4. Odbezpieczyć, wymierzyć, strzelić

6.1K 375 19
                                    


Następnego dnia po śniadaniu mieliśmy się zameldować u kapitana, więc wspólnie z Nathanem skierowaliśmy się tam od razu.

- Wiem, że nie jesteście tu długo, ale Rhoads mówił, że macie bardzo dobry poziom, więc wysyłam was dzisiaj na misję - powiedział, a ja popatrzyłam na niego dość zainteresowana. - Żandarmeria wojskowa potrzebuje ludzi do zatrzymania pewnej grupy narkotykowej na terenie innej bazy w New Jersey. Macie rozkaz z nimi jechać. W swoich kontenerach znajdziecie pełne potrzebne wyposażenie. Od teraz waszym głównym dowódcą jest major Bennett i lepiej dla was, żebyście go uważnie słuchali, jeśli chcecie dalej tu być.

- Kiedy wyruszamy? - spytał Nate.

- Ktoś po was przyjdzie, więc bądźcie w pełnej gotowości - rzucił, więc przytaknęliśmy i niewerbalnym gestem kazał nam spadać.

Wróciłam więc do mieszkania i zobaczyłam na łóżku kamizelkę kuloodporną w kolorze khaki, kajdanki, Glocka 17, dwa noże sprężynowe oraz plecak, w którym były linki, maski gazowe i granaty. Całkiem niezłe wyposażenie, szczerze, nie spodziewałam się, że mają do nas aż takie zaufanie. Po chwili namysłu zmieniłam jednak zdanie. Ciągła inwigilacja. Dość dobrze nas znali. Pieprzeni rządowcy, no ale sama się na to zgodziłam, więc nie było co narzekać, tylko brać się do roboty.

Dwie godziny później byłam razem z Nathanem w małym helikopterze wojskowym, który przetransportował nas do sąsiedniej bazy. Nie odzywaliśmy się za dużo, ale atmosfera była całkiem przyjazna. Widziałam wiele wojskowych baz w swoim życiu i ta była bardzo podobna. Zresztą bardzo dobrze ją znałam, właśnie tutaj się urodziłam. Mój ojciec był żandarmem, dawno. Zbyt dawno... Westchnęłam przeciągle odsuwając od siebie te myśli, bo musiałam się skupić na zadaniu.

Wysiedliśmy z helikoptera i major Bennett czekał już na nas, a potem bez słowa zaprowadził nas do jakiegoś gabinetu.

- Witam, wy jak się domyślam od Grive'a. Będziecie z nami współpracować, wszelkie informacje podam za chwilę. To duża akcja, więc jeśli coś spieprzycie to nie ręczę za siebie - mruknął, zajmując miejsce.

Ostry gość, spodobał mi się. Pewnie dowódca całej jednostki.

- Musicie pamiętać, że ja tu dowodzę i za każdą niesubordynację skopie wam tyłki. Macie się dostosować do reszty i niczym nie wyróżniać, idziecie tylko jako wsparcie, więc nie nastawiajcie się na nie wiadomo co. Plany są tutaj, więc szybko się z nimi zapoznajcie. - podał nam kartki i wspólnie z chłopakiem zaczęliśmy wszystko czytać. Akcja była całkiem dobrze zaplanowana. Gość znał się na rzeczy lub miał świetnych analityków. Tak czy tak, powodzenie praktycznie gwarantowane. Chwilę zajęło nam zapamiętanie wszystkich informacji i w końcu oddaliśmy mu papiery. - Jakieś pytania?

- Ilu mamy zatrzymać? Tak ogółem - rzuciłam skupiona.

- Ilu się da. - wzruszył ramionami. - Potem będą przesłuchania i niewinnych wypuścimy - odparł, na co kiwnęłam głową. - No to jedziemy, bo nie ma czasu.

Szybko pobiegliśmy do czekających furgonetek i usadowiliśmy się na wolnych miejscach. Było tu już kilkunastu zawodowych żołnierzy, z groźną miną, sześciopakiem i dwoma tuzinami broni. Byli pewnie bardziej doświadczeni w tego typu akcjach, ale jakoś wcale mi to nie przeszkadzało, bo ja też wiedziałam, co do mnie należy. Podróż nie zajęła zbyt długo, ale wszyscy byli skupieni na akcji. Bardzo profesjonalnie, Bennett dobrze ich wyszkolił. Dojechaliśmy na miejsce. Nigdy nie widziałam akcji policji wojskowej, ale wiedziałam mniej więcej, czego mogę się spodziewać, bo mój tata często opowiadał mi najciekawsze fragmenty z jego misji. Myślałam, że pójdzie gładko, zwykłe, masowe, dobrze zaplanowane zatrzymanie grupy przestępczej. Ale trzeba było nastawić się na najgorsze i właśnie to najgorsze się wydarzyło.

Podjechaliśmy od tylu, strategicznie, wszystko zgodnie z przygotowanymi planami. Jednak nagle zaczęli do nas strzelać. Ktoś musiał ich ostrzec, cholera.

Wszyscy ukrywali głowy jak najniżej lub strzelali na oślep, a major próbował ustalać nową strategię akcji. Bez sensu, totalnie bez sensu, każdy super plan może dać ciała po kilkunastu sekundach i wtedy liczy się już tylko działanie.

Wyskoczyłam z samochodu i ukryłam się za nim. Nathan zrobił to samo. Podobne myślenie, szkoleni przez życie, chłopak był dobry, rozumieliśmy się bez słów. Trzeba było zlokalizować źródło strzałów. W przeciągu kilku sekund wiedziałam już, że jeden ze strzelających jest na dachu budynku po lewej, a drugi po prawej.

Pokazałam Nathanowi żeby wziął tego po lewej. Dobra decyzja. Glock, odbezpieczyć, wymierzyć, strzelić. Gość upadł, drugi też. Strzały więc ustały, sytuacja była opanowana, ale mój mózg nie zwalniał tempa, sprawdzając, czy nie grozi nam inne niebezpieczeństwo. Jednak to nie był koniec, bo przez huk wystrzałów, wszędzie zapanował istny chaos. W budynkach robiło się coraz głośniej. Uciekający w popłochu lub szykujący się do walki członkowie gangu przewijali się przed moimi oczami, świetnie.

Major był pod wrażeniem naszej szybkiej reakcji. Tak naprawdę po piętnastu sekundach od pierwszego strzału, dwóch napastników było unieszkodliwionych. Nawyk, szybka reakcja. Jednak nie było czasu na zachwyt, trzeba atakować. Bennett natychmiastowo przeorganizował żołnierzy.

Pół z naszej kilkunastoosobowej grupy podeszło do tylnych drzwi, a reszta do bramy baraku. Ja szłam od tyłu, mniejsze ryzyko, większe możliwości. Idealnie. Wyważyliśmy drzwi i wrzuciliśmy granaty z dymem, zajebiste to, jak w filmach. Rozproszyliśmy się, skręciłam w prawo. Nagle jakiś mężczyzna zaatakował mnie. Oczywiście zdążyłam zauważyć to wcześniej i przewidzieć jego ruch, wskutek czego odchyliłam się i wyrwałam mu nóż z ręki. Potem walnęłam go jeszcze łokciem w nos i o dziwo to wystarczyło. Słaby typ. Przygniotłam go do ściany i założyłam kajdanki. Kiedy go wyprowadzałam, stało się coś nieprzewidzianego. Gość wyrwał mi się i przywalił łokciem w brzuch. Chwila nieuwagi, mój błąd. Już nigdy więcej nie mogę na to pozwolić. Pomimo braku tchu szybko wróciłam do sprawności, dogoniłam go z rozpędem łapiąc za włosy i uderzyłam jego głową o ścianę. Auć? Ze mną się nie zaczyna, karaluchu.

W czasie pogromu, zdążyły nadjechać radiowozy wojskowe. Wyprowadziłam gościa z budynku dokładnie w taki sposób, w jaki dwa dni wcześniej Jonathan wyprowadził mnie z kawiarni. Wpakowałam go do samochodu i żandarmi odjechali.

Widziałam kolejnych przestępców w kolejnych radiowozach. Dość duża akcja, dobrze, że się powiodła. Zobaczyłam Nathana, otrzepującego ręce. Miał rozwalony nos, teoretycznie małe straty.

- Jak poszło? - zapytał, kompletnie nieprzejęty swoim stanem, co mi się podobało.

- Nieźle, a u ciebie?

- Prawie dobrze, jestem trochę ciotowaty - zaśmiał się pokazując na swój nos, więc zawtórowałam.

Major Bennett miał dużo pracy, dlatego nie rozmawialiśmy z nim, tylko zachowywaliśmy się jak reszta, pomagając trochę żołnierzom, którzy ponieśli straty. Nikt od nas nie zginął, co było bardzo dobrym znakiem. Po kilkunastu minutach w końcu wszyscy zgromadziliśmy się przy samochodach i wyruszyliśmy w drogę powrotną. Myślałam, że to koniec akcji, a jednak wszystko może się zdarzyć.

Cholerne życie.

Łatwo zabićOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz