Rozdział 7.

5K 269 11
                                    

/sprawdzony*/

Szybko, lecz bezszelestnie schowałam teczkę do pudła, a pudło na regał. Drzwi otwierały się w prawo, więc stanęłam po lewej i wyciągnęłam broń. Kroki były ciche. Jakby ten ktoś również nie powinien tu być. Zbliżał się coraz szybciej, ale bardzo cicho. Miałam przewagę. On nie wiedział, że tu jestem, a ja wiedziałam gdzie on jest. Kiedy wszedł, wszystko zwolniło. Przyłożyłam broń do jego skroni i obróciłam go tak, że napierał na ścianę. Był półmrok. Widziałam, że to mężczyzna. Próbował wbić swój łokieć w moje ciało. W jakiekolwiek miejsce, ale ja trzymałam go jedną ręka za gardło, a w drugiej miałam broń. Poddał się. Popatrzyłam na jego twarz.

- Nathan!? Co ty tu do cholery robisz!? - wykrzyknęłam szeptem zdziwiona.

- Mógłbym zadać ci to samo pytanie. - wzruszył ramionami.

Zauważyłam, że ma rękawiczki. Ciekawe jak je zdobył... Nieważne. Przyłożyłam mu lufę do gardła. 

- Nie spotkaliśmy się tutaj. Jeśli ktoś się dowie to zginiesz - powiedziałam ostro przyciskając pistolet jeszcze mocniej. Nie był przestraszony. Promieniował spokojem. - Jak będziesz wychodzić, nie zapomnij zamknąć obu zamków w drzwiach.

Wyszłam szybko i skierowałam się niezauważenie do mieszkania. Nathan nie sypnie, bo sam by się wydał. Wiedziałam to. Ale czego on tam szukał? Czy też dostał zlecenie? No właśnie...

Zlecenie. 

Thomas Cage. 

Jonathan.

 Nie mogłam się mylić. Brązowe głębokie oczy patrzące uważnie ze zdjęcia. To na pewno był on. Zastanawiałam się jak go znaleźć. Od kiedy mnie tu przywiózł, już go nie widziałam... W dokumentach był oznaczony jako pozostający w czynnej służbie. Ale mógł być wszędzie! W każdej istniejącej amerykańskiej bazie wojskowej w Stanach i na całym świecie. Zaczęłam się również zastanawiać nad tym, że skoro Jonathan, a właściwie Thomas, ciągle był wojskowym, to nie mógł być agentem innych służb. Czy to oznacza, że wojsko chce mnie zwerbować? Czy nie mają wystarczająco chętnych? On na spotkaniu wyraźnie powiedział "my". Czego może chcieć ode mnie Wujek Sam... Jestem dobra, ale znajdzie się wielu lepszych, bardziej doświadczonych... Leżałam już w łóżku i myślałam. Czy to, że Cage to Jonathan zmieni moją decyzję? Raczej nie... Brak przywiązania to pierwsza zasada. Jednak chciałabym się dowiedzieć kto i dlaczego wydał na niego wyrok... Czy Nathan dostał to samo zlecenie gdybym nawaliła? Niemożliwe, znali mnie dobrze. Nigdy nie nawalam. Zaczęłam się zastanawiać, dlaczego ja to robię. Przyzwyczajenie? Nie mam już długu. Nie muszę tego robić, a nawet nie mogę... A może uzależnienie? Czy byłabym w stanie uzależnić się od zabijania? To brzmi strasznie... Nie jestem potworem bez żadnych uczuć. Był już środek nocy, lecz nie mogłam zasnąć. Analizowałam moją historię. 

Urodzona 24 czerwca 1996, dziewiętnaście lat temu. Mój ojciec - John Blake, wojskowy, pracujący pod przykrywką w cywilu przez cztery lata. Poznał moją mamę - Susan Rose Williams, kelnerkę w restauracji, w której jadł codziennie. Piękna miłość... od pierwszego wejrzenia. Potem pojawiłam się ja. Mój tata bardzo się cieszył dopóki moja matka nie zmarła w wyniku powikłań poporodowych. Lecz ojciec nadal mnie kochał. Byłam dla niego darem od losu. Zawsze to powtarzał. Nazwał mnie Emily. Emily Susan Blake. Był jednak wojskowym i nie umiał przekazywać swojej miłości tak, jak inni ojcowie. Kiedy tamci brali swoje dziewczynki do świata zabawek, mój tata zabierał mnie na strzelnice. Lubiłam to. Kochałam go bardzo. Uczył mnie wszystkiego. Również dyscypliny. Podróżowałam po całym świecie razem z nim i bywałam w wielu bazach wojskowych. Gdy miałam piętnaście lat został zamordowany. Podczas próby zatrzymania szefa gangu coś poszło nie tak. Już go nie było. Odszedł. Cierpiałam, naprawdę cierpiałam. W natłoku spraw nikt już o mnie nie pamiętał. Wszyscy zapomnieli o młodej dziewczynie, córce dowódcy. Pamiętam ten dzień. Siedziałam wtedy w naszym małym mieszkaniu na terenie jakiejś bazy. Spakowałam plecak. Był tam karabin snajperski i jakiś stary model smith&wesson. Trochę amunicji. Byłam wściekła i chciałam zemsty. Miałam niby tylko to piętnaście lat, ale dobrze wiedziałam co robię. Wyślizgnęłam się w nocy z bazy. Nikt mnie nie widział. Przez kilka dni zbierałam informacje. Dobrze wiedziałam gdzie się udać. Szłam dziesięć kilometrów. Do małego miasteczka. Miałam trochę pieniędzy. Starałam się jeździć autobusami na małe odległości. Było to mniej podejrzane. W końcu dotarłam w to obrzydliwe miejsce. Byłam wyszkolona przez ojca. Miałam wrodzony talent. Ukryłam się na małym stryszku. Czekałam. W końcu się pojawił. Ten mężczyzna. Ten który odważył się zabić Johna Blake'a. Wymierzyłam, strzeliłam. To było coś około dwustu metrów. Nie tak dużo. Ułamki sekund. Facet osunął się na ziemie. Zabiłam go. Byłam trochę w szoku. Zrobiłam to. Zemściłam się... Za mojego ojca. Gdy oddalałam się od miejsca zbrodni zauważyłam czarnego sedana stojącego na poboczu. Wysiedli z niego mężczyźni. Wyglądali jak agenci, ale nie byłam pewna. Odbezpieczyłam za plecami broń. Ale było ich dwóch i obezwładnili mnie. Założyli mi kajdanki i wpakowali mnie do samochodu. Byłam trochę przestraszona, ale bardziej tego co mogą mi zrobić. Na pewno wiedzieli, że zabiłam tego gościa. Kilka godzin później wprowadzili mnie do pokoju przesłuchań. Wyglądał poważnie. Siedziała w nim kobieta pałająca radością. Przedstawiła mi się jako psycholog. Już jej nie lubiłam. Próbowała ze mną rozmawiać. Chciała, żebym opowiedziała jej coś o sobie. Nie chciałam. Próbowała mnie zachęcać opowieściami o jej piesku. Jakiś Chihuahua czy coś. I oni chcieli powiedzieć, że to ja jestem psychiczna? Po dłuższych rozmowach okazało się, że pomimo mojego wieku, jestem już dojrzała i świadoma tego co zrobiłam. Dostałam wybór. Iść siedzieć na piętnaście lat za zabójstwo lub do osiągnięcia pełnoletności być ich najemnikiem. Dopiero później to do mnie doszło. Płatny zabójca. Ja, piętnastoletnia Emily miałam zostać mordercą. Zgodziłam się... Myślałam, że jest to lepsze rozwiązanie niż więzienie. Z czasem zastanawiam się czy dobrze wybrałam. Tyle niebezpiecznych akcji, zdana tylko na siebie. Tyle ofiar. Myślałam teraz o tych ofiarach... Zawsze zanim się zgodziłam, chciałam wiedzieć za co umrą. To byli poważni dealerzy broni, narkotyków. Inni zabójcy, terroryści. Teraz myślę o tym, że nie miałam nigdy żadnych wyrzutów sumienia. A w końcu śmierć to śmierć. Czy naprawdę nie miałam uczuć? Żadnych skrupułów? Tyle ofiar przez te trzy lata... 

Wiedziałam jedno. Musiałam się dowiedzieć dlaczego Cage zasłużył na śmierć. Co zrobił? Gdzie popełnił błąd? Odnalazłam siebie. Byłam pewna, że bez powodu go nie zabiję...

Łatwo zabićOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz