Epilog

3.1K 223 225
                                    

Pięć lat później...

- Kochanie, zjesz tosty? - usłyszałam, kiedy schodziłam po schodach.

- Musimy już jechać - westchnęłam patrząc na zegarek. - Zostaw, zjem później.

- Będziesz głodna - stwierdził troskliwie wstając z krzesła.

- Nie przesadzaj Danny, tylko się rusz, bo spóźnimy się przez ciebie. - przewróciłam oczami. 

Tak, w sumie to kilka miesięcy temu daliśmy sobie szansę. Po śmierci Aarona kompletnie nie mogłam się pozbierać i on był w zasadzie jedyną osobą, która mnie wspierała. Cały czas mieliśmy ze sobą kontakt i chyba w końcu zaiskrzyło. Nie mogę powiedzieć, że kocham go tak jak Rhoadsa, ale myślę, że z czasem pogłębimy to uczucie, albo wygaśnie i nic z tego nie wyjdzie.

Mówi się trudno, warto spróbować... Może to jednak on jest moim przeznaczeniem.

Wsiedliśmy do samochodu i ruszyliśmy do więzienia stanowego. Nathan za szczególne zasługi dla kraju i poświęcenie, zamiast dożywocia za to wszystko do czego się przyznał, dostał dziesięć lat z możliwością wyjścia po pięciu przy dobrym sprawowaniu. Pomimo wielu trudnych i długich przesłuchań nie wsypał swojego ojca. Wziął na siebie też zmuszenie naszej piątki do działania w gangu, dzięki czemu ja siedziałam dwa lata, bo jednak za dużo narozrabiałam, a reszta miała czyste konta. 

Luke z Cassie wyjechali na drugi kraniec Ameryki i mieszkają chyba w Seattle. 

Ethana nie widziałam od naszego ostatniego spotkania, ale z nim w zasadzie nigdy nie byłam jakoś blisko. 

Oczyszczenie Aarona za dużo nie dało, bo przecież był martwy, ale dostał pośmiertnie jakiś medal. Był żołnierzem i de facto oddał życie za ojczyznę.

A jeśli chodzi o Danny'ego... No cóż przy tylu morderstwach dostałby prawdopodobnie dożywocie... Zdobyłam dla niego lewe dokumenty i na razie jest dobrze, ale musimy być ostrożni. Dlatego też od dwóch miesięcy planujemy przeprowadzkę do Sydney, ale chcieliśmy poczekać, aż Nathan wyjdzie, bo może zechce pojechać z nami.

Zaparkowaliśmy przed wielkim kompleksem szarych budynków i czekaliśmy cierpliwie wpatrując się w bramę. 

Nie miałam zbyt miłych wspomnień z tym miejscem. Wiadomo odsiadka to odsiadka, a dodając do tego mój wybuchowy charakter i to, że połowę tego czasu spędziłam w izolatce za bójki, no cóż...

Ogólnie odnośnie mojej pracy. A więc przez ostatnie trzy lata dostałam jeszcze kilka zleceń od rządu, co dało mi kasę na utrzymanie. Poradziłabym sobie w sumie bez tego, bo miałam spore oszczędności z poprzednich lat. Miesiąc temu oficjalnie zrezygnowałam z posady najemnika.
Jak na razie naszym planem jest ustatkowanie się w Australii. Kto wie, może kiedyś założymy prawdziwą rodzinę, chociaż bardzo dziwnie to brzmi. W zasadzie nie wiem czy chciałabym mieć rodziców, którzy w przeszłości zabili łącznie jakieś sto osób... A do tego już widzę rozmowę, kiedy moje nastoletnie dziecko pyta jak się poznaliśmy: 

" - Tak ogólnie to mamusia wisiała w samej bieliźnie w magazynie, a tatuś z psychopatycznym uśmiechem ją katował, bijąc nie tylko pięściami i bawiąc się nożem, chcąc zdobyć pewne informacje. Nie, on wcale nie był damskim bokserem, taka była po prostu jego praca, moje dziecko. Potem próbował mnie jeszcze zabić, ale jakimś cudem przeżyłam. Większość blizn na moim ciele to robota mojego ukochanego. Nie masz się co martwić, teraz jest normalny. Chyba.

- Dlaczego to robił?

- Bo szef mu kazał, bo twoja mamusia była płatnym mordercą i zabiła kilku jego ludzi, drogie dziecko."

Bardzo normalni rodzice.

Dzieci to chyba jednak nie najlepsze rozwiązanie...

Oczywiście pomimo, że hajsu starczy nam raczej do końca życia, to wymyśliliśmy, że założymy klub bokserski. Niezły pomysł, zważając na nasze umiejętności. Może nawet Nathan będzie chciał z nami pracować. Nie mam pojęcia co planuje, bo dawno się nie widzieliśmy, a pięć lat w zaostrzonym rygorze trochę z człowiekiem robi... 

Wysiadłam z samochodu, bo było mi gorąco. Po kilkunastu minutach zauważyłam, że bramka w ogrodzeniu się otwiera. Zobaczyłam dwudziestopięcioletniego bruneta z lekkim zarostem, który przystanął i błądził wzrokiem po otoczeniu. Kiedy nasze spojrzenia się zblokowały, uśmiechnął się szeroko, a ja pobiegłam do niego i rzuciłam mu się na szyję, prawie go przewracając. 

- Jak dobrze cię widzieć - pisnęłam, a chłopak postawił mnie na ziemię.

- Cieszę się, że w końcu wyszedłem. Ostatnie dni były najgorsze. Dzięki, że przyjechałaś, siostra. - zaśmiał się przy ostatnim słowie. Po tym co razem przeszliśmy, zaczął mnie tak nazywać, bo sam stwierdził, że nigdy nie miał rodzeństwa, a jedyną jego bratnią duszą był Jack. 

- Mam być zazdrosny? - spytał Danny podchodząc do nas. Prawdopodobnie nie słyszał wcześniejszej rozmowy, a tylko widział jak rzuciłam się chłopakowi na szyję.

- Chwila, co? - zdziwił się Nate. - Jesteście razem?! - prawie krzyknął, a ja się roześmiałam. 

- No, tak od pół roku - odparł łysy.

- Nie no, nie wierzę! Zaraz wam coś zrobię! - wkurzył się, a ja popatrzyłam na niego mocno zdziwiona. - Przez pół roku nie byliście w stanie mnie o tym poinformować?! 

- Oj tam, oj tam - parsknęłam. - Chodźmy na pizzę. Z tego co pamiętam, to w więzieniu raczej dobrze nie karmią. Mamy pięć lat do obgadania! 

Wsiedliśmy pospiesznie do samochodu i Danny ruszył do centrum miasta, do nasze ulubionej restauracji.

- Nate, w sumie to zamierzamy się przeprowadzić do Sydney. Nie chcesz może z nami pojechać? - spytałam po chwili odwracając się na fotelu. - W zasadzie to nie masz do czego wracać... - dodałam ciszej.

Dwa lata po całej akcji policja w końcu namierzyła Scorpiona i zrobiła niezły nalot. Narkotykowy boss wiedząc, że już nie uda mu się zwiać, po prostu strzelił sobie w głowę. Czy był tchórzem? Nie wiem, nie powinno się oceniać takich zachowań... Nathan bardzo to przeżył, a kiedy go o tym poinformowałam, rozwalił dwa krzesła w sali widzeń i pięciu strażników musiało go uspokajać. Potem przez miesiąc prowadziłam rozmowy z szefem więzienia o tym, że działał wtedy pod wpływem tak strasznych wiadomości. Gdyby nie to, pewnie siedziałby kolejne pięć lat... Sasha jako przykładna partnerka próbowała odbudować gang, ale kiedy skapnęła się, że jej się to nie uda, spierdoliła do Rosji. Pieprzona suka.

Może to zabrzmi śmiesznie, ale ostatecznie ja zajęłam się pogrzebem Scorpiona, na którym udało się pojawić Nathanowi. 

- W zasadzie to czemu nie. - uśmiechnął się lekko.

- Założymy klub bokserski - zaśmiałam się.

- Z takimi trenerami jak wy, będzie najlepszy na świecie - dodał Danny. 

I wszystko było na swoim miejscu.

Może nie jak z amerykańskiego snu, ale wydaje mi się, że w tym momencie byłam szczęśliwa.

Z chłopakiem i "bratem" u boku.

Chcąc w końcu zacząć normalne życie.

Zamykając rozdział zwany przeszłością.

KONIEC

Łatwo zabićOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz