Rozdział 9.

4.3K 247 31
                                    

/sprawdzony*/

Jasna cholera. Obserwują mój kontener już dwie godziny. A ja obserwuje ich. Byłoby mi łatwiej jakbym miała jakąkolwiek broń. A ona jest w środku. Jestem ciekawa jak przez cały dzień będę się ukrywać w zamkniętej bazie wojskowej. Często robiłam to jako dziecko, dla zabawy, ale wtedy nie byłam poszukiwana, więc jak ktoś na mnie przez przypadek wpadł, to kazał mi wracać do domu. Muszę też pomyśleć o jedzeniu i jakimś zabezpieczeniu. 

Po namyśle stwierdziłam, że łatwiej będzie ukryć się na widoku. Pod latarnią zawsze najciemniej. W końcu baza jest duża. Jest tu mnóstwo ludzi. Można się dołączyć do kadetów, przy okazji poszukać broni, amunicji, kryjówki. Dobry plan. Czas go wdrożyć. Może nadarzy się również okazja do wykonania zlecenia. Chociaż zaczęłam coraz bardziej wątpić w to, że ktoś podejrzany o dwa zabójstwa pojawi się nagle w swojej jednostce, jak gdyby wszystko było w porządku... Życie nie jest proste. Każdy ma inną historię i inne problemy. Ja aktualnie nie jestem w najlepszym położeniu. Dochodziła czwarta trzydzieści... Najwyższa pora, żeby zacząć działać. Emily musi pokazać na co ją stać. Niewidzialność. To klucz do sukcesu. Wbrew pozorom nie jest nieosiągalna. Może nie w takiej formie jak wszyscy sobie ją wyobrażają, ale jednak. Ruszyłam przed siebie, lecz dalej trzymając się w cieniu. 

Musiałam być silna. 

Dyspozycyjna w stu procentach.

***

Siedziałam na stryszku starego magazynu. Było to dość bezpieczne miejsce. Potrzebowałam odpoczynku. Nie zmrużyłam oka od jakiś trzydziestu godzin. Bywało dłużej oczywiście, ale cholerne trzydzieści godzin w pełnej gotowości, do wszystkiego co może nastąpić, to nie jest zwykłe trzydzieści godzin. 

Lecz teraz siedziałam oparta o ściankę, obserwując ruchy za oknem i zjadając kanapkę, którą jakimś cudem zdobyłam. Miałam też już broń. Był to zwykły karabin snajperski masowej produkcji dla przeciętnego szeregowca, który chce kiedyś być profesjonalistą. No cóż. Trzeba było obyć się bez lepszego sprzętu i tłumika. A jakiś kadet, który w dziwnych okolicznościach zgubił broń ma pewnie przerąbane. Zastanawiałam się czy szczęście mi dopisze. Trzeba było liczyć na najlepsze, ale nastawić się na najgorsze. Zwykle kończyło się czymś pomiędzy...

- Lecz tym razem może być ciekawie - mruknęłam sama do siebie, obserwując przez okno dwóch żandarmów wyprowadzających kogoś z samochodu. 

Położyłam się, ustawiłam karabin i popatrzyłam przez lunetę. Nie spodziewałam się, że los aż tak mi sprzyja. Był to mężczyzna, ale bez kajdanek. Prawdopodobnie chodziło o jakieś przesłuchanie. Ale tak, to był Jonathan. Bez wątpienia. Trzeba było więc to załatwić szybko. Zanim wejdą z nim do środka. Już miałam go na celowniku, kiedy usłyszałam jakiś szelest za mną. Jednak to nie spowodowało rozproszenia. Kilka sekund nie zrobi różnicy, pomyślałam, i już chciałam nacisnąć spust, kiedy poczułam zimny metal na swoim karku. To był pistolet. Kurwa. Odłożyłam broń i powoli podniosłam ręce. Ktoś chwycił mnie za ramie i pomógł wstać, jednocześnie dalej przyciskając lufę do karku. Powoli się obróciłam.

- Nathan?! Do jasnej cholery, co ty tu robisz?! - wykrzyknęłam zdenerwowana.

- Lepiej się uspokój, weź rzeczy i zejdź ze mną na dół. Wszystko ci wyjaśnię.

Byłam bardzo ciekawa o co chodzi, jednocześnie wkurwiona, że byłam o krok od wykonania zlecenia, a ten dupek wszystko zepsuł. I jeszcze miał teraz nade mną przewagę, co irytowało mnie coraz bardziej. Zeszłam po ściance starego magazynu, a na dole czekało już dwóch żandarmów. Cholera. No to po mnie. Nie próbowałam uciekać, ponieważ nie widziałam wyjścia z sytuacji. Na razie. W ciszy zaprowadzili mnie do samochodu. Zdziwiłam się, bo nie założyli mi kajdanek... Czyli nie byłam aresztowana? O co tu w zasadzie chodzi? Do samochodu wsiadł również Nathan. Uśmiechał się do mnie. Ale ja miałam ochotę go udusić. I to tak na poważnie. Czemu zawsze wpieprza się tam gdzie nie trzeba. 

Łatwo zabićOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz