Chapter Forty Six

7.9K 562 213
                                    

Trzej związani chłopcy, klęczeli po środku salonu Czarnego Pana, pilnowani przez jego najwierniejszą śmierciożerczynie. Czarnowłosa kobieta przejechała po nich mrożącym krew w żyłach wzrokiem. Psychopatyczny uśmiech wzbudzał u Xander'a i McLaggen'a strach i panikę, natomiast u młodego Malfoy'a... rozbawienie.

-Splamiłeś swój ród, przebrzydły gadzie. - syknęła w stronę Dracona. - Ród Blacków wypisał z historii moją sparszywiałą siostrę i ciebie również! Jak mogłeś przejść na stronę Dumbledore'a?!  - wrzasnęła, zaciskając w ręku srebrny sztylet.

-Twój ukochany również przeszedł, ale przed nim nie wymachujesz nożem. - zauważył, powstrzymując pogardę.

-O czym ty gadasz haniebny gnojku?! - ryknęła, przystawiając ostry przedmiot pod gardło blondyna. Jej oczy płonęły agresją i szaleńczym gniewem, a usta pobladły od silnego zaciśnięcia.

-Puść go, Bella. - młody mężczyzna schodzący po schodach, zlustrował całą czwórkę. Młody Malfoy, wlepiał w niego wściekłe spojrzenie, Xander i Cormac pobladli ze strachu, a panna Lestrange ukłoniła się nisko, po czym spojrzała na mężczyznę jak na bożka. 

-Panie? Dziedzic Lucjusza nas zdradził! Musi ponieść konsekwencje! Tak jak moja niegodziwa siostra! - sprzeciwiła się, będąc pewna, że Tom ją poprze. Mężczyzna przeczesał swoje włosy i zmęczonym wzrokiem spojrzał na kobietę. 

-Schowaj ten sztylet i zejdź mi z drogi. - warknął zniecierpliwiony, a czarnowłosa spuściła głowę, robiąc kilka kroków w tył. Sam on, stanął na przeciwko trzech adoratorów jego ukochanej i westchnął. Alkohol, którym upijał się przez trzy miesiące dawał się we znaki, bynajmniej przez zmęczenie. - Co chcesz zabrać z tego domu, Draco? A raczej... co Haven kazała ci ukraść? - spytał spokojnie, opierając się o kominek. 

-A co masz do ukrycia, profesorze? - odparł blondyn, uśmiechając się złośliwie. Xander spojrzał na młodego Malfoy'a pytająco, a Cormac był zbyt zajęty tworzeniem czarnych scenariuszy.

-Jeszcze jedno słowa, a karze zapłacić twojej matce za zdradę. - taki argument wystarczał, aby zamknąć usta Dracona. Riddle podszedł do związanego chłopaka i wyciągnął zza jego marynarki teczkę z wielkimi literami NLAD. - Powiedziałbym, że nie ładnie jest kraść, ale to twój dom. Nie patrząc na to, że Lucjusz cię wydziedziczył...

-Zaiste interesujące, ale... może zmieńmy temat. Na przykład... co oznacza ten skrót na teczce? - zapytał, udając ciekawego.

-Grasz na zwłokę? Niepotrzebnie, bo nikt ci nie pomoże. - poinformował. - Aczkolwiek, nawiązując do teczki, możesz spytać Haven co to znaczy. - dodał, uśmiechając się wrednie.

-Gdzie ona jest?! - do nieprzyjemnej dyskusji dołączył Xander, który nabrał odwagi.

-Bezpieczna. - odpowiedział Tom, puszczając mu oczko, po czym zacmokał. - Kochasz ją? Ona ciebie nie. - dodał rozbawiony, ale zamilkł słysząc jak ktoś schodzi z piętra Malfoy Manor. Do salonu wkroczyła rudowłosa, zatrzymując się wpół kroku. Podirytowana spojrzała na najstarszego z zebranych. - Rozwiąż swoich kolegów, bo się gorączkują. - mruknął Riddle, wyraźnie niezadowolony ze zbyt krótkiej konfrontacji z Xander'em.

Młoda dziewczyna, rozplotła Malfoy'a i McLaggen'a, a na końcu krukona, który zdawał się być szczęśliwy, że widzi ją całą. Gdy rozplątywała ręce chłopaka, posłała mu delikatny uśmiech, przez który Tom wyprostował się i zacisnął usta.

-Nie możesz ich wypuścić panie! W końcu możesz zabić przeklętą Potter! Z przyjemnością popatrzę jak ta dziewucha cierpi! - odezwała się Bella, ponownie przyjmując postawę szalonej morderczyni. Zaraz po jej słowach, rudowłosa wraz z Draconem zaczęli gwizdać, podziwiając odwagę niczego nieświadomej kobiety.

-Wynoś się z tego miejsca i pozwól, że sam się z nimi rozprawię. - wysyczał Voldemort, a ona ulotniła się niczym piesek.  ruchem różdżki, Xander i Cormac zasnęli na stojąca, a Haven odetchnęła ze spokojem.

-Tak, więc... Co wydarzyło się podczas mojej nieobecności? Chyba nie jesteście razem, prawda? - wtrącił blondyn, lecz gryfonka przymknęła go spojrzeniem.

-Musim...

-Jeszcze wam przerwę. Co oznacza NLAD? - zapytał speszony Draco, a oczy rudowłosej zapaliły się ze złości. 

-Nie lubię Albusa Dumbledore'a! A teraz się zamknij! - krzyknęła, na co ślizgon uniósł ręce w geście obronnym. Brew Toma powędrowała do góry, a on musiał powstrzymać od śmiechu. - Ile potrzebujesz czasu, Tom? - spytała nieco łagodniej, przenosząc punkt obserwacji na czarnowłosego.

-Kilka miesięcy, ale nie zrobię niczego bez twojej pomocy. - odrzekł, więc dziewczyna westchnęła. Odgarnęła loki za ucho, analizując odpowiedź Riddle'a.

-A niby w czym ma ci pomóc? Pewnie chcesz ją wykorzystać, żeby zawładnąć światem, a później stworzyć własne imperium, zabijając wszystkich członków Zakonu Feniksa! - dorzucił wściekły blondyn. Tak jak jego dwaj poprzednicy, zasnął na stojąco, odchylając głowę do tyłu. Nauczka? Nie przeszkadzamy pani Potter w rozmowie.

-Pomogę, ale proszę... postaraj się. Owszem, jesteś złośliwym ślizgonem i mało romantyczną osobą, która wytyka błędy, nie uznając komplementów, ale... jesteś dobry. Ty jeszcze o tym nie wiesz. - przez trzy miesiące zarzekała się, że nie będzie przed nim płakać, a po raz kolejny tamtego dnia jej łzy spłynęły w kąciki oczu. Nie minęła sekunda, a on znalazł się przy dziewczynie. Wzdychnął, umieszczając swoje ręce na gryfońskich policzkach.

-Nie jestem aniołem i nigdy nie będę, Haven. Wszystkie odblokowane we mnie uczucia, ograniczyły mnie w złości, ale na moich rękach zawsze będzie krew niewinnych. Jestem naznaczonym mordercą do cna. Widzisz moje oczy? Są czerwone. Jak oczy potwora. To nieważne, że żałuję... To co złe, zostaje z nami na zawsze. Jak znamię, albo blizna. Coś o tym wiesz. - przynajmniej nie oszukiwał samego siebie. 

Naiwni wierzą, że grzechy da się zmyć, ale w rzeczywistym świecie, nasze błędy zawsze nas prześladują. Dzień, miesiąc, rok lub dwadzieścia lat później. W przypadku Toma - masowe morderstwa pozostawiały na jego rozszarpanej duszy, ogromne znamiona i blizny.

Dzieciom, którym odebrał rodziców, ani rodzicom, którym odebrał dzieci nie pomoże tłumaczenie, że czarnowłosy nie został nauczony miłości i litości. Czy będzie ich obchodzić, że był zaklęty i nie mógł kochać? Czy będzie ich obchodzić, że wychował się samotnie w brudnym, zimnym sierocińcu, otoczony mugolskimi dziećmi, które uważały go za dziwaka?

Inaczej patrzyło się na Hughes'a, który z czystą kartą mógł zaznać miłości czy choćby przyjaźni, a inaczej na Lora Voldemorta - ojcobójcy, sadysty i krwiożerczego potwora.

-W istocie to prawda, ale Tom... ty nigdy nie będziesz miał czystego sumienia. Nikt z nas nie jest święty. Nikt z nas nie mógłby rzucić kamieniem, bo nikt nie ma czystego serc...

-Jakim kamieniem? 

-Mniejsza o to... Próbuję ci powiedzieć, że z dwojga złego... chyba lepiej zmienić się na lepsze niż błądzić w złym świecie, nieprawdaż? Przez kilkanaście miesięcy podtrzymywałeś mnie na duchu, mówiąc, że muszę walczyć ze złem dla świata. Teraz twoja kolej. Teraz ty możesz je zakończyć. Będę ci to powtarzać tysiąc jeden razy, żebyś zrozumiał. Oboje wiemy, że gdzieś w głębi twojego serca jest mrok, ale... ja zniszczyłam go w dziewięćdziesięciu procentach. Kolejne dziesięć również zniszczę. 

Poza tym wciąż cię kocham, ale powiem ci kiedy indziej, bo to za dużo informacji jak na jeden raz, czyż nie?

*** 

Potrzebuję wakacji. Teraz. Jest mi za gorąco i muszę łazić do szkoły. 

Przepraszam, że to tu piszę, ale nie mam się komu wyżalić i ponarzekać.

We are the same || RiddleOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz