Rozdział 17.

3K 201 15
                                    

/sprawdzony/

Ogarnęła mnie pustka. Cholerna próżnia znajdowała się wewnątrz mojej duszy. Nigdy czegoś takiego nie czułam. Wcześniej straciłam ojca, jednak kochałam go i wtedy towarzyszył mi ogromny żal i smutek. Ale teraz nie czułam nic. Kompletnie nic. 

Nie wiedziałam co ze sobą zrobić. W końcu nie zważając na nic wybiegłam z budynku kierując się przed siebie. Nie wiedziałam co robię i gdzie się znajduje. Po prostu szłam w nieznanym kierunku. A w zasadzie uświadomiłam sobie, że biegłam. Co się ze mną działo? Jack nie był nikim bliskim... Kurwa. Po prostu zabiłam niewinnego człowieka. Tak, wiem, że to nie ja pociągnęłam za spust, ale jednak to była moja cholerna wina. To nie jest tak, że jestem jakimś pieprzonym mordercą bez uczuć i zasad. Wiem, ile osób zabiłam. Wiem też dokładnie za co każda z nich zginęła. Ale do cholery Jack był jeszcze dzieckiem. Miał tyle możliwości, marzeń, planów. Może słusznie, że się mnie bał. Bo w końcu zginął przeze mnie. Przez jedną złą decyzję. Jeden zły ruch. 

Usłyszałam klakson samochodu i dźwięk hamulców. Ocknęłam się z transu widząc, że jestem na środku jakiejś cholernej ulicy i prawie potrącił mnie samochód. Zarejestrowałam mężczyznę, który wyszedł z samochodu i coś do mnie wykrzykiwał. Zignorowałam go i udałam się do sklepu na rogu, który właśnie zobaczyłam. Poszłam do działu alkoholi i i wybrałam butelkę whisky. Przypomniałam sobie o Nathanie. Poczułam lekkie wyrzuty sumienia, że go tam zostawiłam, bo nie wiedziałam jak się czuje po śmierci Jacka. W końcu był jego przyjacielem. Cholera. Muszę tam wrócić i zobaczyć co z nim. Nie żebym przywiązała się do chłopaka, ale jednak ponosiłam odpowiedzialność za to co się wydarzyło. Wiele nie myśląc, wzięłam drugą butelkę z tym samym trunkiem i udałam się do kasy. 

- Poproszę jeszcze paczkę papierosów i zapalniczkę. - powiedziałam oschle, a kasjerka popatrzyła na mnie ze współczuciem.

- Czy nie jesteś za młoda na alkohol? - zapytała z troską, czym bardzo mnie wkurzyła.

- Nie twoja jebana sprawa. - syknęłam.

- Poproszę jakiś dokument, bo nie będę mogła ci tego sprzedać. - powiedziała ze zwycięską miną. Wpadłam w szał. Wyjęłam broń zza paska i wycelowałam w kobietę.

- Wystarczający dowód!? Dawaj te papierosy suko. - praktycznie wykrzyknęłam, więc kasjerka przerażona wykonała moje polecenie.

Wyciągnęłam z kieszeni dwa banknoty i rzuciłam od niechcenia w stronę kobiety. Wzięłam moje zakupy do jednej ręki, a po opuszczeniu sklepu schowałam broń. Uświadomiłam sobie, że trochę przesadziłam. Ale jebać to wszystko. Otworzyłam whisky i od razu pociągnęłam kilka łyków. Trunek palił mój przełyk. Dawno nie piłam, ale nie przeszkadzało mi to. Nie chodzi o to, że jak nie byłam cholerną morderczynią bez uczuć, to od razu byłam człowiekiem z zasadami, który nie popełnia błędów.  Skończyłam z pracą dla rządu tuż po moich 18 urodzinach. Spłaciłam swój dług i byłam wolna. Chciałam poznać normalne życie ludzi w moim wieku. Zaczęłam mocno imprezować w przypadkowych klubach, pić do upadłego i czasem się z kimś pieprzyć. Spróbowałam też narkotyków. Na początku było super. Ale przy trzecim zejściu po amfie, totalnie mi odwaliło i prawie zabiłam człowieka. Opamiętałam się po 4 miesiącach i wyszłam na prostą, chcąc zacząć nowe, lepsze życie. Ale Jonathan uświadomił mi, że nie będę miała nowego startu, bo nigdy nie skończyłam z poprzednim życiem. I tak oto jestem tutaj, usuwając niezbyt udany rok z mojej historii.

 Odpaliłam papierosa i zaciągnęłam się dymem. Uspokoiłam się trochę, dzięki czemu mogłam zacząć myśleć. Uświadomiłam sobie, że nie mam pojęcia gdzie się aktualnie znajduje. Stwierdziłam, że nie będę się przejmować i wrócę taksówką... Miałam dość tego dnia. Ale wiedziałam, że czeka mnie jeszcze konfrontacja z Nathanem, która może nie skończyć się dobrze...

Łatwo zabićOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz