ten, który walczy z potworami, winien uważać, by samemu nie stać się jednym z nich
kiedy spoglądasz w otchłań, ona również patrzy na ciebie
- n i e t z s c h e- ♣N; 2005 -
Gdyby spisać obecny fragment tej historii, ten, kto pierwszy raz miałby z tym styczność, zapewne przez chwilę straciłby oddech.
Z trzęsącymi się dłońmi spoglądałby na tę wyjętą z filmu scenę - deszcz, porzucony budynek, mrok nocy i chłód lata, a wśród tego łoże z już przemoczonym chłopakiem w niczym więcej, a pojedynczej, czarnej koszuli, nieco przydługiej.
Taki obserwator mógłby, przykładowo, czuć żałość, współczucie, jednocześnie jakiś podziw; ciało to jest wyrzeźbione, pozbawione szpecących kończyny i tors włosów, nogi i ręce są ostrożnie wyrzeźbione, niczym w białym marmurze... Nostalgia wypisana na twarzy, przymrużone, zmoczone deszczem rzęsy, drobne, drżące z zimna usta.
Kap, kap, gdy drżące dłonie obejmują się, próbując złapać resztki ciepła, nieudolnie; wciąż drży, wciąż rani.Ten, który przeczytał wcześniejsze fragmenty, najpewniej parsknąłby w śmiechu (i obrzydzeniu) na tę monotonię. To już nawet nie jest ironiczne, tylko po prostu... żałosne. Tym razem nawet nie jest związany, a jednak intencje pozostały takie same (tak samo oczywiste).
Ponownie, ten kontrast między jego zachowaniem a tą sceną; minutę po tym, jak zamknął oczy - jest piękny, chociaż to nie odbiera z tej chwili Powtórnym szyderczego śmiechu z tej chwili - wstaje nagle, tańcząc walcem szaleńca wokół sceny.
Ach. Na zegarze, który tworzy jedyną różnicę z poprzednim tygodniem, była jakaś plamka. Starł ją rękawem.
Zapach gazoliny.
Zegar... stary, ten typ, którego nie spotkasz już na co dzień w miejscu innym, niż muzea lub zabytkowe rezydencje; wahadłowy, obudowa wykonana z ciemnego drewna; jest wyższy od niego. Jeszcze godzinę temu przywiozła go tu ciężarówka; mężczyzna, który ją tu przytaszczył, nie zapytał, tylko przyjął zapłatę i odjechał, nie pytając. Czyli korzyści z japońskiego wychowania...
...ale nie teraz o tym, prawda? Może lepiej przyjrzyjmy się tańcowi szaleńca, który na powrót skacząc radośnie po drodze (dwukrotnie), ponownie usiadł na łóżku.
Deszcz w pełni go zmoczył, zmieszał się z gazoliną. Lubi ten zapach, bo zaczął go kojarzyć...
...ach, nie teraz. Nie powinien wybiegać ze scenariuszem.
Spogląda na godzinę; wie, że jest czas.
Ten jedyny, w którym bestia się nie spóźni; jedyny, gdy...Zapałka. Ta nie gaśnie, nie zgaśnie. Trzyma ją na wysokości swojej twarzy. Upewnia się, że tylko on, a nie podłoga jest pokryta łatwopalną substancją. Macha przed oczami płomieniem, jak gdyby próbując się zahipnotyzować.
- Świat... zbladł... - nuci, cicho, za cicho, nikt inny nie usłyszał, nikt inny nie usłyszy.
Upuszcza zapałkę.
Zgrzyt metalu, świst powietrza, odgłos boleśnie odrzuconego ciała; mokre ubranie o mokre, spękane kafelki, tworzące opuszczoną podłogę.
Zaśmiał się cicho, gdy po swojej prawej zobaczył tę wciąż płonącą mini pochodnię, która powoli zaczęła umierać; i ten kontrast, z tym niedużym, metalowym koszem na śmieci, który obecnie leży po lewej, a który chwilę temu odrzucił go z daleka od tamtego metalowego posłania.
- For fucking fucks, sake, i kurwa, co jest z tobą i podpalaniem się? I to pierdolone zaproszenie...!
Nie zna powiedzenia ,,nie należy kopać leżącego"? Najwyraźniej nie, skoro w następnej kolejności w twarz czarnowłosego dość mocno została rzucona czarna koperta, którą poznał po samym zapachu.
Również nasiąknęła gazoliną; ach, pusta, czarna kartka, ale bestyjka jest mądra, oczywiście, że się domyślił...
CZYTASZ
♠ My Monster / My Exception | Shizuo x Izaya | (Durarara!!)
FanfictionZaśpiewał szyderczo, kołysząc się na deszczu niczym pijany. - Kopnięty w brzuch przetoczył się po posadce, a to wszystko według scenariusza. Stłuczona butelka, czerwona już-nie-biała koszula, zapaszek alkoholu i te wszystkie inne rekwizyty, bez kt...