5. Cholera, ktoś sypnął

5.2K 315 20
                                    


Siedzący koło mnie żandarm nagle wyciągnął broń. Byłam trochę zdezorientowana, ale czujna, jak zwykle. Podnosił pistolet w stronę majora za kierownicą. Wszystko w mojej głowie działo się w zwolnionym tempie. Moja reakcja była praktycznie natychmiastowa. Złapałam go za kark lewą ręką, a prawą zacisnęłam w pięść i uderzyłam z całej siły w jego nadgarstek. Broń wypadła, ale w ostatniej sekundzie, kiedy gość trzymał już palec na spuście. Przycisnęłam jego głowę do szyby. Major zdążył już zorientować się w sytuacji i ostro zahamował. Niepostrzeżenie nacisnęłam klamkę, drzwi się otworzyły, a gość wypadł z samochodu pod moim naciskiem. Zeskoczyłam na niego i został obezwładniony. Nieźle, stara, nie wychodzisz z wprawy. Major również wysiadł z pojazdu i do nas podszedł.

- Cholera, ktoś sypnął. No tak... - myślał głośno. - Nie spodziewałem się tego po tobie, sierżancie, myślałem, że sobie ufamy. Parszywy z ciebie śmieć.

Po tych słowach skuł go i wsadził znów do samochodu. Nie musiał wzywać radiowozu, bo nie było to konieczne. Wiedział, że kiedy gnoja będzie pilnować kilku wkurzonych kolegów, na pewno nikomu nic nie grozi. Dojechaliśmy do bazy kilka minut później. Intuicja podpowiadała mi jednak, że to nie koniec mojej przygody z żandarmerią. Nie myliłam się, bo chwilę później zostaliśmy wezwani do gabinetu majora Bennetta. Usiedliśmy przy biurku.

- Ta akcja była dość trudna ze względu na naszego kreta, którego nie wykryliśmy. - zaczął. - Tylko, że mamy pewien problem. Nie jesteście formalnie żandarmami, więc nie macie prawa do używania broni w momencie zatrzymania przestępców bez wyraźnej zgody przełożonego, czyli mnie. A wy zastrzeliliście dwóch. Jednakże jestem wam osobiście bardzo wdzięczny za uratowanie życia, więc nie poniesiecie konsekwencji wynikających z tej sytuacji. Natomiast musicie słuchać rozkazów, bo to jest celem szkolenia, a wasza niesubordynacja w tamtym momencie była niedopuszczalna. Za to musicie być ukarani, żeby nauczyć się na przyszłość. Czy to jest jasne? Przed drzwiami czeka na was jeden z naszych sierżantów, sto pompek i dwa okrążenia wokół bazy - zapowiedział.

- Ale za co? - oburzył się Nathan. - Gdyby nie ta niesubordynacja, to leżelibyśmy wszyscy w piachu.

- Żołnierzu, nie dyskutuj - rzucił groźnie mężczyzna.

- Nie jestem żołnierzem. - prychnął Nate.

- Nie pozostawiasz mi wyboru, do kary dorzucam jeszcze po pięć pasów na placu - powiedział.

- To w ogóle zgodne z prawem? - spytałam w sumie ciekawa, ale potem uświadomiłam sobie jak arogancko to zabrzmiało.

- Dziesięć - rzucił niewzruszony.

- Luz, tylko zapytałam. - uniosłam dłonie w obronnym geście, a potem wstałam i zasalutowałam i brunet również to zrobił.

Szczerze? Nie byłam zdziwiona tym wszystkim. W wojsku trzeba było słuchać rozkazów i to normalne, że musiał nas za to ukarać. Wyszliśmy z chłopakiem przed budynek. Padało. Czekał tam na nas sierżant, który miał wszystkiego dopilnować.

- Major mi przekazał co trzeba - poinformował. - Na ziemię, szczyle.

Przewróciłam oczami, ale wykonałam polecenie i zaczęliśmy robić pompki. Gdy ciężkie krople deszczu spadają na plecy, to niestety nie jest przyjemne, ale do przejścia. Potem zaczęliśmy biec i zobaczyłam baraki mieszkalne i ten jeden, w którym przebywałam kilka lat i przypomniałam sobie taką sytuację z dzieciństwa.

- Tato, wróciłam już! - rzuciłam, z uśmiechem przekraczając próg domu.

- Super, Emily, chodź na zewnątrz - polecił dość poważnie, wychodząc z kuchni, więc razem wyszliśmy przed mały budynek i usiedliśmy na schodkach, obserwując bezchmurne niebo. - Mała, dostałem informację, że byłaś niegrzeczna w szkole i bardzo mi się to niepodoba - rzucił, więc wbiłam wzrok w podłogę, a on pociągnął mnie na kolana. - Patrz, widzisz tych żołnierzy? - pokazał mi dwóch przebiegających mężczyzn. - Są bardzo zmęczeni, bo muszą dużo biegać i to ich kara za to, że nie słuchali przełożonych. Czy ja też muszę cię ukarać, czy zrozumiałaś o co mi chodzi, będziesz już grzeczna i przeprosisz nauczyciela? - postawił mnie przed sobą.

- Rozumiem, tatko, przepraszam - powiedziałam szczerze, więc przyciągnął mnie do siebie i pocałował w czoło.

- Jesteś bardzo inteligentną sześciolatką. - pogłaskał mnie.

Uśmiechnęłam się lekko na to wspomnienie i wróciłam do rzeczywistości, zrzucając mokre włosy z twarzy. Niezbyt mi się chciało tyle biegać w deszczu, ale co zrobisz, jak nic nie zrobisz... Widziałam, że Nathan też nie był szczęśliwy. Ale byłam silna z natury i nigdy nie potrzebowałam ćwiczyć godzinami, aby podołać takim zadaniom. Brunet, jako że był przeciwnej płci też nie narzekał. W końcu skończyliśmy i byłam dość zmęczona, a sierżant właśnie zaprowadził nas na plac, koło stołówki, gdzie zebrało się kilka osób. Miało to prawdopodobnie na celu doszczętne upokorzenie nas, ale szczerze to miałam na nich wyjebane. Zobaczyłam Bennetta, który zawołał nas gestem.

- Kara za niesubordynacje, dziesięć uderzeń - zapowiedział zebranym.

Nie potrzebowaliśmy z Nathem specjalnego zaproszenia i po prostu ściągnęłam przemoczoną kurtkę i oliwkowy podkoszulek, a chłopak zrobił dokładnie to samo. Moje plecy szybko poczuły deszcz i pomyślałam, że serio może zaboleć, bo mokra skóra na mokrą skórę ciągnie dwa razy bardziej, ale postanowiłam sobie, że nawet nie pisnę.

- Kto pierwszy? - zapytał Bennett, a żołnierze wybrali Nathana, jakby to serio miało jakiekolwiek znaczenie, więc chłopak oparł się o ścianę i otrzymał pasy, które pozostawiły zaczerwienienia na jego plecach.

Potem ja niewzruszona zrobiłam to samo i gdy poczułam pierwszy raz to już nie byłam taka obojętna, bo to jednak bolało, ale udało mi się przetrwać to honorowo, tylko ostatnie uderzenie siadło porządnie, więc wyprostowałam się naturalnie.

- Helikopter już na was czeka, wracacie do siebie. Odmaszerować - rzucił oschłe polecenie, więc ubraliśmy się i skierowaliśmy się w tamtym kierunku.

- Przepraszam, że ci się przeze mnie oberwało, nie powinienem się odzywać - mruknął Nate.

- Daj spokój, nie ma sprawy - odparłam, trącając go łokciem, na co lekko się uśmiechnął.

Dopiero po ósmej wróciłam do mojego mieszkania po dość trudnym dniu. Po wszystkim musieliśmy jeszcze iść na wieczorne ćwiczenia, a przez podróż ominął nas obiad, więc nie było kolorowo. Usiadłam na łóżku i byłam dość zaskoczona, kiedy zauważyłam urywek kartki na stoliku. Podniosłam się i podejrzliwie na nią popatrzyłam.

Thomas Cage.

Zastanowiłam się chwilę i przeszukałam wzrokiem pomieszczenie, a potem sprawdziłam szafę, gdzie znalazłam papierową torbę.

Właśnie dostałam zlecenie i to nie było normalne, bo skąd niby ten ktoś wiedział gdzie jestem...

Otworzyłam torbę, beretta, amunicja oraz plik pieniędzy... Nigdy nie zwracałam uwagi na pieniądze, bo i tak miałam ich pod dostatkiem, a nie posiadałam żadnych materialnych dóbr, więc nie miałam zbytnio na co ich wydawać. Usiadłam na łóżku i zaczęłam się zastanawiać czy przyjąć to morderstwo. Nie miałam już immunitetu, mogli mnie zwyczajnie wsadzić. Ale czy wiedzieliby, że to ja? Przecież umiem dobrze zacierać ślady. Jednak czy to wystarczy, skoro ktoś tak łatwo mnie znalazł? Przeszukałam ponownie pokój. Brak kamer, podsłuchów i tego typu rzeczy. A więc jak, do cholery? To pytanie krążyło w mojej głowie wraz z drugim. Czy przyjąć zlecenie? Byłam dobra. Bardzo dobra. A więc co zrobić?

Łatwo zabićOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz