. Tajemnicza siła zablokowała jej mowę. - Nie możesz? Ciekawa jest twoja nienawiść. Pomyliłaś ją z innym uczuciem.

-Niby co ty insynuujesz? - warknęła, zaciskając pięści.

-Nie pozbyłaś się swoich uczuć, bo nie potrafisz. Czujesz do mnie to samo, co do profesora Hughes'a, prawda? - nie wiadomo kiedy nabrał takiej pewności siebie, a jednak widząc, że dziewczyna wciąż go kocha, odzyskał nadzieję.

-Nie masz prawa mówić o moich uczuciach! Grałeś na nich jak na lutni! Złamałeś moje serce, bo przez ciebie byłam zakochana w człowieku, który właściwie nie istnieje! Choć istnieję... ale pod najgorszą z możliwych postaci! Nienawidzę cię i jednocześnie kocham, ale to chyba niemożliwe, bo wszędzie, gdzie się pojawisz, robią się same problemy! - krzyczała, za każdym razem uderzając pięściami w jego tors. Tom zaś pozwalał na każdy zadany cios, byleby panna Potter wreszcie poczuła się dobrze. - Dlaczego to robiłeś?!

Wreszcie złapał jej ręce, przyciągając całą gryfonkę do siebie. Znalazł się kilka centymetrów od jej twarzy, ponownie widząc jej piegi osadzone na drobnym nosku. Pierwszy raz od trzech miesięcy mógł popatrzeć na pomarańczowe plamki, w zielonej tęczówce oka. Przez długie dziewięćdziesiąt dni, nie spojrzał na żadną inną kobietę, bo w każdej widział Haven.

Delikatnym ruchem ścierał jej łzy, nie odrywając wzroku od oczu rudowłosej. Panna Potter mogła poczuć jego boskie perfumy, wymieszane z ostrym zapachem Ognistej Whisky.

-Co poradzę na to, że cię kocham? Doskonalę zdaję sobie sprawę z tego, że jestem dupkiem, potworem i mordercą, ale ja też mogę czuć to co normalni ludzie. Zrobię co zechcesz, Haven. Zrobię dla ciebie wszystko, co tylko będę mógł, ale proszę cię... Nie odwracaj się ode mnie. Prawdopodobnie już nigdy cię nie pocałuję, bo nie pozwolisz, abym się do ciebie zbliżył. Później poślubisz Xander'a, a ja będę musiał na to patrzeć, lecz zasłużyłem na cierpienie. Pomimo tego wszystkiego, chcę żebyś mi przebaczyła. - po jego słowach, potomkini Potterów nie była w stanie powstrzymać płaczu i nie odepchnęła mężczyzny, gdy ten zamknął ją w swoich ramionach.

Oczywiste było, że nie powinna kochać Toma Riddle'a, jednakże los stawiał na jej drodze, różne przeszkody, niespodzianki i zdarzenie. Nie winiła się za miłość do zabójcy, bo gdzieś tam w głębi duszy, pamiętała jak w mugolskiej szkole nauczyciele mówili, że warto przebaczać tym, którzy żałują za popełnione grzechy.

A Tom? Żałował ich i to nie podlegało dyskusji. Rudowłosa utwierdziła się w przekonaniu, że człowiek, oplatający ją ramionami, to nie Lord Voldemort, tylko Tom Riddle, popsuty na przestrzeni lat. W końcu jednak nadeszła ta, która ma moc uczenia miłości.

-Nie mogę przebaczyć ci ot tak. To niewykonalne, bo ja wciąż nie wiem czy mogę ci ufać. - wymamrotała w jego koszulę. - Ale jeśli chcesz to naprawić... musisz pozbyć się śmierciożerców. Musisz wyzbyć się swojej czarno-panowskiej idei oraz przyrzec, że nigdy więcej nie skrzywdzisz niewinnego stworzenia. I czarodzieja i mugola. Jesteś w stanie?

-To nie jest łatwe, Haven, ale jeśli po tym usłyszę 'wybaczam', to wykonam całe zadanie. Kocham cię i czuję się okropnie, patrząc w twoje oczy, ale nie poddam się.

-Muszę powiedzieć ci coś jeszcze... ja...

-Panie! W naszym domu są Członkowie Zakonu i... - spanikowany Lucjusz urwał zdanie, czując, że przesadził z alkoholem, bowiem nie wierzył w to co zobaczył.

Nie codziennie miało się okazję patrzenia jak zimny i wredny Tom Riddle głaszcze po plecach pannę Potter.

***

It was impossible...

Udało mi się napisać ten rozdział, chociaż osobiście nie jestem z niego zadowolona. Nie wiem, kiedy będzie next, gdyż kolejne sześć dni będą totalną rzeźnią... Tak czy owak... Do zobaczenia w kolejnym rozdziale!

We are the same || RiddleOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz