55 - [Nostalgia spalonych naleśników. Hibernacja.]

56 12 0
                                    

- ♣N; 2009.11.16 -

Czarnowłosy obudził się w środku nocy wraz z niewidzialnie tańczącym w powietrzu wiatrem; nie pamiętał, żeby wpuścił przez okna tego nieproszonego gościa. Zazwyczaj jest mu zbyt chłodno... chociaż teraz, zakopany w tak wielu kocach, niemalże się nie praży. Lekkim skinieniem głowy odpowiada więc podziękowaniem na te ostatecznie przyjemne wybudzenie; zamiast duchoty zamkniętego pomieszczenia, delikatne orzeźwienie.
...jest mu nawet wygodnie. Leży na podłodze, zarówno po każdej jego stronie, jak i na nim samym nałożono wiele puszystych koców. Nie spał przez przypadek na kanapie? Chociaż z tym, jakie sny zazwyczaj go witały, może to i lepiej, że sturlał się na podłogę stosunkowo bezboleśnie (nie czuje żadnych nowych siniaków).
Odwraca wzrok od kanapy. Napotyka przymknięte powieki blondyna, który zasnął na podłodze pod pojedynczym materiałem, jakim są jego ubrania; wszystkie pozostałe koce wciąż tworzą piramidę na drobniejszym z nich.
Czarnowłosy się uśmiechnął i powrócił do snu.

- ♣; 2008 -

Minął rok od Grande Fi... nie. Damnum magnam, wielkiej przegranej. Przegrał?
Odpowiada otępienie.
Odmówił rehabilitacji, tak samo, jak odmówił przyjęcia do świadomości możliwości podjęcia kolejnej gry.
Gdzie go to zaprowadzi tym razem? Do otępienia w dłoniach? A może następny będzie umysł?
Czy może być jeszcze bardziej chłodny?
Nie może chodzić, ale nie czuje takiej potrzeby. Włosy odrosły mu za ramiona; jedyne, co mu pozostało, to zapomnieć o podstawach higieny i pozwolić, by zarósł na nim mech, z paznokciami jako za długie korzenie... chociaż wolałby zeskoczyć z wysokiego budynku, niż się do tego doprowadzić.
Salon jego zakupionego rok temu apartamentowca wygląda niczym sala szpitalna wrzucona w środek luksusowego pokoju hotelowego. Obok wszelkich leków przeciwbólowych (też i tych dożylnych, chociaż te są tylko ,,dla dekoracji''), bandaże, białe koce i ręczniki, jego wózek, nie wspominając już o tej siedzącej na jadalnianym krześle...

Leży na podłodze w apartamentowcu praktycznie całymi dniami, obserwując nocną scenę i zmieniającą się raz na jakiś czas pogodę, a jednak nie poszukując widoku ludzi; nie licząc zapalających i gasnących kwadratów z przeciwległych budynków, mógłby wręcz pomyśleć, że świat umarł, pozostawiając go żywym.

[- Żywym? 
- Poniekąd.]

Pamięta jeszcze, by jeść. Czasem. Nie musi na szczęście do tego wychodzić; wystarczy telefon, jeden z wielu leżących po różnych kątach w tym mieszkaniu, chociaż on sam kursuje tylko między salonem a toaletą.

Nikt nie zadzwonił.
Nikt
niktniktniktniktniktniktnikt
Tylko Neikan-san wciąż z nim jest,
siedzi na krześle,
są dwa;
ponownie razem jedzą posiłki. Tylko dlatego czarnowłosy wciąż je - bo nie robi tego sam, i nie powinien za bardzo głodzić swojego gościa.
Biedny, wykastrowany z rogów baranek, który nawet teraz musi istnieć jako nic więcej a symbol kogoś, kogo obecność byłaby w sumie chętnie przyjęta; Izaya chciałby, żeby tu był, pomyślał raz.
Tak, jak jednak nigdy nie było, tak w żadnej innej formie nigdy nie będzie, dodał chwilę później.

- ♣ -

Kolejny raz żołądek przypomina mu, że jest głodny; chociaż coraz bardziej wystające kości i włosy, które są o wiele rzadsze, zdają się mu o tym przypominać.
Sięga po pierwszy telefon z brzegu, wybierając jedyny zapisany na nim numer (który zresztą znał już na pamięć).
Gdy usłyszał głos po drugiej stronie linii, rzucił trzy słowa: ,,To, co zwykle'' po czym się rozłączył. Nie martwił się o brak odpowiedzi - tylko za pierwszym razem podał wszystkie potrzebne informacje, a przez ten rok... teraz uznawał to za zbyteczne.

♠ My Monster / My Exception | Shizuo x Izaya | (Durarara!!)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz