|20 - Może nie jest człowiekiem. / Staje się coraz bardziej ludzki.|

297 48 34
                                    

Edit: 12.06.2018

- ♣N; 1997/10/06 -

- Nie będzie nas siedemnastego tego miesiąca.

Piękny dzień...

- Jest dopiero szósty, ale dopilnuj, żeby tego dnia się nie spóźnić.

...minął dawno temu, wciąż jest brudna noc.

- Jeżeli spóźnisz się na coś tak ważnego...

Kolacja z gwiazdami - w czym każda zrodzona ze zwykłego powietrza, które niczym nie różni się od tego w kostnicy.

- ...nie musimy ci chyba mówić, co się stanie.

Tak samo brzydkie gwiazdy, nieważne, czy jesteś blisko, czy daleko.

- A~ach, nienawidzę takiej upierdliwej roboty...

Odgłosy szeleszczących ubrań, po chwili również i obcasów; przebierająca się w korytarzu para.

- Nie tylko ty... Myślisz, że możemy mu to zostawić?

Niezadowolone syknięcie na widok czarnego lakieru, który w jednym miejscu jest ułamany.

- Hah... musimy.

A może to cały paznokieć sczerniał i teraz odpadł, zaraz odpadnie, odpada?

- Jak wrócimy masz być w pełni przytomny i z możliwością poruszania ręką, przynajmniej jedną.

Teraz obie sczerniałe od papierosów.

- Zainstalujesz... dobrze wiesz co, i dla kogo.

Małżeństwo ze złotego Kościoła i srebrnej sceny pocałowało się namiętnie, odziani już w nie-żałobne, nie-weselne stroje.
Niemalże tanecznym krokiem, radośni, opuszczają to miejsce, pozostawiając za sobą nieprzytomną figurę, ze światłem księżyca nieświecącym na poharataną twarz i ciało - niczym cichy wspólnik w zbrodni, morderstwie.
Szkoda, że to wciąż żyje.

- ♦S; 1997/10/06 -

...ugh...
...szósty październik, poniedziałek... słońce świeci... gdzieś w Afryce zdychają dzieci...
...albo przynajmniej... tak nudnym wstępem... próbuję zmusić się do powrotu spać. 
Pewien drobny, szorstki języczek mi nie pozwala, kiedy to coś zaczyna niemalże mnie topić w ślinie... i tym charakterystycznym psim smrodku. Jest jeszcze tak wcześnie; spoglądam na zegar... ha, czwarta rano?

- ...serio?

Spoglądam na to małe coś, jak gdybym oczekiwał, że mi aktualnie odpowie.
...jak już mu udało się mnie obudzić, to równie dobrze wezmę go na spacer.

Na pogłaskanie po głowie zareagował ziewając.

- ...skoroś śpiący, to po cholerę żeś mnie budził?

- Woff!

- ♦ -

Zabrałem go do parku. O czwartej rano. I to jeszcze... zanim nawet osiedlowy spożywczak się otworzył. Ech, czego to się nie robi dla potrzeb drugiej istoty, ne?
...nawet jeżeli do tej pory wysikał się dosłownie raz, i to pięcioma kroplami, jak gdyby wyjście na spacer było sposobnością na zrobienie mi na złość.
Woreczki gotowe w kieszeni na... sytuację awaryjną... chociaż znając życie, to wysra się pewnie na grządkę jakiejś staruszki, i będę musiał słuchać porannej godzinnej tyrady o kupie na trawniku, nawet jeżeli ją potem posprzątam.
Przynajmniej pogoda nie jest zła; nieco mgły, ale nie ma deszczu, ani zbytniego mrozu... nie, żebym akurat ja jakoś specjalnie odczuwał takie rzeczy. Jakoś mam wrażenie, że z roku na rok staję się coraz to bardziej odporny na...

♠ My Monster / My Exception | Shizuo x Izaya | (Durarara!!)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz