|41 - Kot a gnida. / ,,Samotność'', powiadasz?|

186 26 40
                                    

- ♣N; ???? -

Tym razem jest to szaro-niebieski szpital. Szpital... bardziej, niż poprzednio z tym, jak na korytarzach są aktualnie żywi ludzie, niektórzy z pogodną atmosferą (wspominając głupotę swojego przyjaciela, który znalazł się tu przez złamaną nogę), niektórzy wykończeni (jak ten doktor przy drzwiach, który stracił pacjenta po wielogodzinnej operacji), inni oprócz zmęczenia czują też żal i złość, jak ta płacząca w odległym kącie kobieta, która właśnie straciła męża.
Ale to nie oni są istotni w tym korytarzu.
Jeszcze bardziej szpital, a jednak czas jest nieistniejący. Szpital prawdziwy, każda z postaci (nawet jeżeli każda bez twarzy) żywa. Biel ścian, gdzieniegdzie błękit, tak proste i przewidywalne; tak i meble, wszystko jak w każdym innym das Krankenhaus, gdzie nie tylko chorzy przebywają.*
Jedyną różnicą, ale maleńką, niemalże niezauważalną, jest stan miejsca, w którym stoi Narrator. Dalej od niego na ścianach wyraźnie widać pęknięcia, niedoskonałości, tu i tam jakieś plamy, czy to po kawie, czy po innych płynących w żyłach substancjach.
A przy nim? Wszystko nieco rozmazane, a jednak wystarczająco wyraźne. Perfekcja, ściany bez pęknięć, drzwi bez zatarć. Jak gdyby ktoś wyciął namalowane w wyobraźni idealisty miejsce, w którym się znajduje, i wkleił do istniejącego już szpitala ludzi bez twarzy.
Ach, nie, jest jeszcze jedna różnica. Perfekcyjna imperfekcja stojącego przed zamkniętymi drzwiami Narratora.

- ...poroni?

Tylko szept pełen niedowierzania, wszystko, co blade, chuderlawe wręcz dziecko usłyszało zza drzwi.

- ...śmierć? Pani, albo przynajmniej... niemożliwe... jedno z nich...

Wyrywki, pojedyncze, to wszystko dla innych nic, a zbitek słów. Innych... może oprócz Narratora, wszechwiedzącego tego świata.

Chłopiec spodziewał się krzyków, ale żadne nie nastają. Są tylko kroki, para wychodzi z pomieszczenia. Na widok czarnowłosego każde wyciąga dłoń, ten posłusznie odpowiada.
Wychodzą, trzymając się za ręce. Kochająca rodzina.
Zacisk sczerniałych paznokci jest mocniejszy niż jeszcze przed godziną.

- ♠I; wiosna, 2004 -

W ciemności pokoju siadam, wyciągając spod poduszki telefon.
Czwarta rano. Rozkosznie.

Ach. Okna w tym apartamencie... nie, te w sypialni przynajmniej są ciut za małe. Wolałbym, żeby rozciągały się na całej ścianie... Chociaż wątpię, by tak gruntowny remont był dobrym pomysłem. Może po prostu zdrzemnę się na kanapie w salonie? Tam jest o wiele jaśniej, nawet, nie, zwłaszcza w nocy.

Wśród spowitego w mroku pokoju wyłoniły się ślepia. Z cichym chichotem przywitałem kocura, który wskoczył bez zaproszenia na łóżko i rozgościł się na moich kolanach. Niczym ciche: ,,Wybaczyłem ci, więc teraz mnie pogłaszcz''.
Antagonista (a może po prostu ,,Narrator'' upominam się z gorzkim uśmiechem) głaszczący kota, pogrążeni w ciemności... haha, prawie jak w tych filmach~.
Opieram się o wezgłowie łóżka, dłonią z radością przeczesując futro. Ignoruję te rozlegające się raz po raz zirytowane syknięcia, gdy specjalnie przejadę po tym rozcięciu na uszku. ,,Dowód własności'' poniekąd, ne~?
Zresztą, nie tylko na nim... wystarczy spojrzeć na te wszystkie ślady po pazurkach na moich ramionach. Gdyby nie fakt, że noszę długi rękaw, pewnie rozniosłyby się plotki, że się tnę.

- Ha... Jeżeli już tak małe istotki mają ten instynkt oznaczania... ciekawi mnie, jak wyglądałby taki ślad od Shizu-chan'a?

Nie muszę powstrzymywać swoich słów przed wydostaniem się na zewnątrz, będąc jedynym rozumiejącym ludzki język w pokoju.

♠ My Monster / My Exception | Shizuo x Izaya | (Durarara!!)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz