2.3. Najpierw kawa.

1.1K 77 15
                                    

Miałam genialny sen i w najlepszym momencie jakiś idiota go przerwał skacząc na mnie.

- Kurwa mać, ile ty ważysz debilu?! Kopiesz sobie grób... - mruknęłam i niechętnie otworzyłam oczy, patrząc na szczerzącego się Nathana.

- Wstawaj, kurwa. Jest prawie południe. Masz dziesięć minut, żeby się wyzbierać i jedziemy do galerii - rzucił, ciągnąc mnie za rękę, na co westchnęłam przeciągle.

- A niby jak mnie zmusisz? - warknęłam zirytowana.

- Dziesięć minut Emily, potem wyciągnę cię siłą z tego domu, a to ci się nie spodoba - rzucił i wyszedł z mojej sypialni.

Ugh. Nienawidzę gnoja. Zatłukłabym gdybym mogła. Gdyby tylko nie był ulubionym wujkiem Lily...

Posłusznie wstałam, przeklinając go w myślach i poszłam do łazienki się ogarnąć. Zostały mi jeszcze dwie minuty, kiedy byłam prawie gotowa. Zeszłam do kuchni, gdzie mój przyjaciel pił sobie kawę, czytając gazetę.

- Nie masz swojego mieszkania, że cały czas tu przesiadujesz? - przewróciłam oczami i sama podeszłam do ekspresu, podkładając mój ulubiony kubek.

- Wiesz, jak Rosie jest w delegacjach, to nie ma kto nawet zakupów zrobić, a wy zawsze macie coś do żarcia. - wzruszył ramionami, wkładając do ust kanapkę.

- Szczery do bólu. - pokręciłam załamana głową, a potem wyrwałam z jego dłoni i jedzenie i sama je skonsumowałam.

- Dobra, gotowa jesteś? To chodźmy już.

- Nie! - zaprotestowałam. - Najpierw kawa, chyba, że chcesz wysłuchiwać mojego marudzenia cały dzień.

- Kiedyś nie miałaś tylu wymagań - westchnął. - Kurde, widziałaś? - zaczął przejęty, patrząc w gazetę, więc zainteresowałam się tym co mówi. - Największa akcja policyjna ostatnich czasów w Stanach, rozbity kartel narkotykowy zachodniego wybrzeża. - czytał. - Co kurwa? - parsknął śmiechem. - Sto dolarów za działkę o dziewięćdziesięcioprocentowej zawartości kokainy? Pojebało ich do reszty... Za taką cenę to najwyżej sześćdziesiąt pięć procent. Głupoty pierdolą w tych mediach jak cholera...

- A co ty taki znawca niby? Czasy się zmieniają, Nate, ceny mogły pójść w dół. - wzruszyłam ramionami.

- Nie ma szans, stara. Przy ostatnich skokach inflacyjnych na świecie i zaostrzonej kontroli granic z Meksykiem wszystko powinno podrożeć.

Zamknij mordę.

- Dobra, chodźmy już, bo zanim znajdziemy coś dla Rosie, to miną wieki... Za dwie godziny trzeba klub otworzyć.

Pojechaliśmy do centrum handlowego i dość długo błądziliśmy po sklepach. Ostatecznie Nate zdecydował się kupić narzeczonej jakąś bransoletkę i nową torebkę. Wybraliśmy to z pomocą ekspedientek, bo ja naprawdę nie znałam się zbytnio na modzie, a ona pierdoliła mi o jakichś Chanelach czy innych panelach. Przytakiwałam.

- Zakupy są tak cholernie męczące... - westchnęłam, opierając się o zagłówek fotela w samochodzie Nathana. - Dlaczego inne kobiety tak bardzo je lubią? Nigdy tego nie zrozumiem - mruknęłam.

- To że ktoś lubi zakupy jest o wiele bardziej normalne niż wasze zabawy w magazyn - zaśmiał się chłopak. - Biedna ofiaro przemocy domowej - parsknął, za co dostał ode mnie po głowie.

- Ty sobie dzisiaj od rana grabisz Nate, oj grabisz... Chyba należy ci się za karę ostry sparing. - uśmiechnęłam się, mrużąc oczy przez słońce.

- Tak, pokażemy tym ciotom jak się biją trenerzy. Dawno tego nie robiliśmy. - ucieszył się.

Pojechaliśmy do jednego z dawnych magazynów przemysłowych niedaleko centrum miasta, gdzie znajdował się nasz klub bokserski. Po przebraniu się w sportowe ciuchy, zaczęłam się rozgrzewać, a Nate ogarniał jakieś papierki w biurze. Korzystając z chwili przed treningami, podeszłam do worka bokserskiego i zatraciłam się w uderzeniach.

Łatwo zabićOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz